poniedziałek, 30 marca 2015

Francowaty Francuski?

Uwielbiam kupować książki za grosze w supermarketach. Takie z wielkiego kosza, po kilka złotych, zazwyczaj autora, o którym nigdy wcześniej nie słyszałem. Proste - ryzykuję równowartość dobrego piwa. W najgorszym wypadku nabędę coś, co można podłożyć pod krzywą nogę krzesła, w najlepszym - odkryję jakąś perełkę.

Czasem ten proces jest dwuetapowy.

Najpierw kupuję tanią książkę.

Na przykład "Błazen" Christophera Moore'a. Twarda oprawa, obwoluta, całkiem solidne wykonanie. Książka z 2009 roku, więc nie taka znowu stara (choć nie jest to oczywiście nowość). Cały ten luksus kosztował mnie zawrotną kwotę 6,99PLN.

Książka jest czymś w rodzaju parodii Szekspira. Zaskakująco zabawnej i rubasznej.

Jednak czytając posłowie autora, gdzie autor tłumaczy się, że nie ma nic przeciw Francji i Francuzom, a słów błazna o "pieprzonym francuskim" użył, bo nie mógł się oprzeć aliteracji, zacząłem podejrzewać, że coś mogło przepaść w tłumaczeniu.

I tak sięgnąłem po książki Moore'a w oryginale. Była to jedna z najprzyjemniejszych rzeczy, jakie spotkały mnie w ostatnich latach (co być może mówi Wam aż zbyt wiele o jakości mojego życia).

W każdym razie - rubaszne poczucie humoru króluje we wszystkich książkach autora. Łączy je zresztą nie tylko to: niektóre rozgrywają się w tym samym mieście i na drugim planie opowieści pojawiają się postacie z innych książek. Co może momentami nieco dezorientować nowego czytelnika - bo na przykład taki detektyw, albo rudowłosa wampirzyca w "Dirty Job" wydają się pojawiać bez wyraźnej przyczyny i mówić o rzeczach, które nie mają nic wspólnego z fabułą... Ale nawet świeży czytelnik nie powinien mieć przez to większych kłopotów.

Nie zamierzam tutaj pisać pełnowartościowych recenzji... ale jest kilka pozycji, które szczególnie chciałbym polecić (zwłaszcza w wersji oryginalnej).

- "Dirty Job". Opowieść o szarym, nudnym facecie, który pewnego dnia zostaje Śmiercią (nie mylić z "Mortem" sir Pratchetta).

- "Lamb". Czyli te lata z życia Chrystusa, które jakoś nie załapały się do Biblii. A jest tego ponad dwie dekady.

- "Fluke". Czyli wieloryby, podwodna cywilizacja i kupa śmiechu.

- "Fool". Czyli wspomniany wcześniej "Błazen". Genialna przeróbka Szekspira. I wielki zawód na tłumaczu - naprawdę, nie znalazł polskiego odpowiednika dla aliteracji "fucking french"?

- "Sacre Bleu". Moja ulubiona powieść Moore'a, rozgrywająca się w środowisku impresjonistów. Dopóki jej nie przeczytałem, nawet nie zauważałem, jak wiele niebieskiego jest w ich obrazach.


Wszystkie inne też są kapitalne, ale powyższe według minie stanowią lekturę obowiązkową. I bądźmy szczerzy - zabrakło Pratchetta, a prawie wszyscy potrzebujemy jakiegoś, jakiegokolwiek autora, który potrafi sprawić, że po wyjątkowo spierdolonym dniu, czytając książkę odkrywamy, że wciąż jesteśmy w stanie się śmiać.

piątek, 27 marca 2015

Dziennik modułoroba

Prace nad moim modem do Neverwinter Nights trwają. Oto ciąg dalszy mojego developer-diary.
Oczywiście, nie podaję dat, tylko kolejne dni pracy nad modułem - czasem mam dzień przerwy.

Dzień 5:

Roboczodzień poświęcony na przeszczepienie skryptów z Poligonu do Revolution Calling. Trochę kłopotów z ograbieniem postaci z całego złota - ale w końcu udało się nieco inną drogą, niż w tutorialu z Leksykonu.
Poza tym stworzyłem więzienne ciuchy, żeby PC, jak już ucieknie z pudła, miała dodatkowy problem. Teraz będzie musiała jakoś pozbyć się ciuchów, które rzucałyby się w oczy patrolom szukającym uciekinierki i cywilom.
Oczywiście, oznacza to, że muszę jakoś powstrzymać gracza przed bieganiem na golasa... Ale to problem na inny dzień.
Podsumowując: PC najpierw jest sprawdzana, czy ma właściwą płeć, level i rasę (jeśli nie - moduł informuje, jaką postacią należy grać i się zamyka), jest ograbiana z ciuchów i złota, na ich miejsce dostaje więzienne szmaty, no i zaczyna wewnętrzny dialog (jeszcze nie napisany) który ma rozpocząć pierwszego questa: wydostanie się z pierdla.

---------------

Dzień 6:

Roboczodzień zmarnowany na kombinowanie, jak stworzyć trupa. Samo stworzenie NPCa i zrobienie mu skryptem kuku okazało się nieskomplikowane. Kłopot w tym, że trup ma obrzydliwą tendencję do znikania. Na razie kręcę się w kółko.

-------------

Dzień 7:

Jak to zwykle bywa, dotarło do mnie, co robię źle, gdy tylko wyłączyłem laptop. Wystarczy dać w inventory NPCa jakiś przedmiot oznaczony jako "dropable"... i dopóki nikt nie zabierze tego przedmiotu z trupa, denat będzie posłusznie leżeć na swoim miejscu.
Mówiąc krótko - współwięzień naszej PC jest bezpiecznie martwy. Drzwi do celi zamknięte na amen - nie da się potraktować ich wytrychem, a próby wyłamania gołymi pięściami (PC jest rozbrojona) skazane na niepowodzenie.
Napisałem dwa krótkie opisy - dla drzwi celi i współwięźnia. Piszę po angielsku i mózg zaczyna mi zgrzytać, bo sam nie wiem, w jakim języku myślę.
W dzienniku pojawiają się dwa questy - jeden, ogólny, na razie jest tylko placeholderem, drugi to proste zadanie: ucieknij z więzienia. Drugi też nie jest napisany do końca, ale już mam jakiś punkt zaczepienia.
Poza tym po więzieniu chodzi strażnik. Na razie nie robi nic poza tym, ale wkrótce to się zmieni.

---------------

Dzień 8:

Seks w modzie może być tylko w formie werbalnej (tzn. w moim modzie. Inni potrafią zrobić własne hak packi i stworzyć odpowiednią animację).
Ale jeśli dwie figurki stoją obok siebie, a w niewielkim okienku dialogowym wyświetla się odrobina erotyki (te wszystkie naprężone męskości, buzujące hormony i wilgotne kobiecości, nieprawdaż) to efekt będzie co najwyżej komiczny.
Muszę chociaż zgasić światło.
Jeśli mamy czarny ekran, a w okienku dialogowym wyświetla się odrobina erotyki, to przynajmniej nie powinno wywoływać rechotu (nie licząc ewentualnego nabijania się z grafomańskiej porno-prozy).
To oznacza, że dziś pracuję z Poligonem, a nie z Revolution Calling.
I tak kawałek roboczodnia poszedł na opracowanie skryptu, który gasi światło (efekt wizualny "darkness"), co było w miarę łatwe. Reszta poszła na odkręcenie tego efektu - jak scena erotyczna (dialog) się skończy, znowu ma się zrobić jasno na scenie. I było to zaskakująco skomplikowane.
W końcu zajrzałem do cudzego moda i znalazłem skrypt na usunięcie WSZYSTKICH efektów z obiektu. Zmieniłem go tak, żeby obiektem była nasza PC i na razie działa wystarczająco dobrze.
Oczywiście... gdyby na PC był jeszcze jakiś inny efekt, może jakiś buff, to też by przepadł... Gdyby była to klątwa, to nawet zabawne: w moim świecie seks zdejmuje klątwy i leczy drobne przypadłości! Sexual healing! Alleluja!
Mimo wszystko, to może narobić w przyszłości kłopotów.
Ale tym będę się martwić, jeśli dojdę do takiego etapu.

---------------------

Dzień 9:

Dzisiaj nie skrypty. Dzisiaj pisanie dialogu. A raczej monologu wewnętrznego.

To trudniejsze, niż się wydaje.

Od tego monologu zaczyna się mój mod. Muszę w niego wcisnąć ekspozycję. To znaczy - tyle, żeby gracz miał jakieś pojęcie, czemu jest w więzieniu i nabrał motywacji, aby zeń spieprzyć, ale jednocześnie żeby nie zasnął z nudów przedzierając się przez tony zbędnych zdań. Ekonomika dawkowania informacji.
Tylu poprawek dla tak niewielu linijek dialogu nie robiłem od bardzo dawna.

Poza tym jest coś, co mnie wkurza. Dyndające literki. Czyli "I" oraz "a" na końcu wersu. Nie wiem, czy w ogóle da się je posprzątać - w żadnym tutorialu/poradniku nikt się o tym nie zająknął. Najwyżej już takie zostaną. Trudno. Tylko mój wewnętrzny redaktor nie przestaje zgrzytać zębami.

---------------------

Tak na marginesie, to zwykle dyndające spójniki nie spędzają mi snu z powiek. W normalnych dokumentach tekstowych stosuję zasadę "jak najmniej formatowania, żeby ewentualny redaktor nie musiał się szarpać z tym, co spieprzyłem", więc tekst jest wyrównany do lewej i literki sobie dyndają.
Podobnie na tym blogu - uważam, że jeśli coś nazywa się blog, to nie ma dość godności, aby zasłużyć sobie na porządne wyjustowanie tekstu.
Ale jakoś w grze te literki działają mi na nerwy. A w angielskim jest ich zaskakująco dużo.

Teraz jestem na etapie pisania kolejnego dialogu, tym razem takiego, w którym wreszcie organy płciowe pójdą w ruch. Cóż, skoro nie udało mi się spełnić życiowego marzenia i znaleźć pracy w pornobiznesie, mogę przynajmniej wyreżyserować sobie kilka porno-scenek do mojego modułu...


Za kilka dni ciąg dalszy.

poniedziałek, 23 marca 2015

void main ()

Jakiś czas temu napisałem, że zamierzam zrobić moduł do Neverwinter Nights. Jak często bywa, nie pisałem tak do końca poważnie.

Pomysł był następujący:
- Mam Neverwinter Nights zainstalowane na laptopie. Co mnie samego trochę zaskakuje, bo nigdy nie lubiłem tej gry. Grafika wygląda koszmarnie, okna dialogowe są mikroskopijne, a fabuła oryginalnej kampanii była durna i nafaszerowana dziurami logicznymi. Właściwie to kilka miesięcy temu zainstalowałem NWN, bo byłem ciekaw dwóch dodatkowych kampanii - i do tej pory nie znalazłem czasu/siły/ochoty aby się im przyjrzeć...
- W każdym razie, mam NWN, a w zestawie jest NWN Aurora Toolest - czyli mogę napisać własną przygodę.
- Na początek ściągnąłem z sieci kilka tutoriali, Leksykon i generator skryptów.
- Stworzyłem prosty mod, zgodnie z instrukcjami jednego tutoriala. Nie rozumiałem ponad połowy tego, co zrobiłem, ale co tam, jedziemy dalej.
- Przeznaczyłem codziennie od 45 minut do godziny na zabawę/pracę z NWN Toolsetem.
- Założyłem plik txt, w którym notuję, co danego dnia udało mi się zrobić.
- Miałem pobawić się przez tydzień, może dwa, a następnie wyekstrahować z powyższego dziennika materiał na post z serii "Krok po kroku", w którym ponabijałbym się z własnej głupoty, nieznajomości matematyki i informatyki, z pomysłu na robienie modułu do tak starej gry i na końcu w ten czy inny sposób wycofałbym się z pomysłu robienia moda, a tym bardziej tworzenia własnej gry.

Proste, prawda?

Sęk w tym, że czwartego dnia coś się wydarzyło. A było to tak:

Dzień 1:

Ponieważ jestem świeżo po obejrzeniu "Notorious" Hitchcocka, uznałem, że mój mod do Neverwinter Nights będzie historią kobiety wplątanej w jakąś aferę szpiegowską. Takie detale, jak świat przedstawiony i konkretna fabuła opracuję później.

Na razie muszę opracować, jak zmusić gracza, aby grał postacią właściwej płci.

Dzięki Cthulhu za Lilac Soul's Script Generator.

Po zaledwie dwóch godzinach kombinowania udało mi się zmusić moda do rozpoczynania dialogu wewnętrznego, jeśli gracz zdecyduje się grać samcem. Po następnych dwóch udało mi się zmusić do działania skrypt EndGame - który powinien odpalać, gdy PC ma jądra.

Przydałoby się też ograniczyć gracza, aby nie grał zaimportowaną postacią z wysokim levelem. Jeszcze nie wiem - ale podejrzewam, że dla spójności fabuły będzie to konieczne - czy nie wprowadzę też ograniczenia dotyczącego klasy i rasy.

Na wszelki wypadek lepiej wykombinować, jak to zrobić. Ale to zostawiam sobie na jutro, dzisiaj już i tak nabiłem nadgodziny.

------------

Dzień 2:

Mod, w którym pracowałem nad skryptem eliminującym samczych PC jest moim poligonem doświadczalnym. Nawet nazywa się "Poligon".

Dzisiaj przyszła pora na założenie prawdziwego pliku z prawdziwym modem (a raczej tym, co nim kiedyś, przy odrobinie fuksa, będzie).

Tytuł roboczy: Revolution Calling.

Cały dostępny dziś czas poświęcony na sprawdzanie, który z tilesetów nadaje się na wnętrze więzienia (jak wiadomo z gier Bethesdy, cRPG które jest kasowym sukcesem musi zaczynać się od sceny w więzieniu). W końcu mam swoją małą celę.

--------------

Dzień 3:

Ponieważ PC zaczyna w więzieniu, należy rozbroić. Skrypt, który dokumentnie czyści inventory łatwo znaleźć w tutorialach - sęk w tym, że PC, choć pozbawiona dóbr doczesnych, nie powinna siedzieć w celi nago. Jak zachować jakieś ciuchy?

Pierwsza opcja, to najpierw zniszczyć wszystko, co ma nowo utworzona postać, a następnie stworzyć w jej inventory ciuchy i je założyć.

Druga opcja, to zniszczyć całe inventory PC, z wyjątkiem tego, co akurat ma na sobie.
Ta opcja ma dwa warianty - łatwy, czyli taki, w którym zniszczeniu nie ulega zbroja i hełm, oraz trudniejszy, w którym tylko zbroja nie ulega zniszczeniu.

Kłopot z drugą opcją jest taki, że jakiś sprytny gracz może w innym modzie stworzyć postać, zostawić na pierwszym levelu, ale wyekwipować w jakąś wypasioną zbroję i wyeksportować. To oznacza dwa problemy: raz, nasza PC, niby totalnie zielona, znikąd ma magiczną super-bajer-alleluja zbroję, która nie pomogła jej uciec przed aresztowaniem, ani nie została zabrana przez chciwych strażników. Dwa, zbroja z innego modułu nie znajduje się w palecie mojego moda - co może mieć mało seksowne skutki.

Co mnie wkurzyło?
Cały dzisiejszy czas poświęciłem na rozpracowywanie opcji drugiej. Dopiero pod koniec, kiedy znalazłem się na etapie "you can leave your hat on" (znaczy, poza kaskiem i zbroją PC traci wszystko), dotarło do mnie, że bardziej logiczne będzie ogołocenie postaci i ubranie jej w jakieś badziewne szmaty.
Odpowiedni skrypt powstanie jutro.

------------------

Dzień 4:

Zamiast skryptu na striptiz PC, cały roboczodzień poświęcony na opracowanie mechaniki związanej z lokalną zmienną...

Może zacznę od początku.
W moim modzie będzie nie tylko przemoc, rąbanie, mordowanie, kradzieże, wulgaryzmy - ale też seks (jak kiedyś pisałem, wiem, że ludziom podoba się "The Game of Thrones". Znaczy, musi być seks i w miarę możliwości kazirodztwo).
Ale samo bzykanie nie wystarczy.
Jak już pisałem, jestem po "Notorious", więc zwyczajnie zakładam, że dla PC seks będzie środkiem do celu - może PC będzie się prostytuować, aby zarobić na ekwipunek, może musi uwodzić jakiś gestapowców, żeby wyciągnąć od nich informacje... Na razie jest logicznie (choć seksistowsko, mizoginistycznie i niedojrzale. Ale logicznie).
Jednak chcę, żeby używanie seksu jako broni zostawiało jakiś ślad na psychice bohaterki. To też logiczne - bo o ile za pierwszym razem PC może mieć jakieś opory zanim pójdzie do łóżka z okupantem, to za dziesiątym razem te opory będą minimalne. Za setnym zapewne żadne.

Jeszcze za wcześnie decydować, czy zmienną będzie moralność, wstyd, czy dajmy na to, nimfomania. Ale chciałem opracować mechanizm.

Dzięki Leksykonowi i Generatorowi skryptów chyba się udało.

--------------------

No i właśnie... Niby nic wielkiego, napisałem (a raczej zmodyfikowałem utworzone w generatorze) kilka skryptów, które ustalają pewną zmienną, potem w oparciu o jej wartość uruchamiają wyświetlanie odpowiednich opcji dialogowych, aby wreszcie zmodyfikować wartość tej zmiennej.

To podstawowy mechanizm, na którym opiera się działanie jakiegokolwiek questa. Nie odkryłem Ameryki.

Ale gdy całość zaczęła działać, coś zatrybiło w mojej czaszce.

Napisanie tego modułu nie będzie łatwe. Ale teraz widzę, że jest możliwe.

Mało tego, mój durny mózg już zaczął opracowywać fabułę. Pomysły już buzują, dialogi już się wykluwają, NPC zaczynają się pojawiać i nabierać rumieńców... Fakt, na razie tylko w mojej głowie, ale stamtąd droga do moda, choć wyboista, jest możliwa do pokonania.

Oczywiście, nie zrobię cudów - większość tego, co będzie się działo (łącznie, zgadliście, z seksem) nie będzie miało własnych animacji (bo nie ma ich w seryjnej palecie Toolsetu)... Ale przypomniałem sobie, że jedna z moich ulubionych gier i zarazem - być może - jeden z najlepszych pecetowych erpegów w historii, czyli Planescape: Torment, też opierał się na kilometrowych opisach i gargantuicznych dialogach, a nie na dokładnych animacjach. Wiadomo, nie stworzę następcy Tormenta, ale wiem, że da się dobrze bawić grą, która zwyczajnie wyświetla werbalny opis, a nie szpanuje tworzoną godzinami animacją w full 3D.

Poza tym odkryłem, że na neverwintervault.org wciąż jest aktywna społeczność, która produkuje mody. Teoretycznie, jeśli uda mi się ukończyć mój moduł, to mam szansę na jakąś publiczność.


Nie przestaję pracować nad moją erpegową przygodą. Za kilka dni następne notatki z dziennika moduło-twórcy.

środa, 18 marca 2015

Spot the pod person

Wybory na prezesa RP nadchodzą nieubłaganie. Uznałem, że najwyższa pora sprawdzić, kto w ogóle startuje (do tej pory starannie unikałem informacji na ten temat). Rzucę okiem, nie przyglądając się takim szczegółom, jak program, materiały prasowe i obietnice.

Od najniższego poparcia zaczynając:

Anna Grodzka.
Kandydatka, której start albo jest wyrazem jakiegoś nieuzasadnionego optymizmu, co do otwartości umysłów narodu, albo próbą dodania sobie do CV zdania "startowała w wyborach prezydenckich '15".

Wanda Nowicka.
Skądś znam to nazwisko... Ale nie mam pojęcia, skąd. Możliwe, że myli mi się z bosmanem z książek Szklarskiego o Tomku...

Marian Kowalski.
Z takim nazwiskiem, po prostu nie miał wyboru i musiał iść do Ruchu Narodowego. No bo Kowalski, najbardziej polskie nazwisko świata, no i Marian - znaczy, Maria, Najświętsza Dziewica, Królowa Polski... tylko w męskiej wersji.

Adam Jarubas.
Fryzura, z przyczepionym do niej facetem.

Janusz Palikot.
Człowiek, który w miejscu poglądów ma tabliczkę "Ta przestrzeń do wynajęcia".

Janusz Korwin-Mikke.
Muszka, z przyczepionym do niej narządem mowy, w żaden sensowny sposób nie połączonym z rozsądkiem.

Magdalena Ogórek.
Ładna kobieta, z przyczepionym do niej beznadziejnym sztabem i Leszkiem Millerem.

Paweł Kukiz.
Człowiek, który odkrył, że tutaj jest jak jest.

Andrzej Duda.
Człowiek, który szybciutko oblałby Test Turinga.

Bronisław Komorowski.
Człowiek, który zgolił wąsy (to dobrze, tylko dyktatorom do twarzy z wąsami) i nie umie napisać wyrazu "ból" bez strzelenia ortografa (to mniej dobrze, nawet niektórzy dyslektycy potrafią ogarnąć pisownię trzyliterowego słowa).


I na kogo tu zagłosować? Znaczy, będąc mną, ubogim bezbożnikiem, pijakiem i osobą o krok od ubezwłasnowolnienia?

Grodzka albo Ogórek.

Kłopot z panią Ogórek jest taki, że wspiera ją osoba, która własnoręcznie udusiła i zarżnęła polską lewicę, a teraz siedzi na jej stygnącym trupie i go sodomizuje. To skutecznie mnie odstrasza od głosowania na kandydatkę Sojuszu.

Została pani Grodzka.

Potem zastanowię się, na kogo oddać głos w drugiej turze, w której zabraknie mojej kandydatki.

-----------------------------

Edit (1.05.15) - zważywszy, że nabijałem się z prezydenta Komorowskiego za ortografa, a sam umieściłem w tym wpisie metryczną tonę literówek (mam nadzieję, że dziś usunąłem ostatnią)... w każdym razie, trochę mi głupio. Prawie wstyd. Więc w ramach zadośćuczynienia pewnie postawię "X" przy nazwisku pana Bronisława w drugiej turze - w pierwszej chyba padnie na tego pana z Demokracji Bezpośredniej, jak tylko w końcu zapamiętam, jak się on nazywa.

poniedziałek, 16 marca 2015

Droga do "early access" zaczyna się od małego kroczku.

Jak pisałem wcześniej - droga do forsy wiedzie przez early access. Niestety, trzeba zrobić kawałek gry, który będzie w miarę działać, nie wystarczy tylko naobiecywać cudów - to nie wybory prezydenckie.

*

Najpierw może wyjaśnię dwie rzeczy: po pierwsze, do robienia gier mam dokładnie takie same kwalifikacje, co do kręcenia filmów.

Filmy oglądam całe życie, ale nigdy żadnego nie nakręciłem. W gry gram niewiele krócej - zacząłem od River Raid na Atari 800XL - i też żadnej nigdy nie wyprodukowałem.

Szczerze mówiąc, z filmem byłoby mi łatwiej. Wystarczy smartfon, program do edycji video i można już coś kręcić.

A gry? Gry to poważna sprawa.

A ja nie tylko nie umiem programować - i tutaj ta druga rzecz. Nie radzę też sobie z matematyką - tak jak niektórzy mają dysleksję (mówię o tej prawdziwej, a nie o tej, którą załatwiało się u szkolnego psychologa, żeby nie dostawać pały z polskiego za strzelanie ortografów), tak ja mam problem z matmą. 7x8? Nie wiem. Muszę policzyć (poruszając ustami i wspomagając się na palcach, po tym jak wyjdzie mi 57 uznać, że coś jest nie tak i policzyć jeszcze raz) albo po prostu sięgnąć po kalkulator.

Krótko mówiąc, napisanie gry w moim przypadku to pomysł szczególnie ambitny.

*

Jest kilka programów do robienia gier.

Gdybym chciał zrobić tekstową przygodówkę, albo interactive fiction (są tacy, którzy argumentowaliby, że to w zasadzie jedno i to samo), nie miałbym problemu. Krótka konsultacja z Googlem Wszechmogącym natychmiast podsunęła kilka opcji - atrakcyjnych, bo nie wymagających umiejętności programistycznych, ponadto darmowych. Twine, ADRIFT, TADS, RAGS, Quest... jest w czym wybierać.

Sęk w tym, że wolałbym zrobić taką grę, do której gracz siada i nie musi się uczyć tych wszystkich komend, które trzeba ręcznie wklepywać, aby grać w tekstówkę. Poza tym, jeśli mam być szczery, słabo z tutorialami dla początkujących. Nie ma ich wiele i nie pokazują, jak zrobić pewne rzeczy, które chciałbym zobaczyć w swojej grze.

RPG Makera rozważyłem i szybko odrzuciłem - kosztuje prawie sześćdziesiąt dolców, nie stać mnie na takie ekstrawagancje.

*

Przez chwilę wyglądało na to, że jeśli chcę stworzyć grę, to jednak muszę nauczyć się programować. Może Java, może C++, może flashowy Action Script (przy czym warto pamiętać, że Flasha nie rozdają za darmo, znowu staje na mojej drodze bariera finansowa).

Miałem zachować się po męsku i niczym Cimoszewicz, spieprzyć do lasu i z godnością się poddać, gdy przyszedł mi do głowy pomysł, jak obejść powyższe problemy.

Ciąg myślowy przebiegał mniej więcej tak:

- Chcę, żeby gra skupiała się na opowieści.

- Chcę, żeby bohater się zmieniał wraz rozwojem historii.

- Chcę nadać grze pozór nieliniowości - tzn. jest konkretny cel, który gracz musi osiągnąć, ale wiedzie do niego kilka dróg.

- Wolałbym, żeby gra nie była tylko tekstowa.

- Nie umiem sam zrobić grafiki. Ani dźwięków. Ani muzyki...

W związku z tym znalazłem banalnie proste rozwiązanie.

NWN Toolset.

Czyli zamiast własnej gry od podstaw, robię "zaledwie" mod do Neverwinter Nights.
Dlaczego?

- Wszystko, co chcę zobaczyć w mojej grze oznacza, że marzy mi się cRPG, albo chociaż przygodówka z elementami RPG.

- Robienie moda oznacza, że nie muszę się przejmować takimi drobiazgami, jak grafika i dźwięki - to wszystko już jest w zestawie. Muszę tylko poskładać klocki i napisać historię.

- Jest sporo poradników, tutoriali i coś, co nazwano Leksykonem, więc nawet mój wyniszczony gorzałą mózg ma szanse to ogarnąć.

- Poza tym na pewno mnóstwo osób ma wciąż zainstalowaną kilkunastoletnią grę i regularnie ściąga nowe mody, right?

*

Oczywiście, jest jeden szkopuł: specyfika NWN oznacza, że jestem ograniczony do fantasy.

Nie darzę tego gatunku jakimś większym sentymentem, ale nie jestem całkiem w lesie. Jak pamiętają Stali Czytelnicy, przebrnąłem przez kilka książek fantasy. Wiem, że ludziom podoba się na przykład "The Game of Thrones".

Wiem w takim razie, co musi się znaleźć w moim modzie.

Seks, gwałty i kazirodztwo.

Nie ma problemu. Jeszcze czegoś takiego nie pisałem, ale to nie może być trudne.

Najpierw mod. Jeśli wyjdzie dobrze, pomyślę o zrobieniu gry od podstaw. A potem - Kickstarter, Early Access, Steam Greenlight i będę bogatym człowiekiem.

Zaczynam od jutra.

środa, 11 marca 2015

Gratulacje dla redakcji tvn24.pl


- Rosja uśmierciła i tak martwy traktat. Dlaczego informuje o tym właśnie teraz?

- Mikrofon czy lampka? Minister postanowił sam się doświetlić

- Gdy zabrudziła pościel, przewijały ją
 inne matki. Gdzie były pielęgniarki?

- Porachunki gangsterskie
 z narkotykami w tle?

- Musztra w szkole, zaklejanie ust taśmą? Rzecznik Praw Dziecka: myślałem, że to żart

- Ubierała Kaczyńskiego, ocenia Komorowskiego. Garnitur do obory to wpadka?

- Zniknie bat na niepłacących alimenty?

- Koniec gwiazdy "Top Gear"? Jeremy Clarkson zawieszony za "burdę" z producentem

- Biało-czerwone Final Four? Polskie drużyny krok od historii

--------------------------

Tak, to lista nagłówków z godziny 10:45, w których znalazłem znak zapytania - i to nie wszystkich, bo był jeden z cytatem z jego wysokości prezydenta ("Palec possiesz?") - a że to prezydent powiedział, a nie redaktor, to nie zaliczyłem.

Dziewięć nagłówków. Jeszcze raz, cyfrą: 9. Na ogólną liczbę 44.

To portal filozoficzny, zadający pytania i dociekający, czy prawda to piękno, czy informacyjny, czyli taki, który, bo ja wiem... Może ma podawać jakieś fakty..?

W każdym razie, droga redakcjo tvn24.pl:

Mnie pytacie? A skąd ja mam wiedzieć? Ale spoko, włączę Polsat News, i jak tylko się dowiem, to dam Wam znać.

poniedziałek, 9 marca 2015

Niezależność - to brzmi dumnie.

Rozważmy grę niezależną. Taki "Rimworld" na przykład.

Sama gra polega na tym:
- Obca planeta.
- Ląduje na niej trójka kolonistów (każdy ma swoje umiejętności, upodobania i cechy charakteru).
- Wykorzystując dostępne materiały, muszą przetrwać.
- Robią to, budując sobie schronienie, broń, źródło energii elektrycznej, w końcu nawiązują wymianę handlową z kosmicznymi handlarzami i lokalnymi mieszkańcami, opracowując nowe technologię, itd.
- Do trójki kolonistów powoli dołączają następni - niektórzy z własnej woli, inni niekoniecznie.
- Całość ma prostą oprawę graficzną i dźwiękową.

Proste prawda? Nawet jakby zbyt proste...

Tyle że gra wciąż się rozwija. To tak zwany wczesny dostęp. Alpha Build - czyli przed nami jeszcze wersja Beta gry, a dopiero potem "finalny" produkt. Co jakiś czas wychodzi nowsza wersja programu - nowy build. Przybywa rzeczy, które mogą się wydarzyć, rzeczy, które można wynaleźć, zbudować... Gra rośnie, niczym roślinka doniczkowa, regularnie podlewana pieniędzmi graczy.

*

I teraz ciekawa rzecz: gra jest wydawana niezależnie. Rozwoju nie wspiera żadne wielkie studio. Na początku grę tworzył jeden człowiek - plus zakontraktowana dwójka podwykonawców, jeden od grafiki, drugi od muzyki. I tyle.

Zrobienie gry wymaga poniesienia pewnych kosztów. Inwestycji. Jak można sobie na to pozwolić, kiedy działa się w pojedynkę, a kredytu na coś, co równie dobrze może okazać się hitem jak klapą nikt przy zdrowych zmysłach nie zaciągnie (a żaden sensowny bank nie udzieli)?

Co zrobił autor? Jak pisałem, wczesny dostęp.

Gracze płacą cenę, jak za ukończoną grę, a dostają nieukończoną i obietnicę, że praca wciąż trwa, a produkt zostanie ukończony.

*

To w sumie mały cud.

Gdybym teraz ogłosił, że piszę książkę, ale żeby się na niej skupić, nie mogę martwić się takimi pierdołami, jak rachunki, więc kochani, jeśli chcecie, żebym ją napisał, dajcie mi forsę, a w zamian wyślę wam te kawałki manuskryptu, które są już napisane, no i jak powieść będzie ukończona, to dostaniecie własny egzemplarz, a jeśli ktoś da mi naprawdę dużo forsy, to nazwę jego imieniem którąś z postaci - gdybym tak zrobił, roześmialibyście się mi w twarz.

A w świecie gier "indie" coś takiego to codzienność.

Max Bialystock byłby wniebowzięty.

*

Takich gier jak Rimworld jest mnóstwo (nie tyle w sensie kolonizowania obcej planety, ale w sensie wczesnego dostępu).

Niektóre są totalnie niezależne, inne można znaleźć w serwisie Steam (gdzie też są niezależne. Ale na Steamie, więc na przykład nie można pakować do nich zdjęć z golizną, choć przemoc nie stanowi tematu tabu. Zabawna ta moralność). Niektóre z nich odniosły sukces na Kickstarterze - wydawać by się mogło, że forsa z Kickstartera wystarczy, aby wyprodukować grę, ale jednak nie, jednak trzeba iść w model wczesnego dostępu.

*

Nie chcę tutaj naruszyć dobrego imienia autora Rimworld. Jak na razie nie zrobił nic, co dawałoby mi do tego podstawy.

Jest jednak coś, co mnie niepokoi.

Na stronie www Rimworld jak byk widnieje informacja, że sprzedano już ponad 65 000 kopii.
Najtańszy pakiet kosztuje 30 dolarów.

Policzmy...

Milion dziewięćset pięćdziesiąt tysięcy dolców.

1950000$.

A to tylko najtańsze pakiety - dla majętnych graczy są dostępne nawet takie za 200$.

OK, twórca gry musiał zapłacić za hosting strony, komputery zjadły prąd, trzeba było zapłacić osobie od grafiki i tej od muzyki, na pewno odpowiednia skarbówka dopomniała się o swój haracz... Ale wciąż - to nie są jakieś drobne pieniądze.

Teraz to, co mnie martwi: wkrótce ludzie przestaną kupować kopie gry.
Autor przestanie zarabiać.
A gra jest nieukończona. Nawet nie jest w Becie.

Tylko pragnienie zachowania dobrej opinii wśród klientów (graczy) może utrzymać autora przy pracy nad grą, która już nigdy nie zarobi ani dolara.

*

Oczywiście, jest sposób na przedłużenie żywotności gry: DLC i expansion pack. Ale żeby to się udało, gra powinna być ukończona.

*

Powtórzę jeszcze raz: nie zarzucam tutaj nic złego autorowi Rimworld. Właściwie wybrałem go jako obiekt do rozważań tylko dlatego, że widziałem filmiki na jutjubie pokazujące gameplay, a na oficjalnej stronie gry jest informacja o liczbie sprzedanych egzemplarzy gry - co pozwoliło mi się doliczyć tych blisko dwóch milionów baksów.

Ludeon i Rimworld są w porządku.

Ale na Steamie można bez większego trudu znaleźć gry, których autorzy zgarnęli forsę za wczesny dostęp, po czym odsprzedali za grosze jakimś naiwniakom prawa do dalszego rozwoju programu, a sami zniknęli, zostawiając graczy bez forsy i z niedokończoną grą. Która taką pozostanie, bo nowi właściciele projektu już nigdy nie zarobią na nim ani dolara - więc czemu mieliby inwestować czas i zasoby w dalszy rozwój trupa?

*

W świetle moich ostatnich rozważań o opracowaniu sensownego kantu, dochodzę do wniosku, że muszę zmienić działalność.

Muszę zrobić grę komputerową.

Nawet nie całą grę, tylko taki kawałek, który będzie wyglądał, jakby działał.

A potem Kickstarter. I wczesny dostęp. Albo chociaż Patreon.


Jak trudne może być zrobienie gry? Jeśli w perspektywie majaczą dwie bańki zielonych - wszystko jest możliwe.

niedziela, 8 marca 2015

Ósmy marca

Kiedy dawno temu znalazłem się w tym ciemnym i zimnym miejscu, z którego jedyną drogą ucieczki wydaje się pętla i solidna gałąź, dziewczyna mojego kolegi powiedziała mi coś, co sprawiło, że nie zawiązałem pętli.
"Tacy jak my, z rozbitych rodzin, są zwyczajnie twardsi."
Uwierzyłem jej - ale wtedy byłem nastoletnim matołem. Teraz myślę, że nie miała racji, nie na dłuższą metę - ale teraz jestem dużo starszym, regularnym głupcem.
Innym razem, kiedy znowu zrobiło się koło mnie zbyt ciemno i zimno, rzuciła mnie moja Największa, Jedyna i Prawdziwa Miłość. Nie poszedłem na tory pod Intercity, bo wiedziałem, że ta farbowana jędza uzna, że skończyłem ze sobą, bo nie potrafiłem bez niej żyć.
Nie mogłem dać jej takiej satysfakcji.
Miałem kiedyś koleżankę - i bardzo chciałem być dla niej kimś więcej, niż tylko kolegą. Kłopot polegał na tym, że ona potrzebowała w swoim życiu co najmniej trzech mężczyzn: jednego, z którym sypiała, jednego, którego kochała na zabój i jednego, który służyłby za ścianę płaczu o każdej porze. Mnie przypadła rola tego ostatniego.
Kiedy się w końcu zorientowałem w powyższej sytuacji, odkryłem w sobie nowe pokłady gniewu. Na nią, oczywiście, bo łatwo za cokolwiek obwiniać odtrącającą kobietę, ale też na siebie - bo okazałem się tak żałosnym i zaślepionym kretynem.
Ponieważ dźganie przechodniów na ulicy nożem jest nielegalne, musiałem znaleźć sobie inny sposób, aby jakoś ten gniew wypalić.
Wymyśliłem pseudonim. Zacząłem pisać recenzje filmów i wylewać z siebie żółć. W sumie dobrze się bawiłem.
Próbuję tu powiedzieć, że gdyby nie kobiety, nie byłbym tym człowiekiem, którym się stałem. Gdyby nie kobiety, wcale by mnie nie było.

Innymi słowy:


Drogie Czytelniczki, składam Wam najlepsze życzenia z okazji Dnia Kobiet.

środa, 4 marca 2015

Znacie je, kochacie je... Nagłówki!

Nagłówki z tvn24.pl, tak między 13 a 14.

- Najważniejszy wojskowy w USA: absolutnie powinniśmy rozważyć dostarczenie Ukrainie broni
Bo za każdym razem, jak to robiliśmy, dobrze wychodziło. Mudżahedini, Contras... Same sukcesy.

- Ambasador Rosji: nie było aneksji Krymu,
 a Moskwa grozić Polsce nie ma zamiaru
Trzeba było zadać najpierw pytanie z grupy kontrolnej: panie ambasadorze, jaką mamy datę? Ciekawe, co by odpowiedział.

- 15-latek jechał rowerem, zginął od ciosu nożem. "Nie miał szans, by się obronić"
I dlatego powinno się zdelegalizować noże. A potem widelce. I łyżki. A w końcu rowery.

- Putin: zabójstwo Niemcowa ma polityczny podtekst
A ja myślałem, że to było zwykłe samobójstwo...

- Czeczeńscy separatyści: trop w sprawie zabójstwa prowadzi do Kadyrowa
Czeczanland Yard i ich prowadzący detektyw Czeczenlock Holmes nie mają wątpliwości.

- "Jeśli ktoś się nie szczepi, to można powiedzieć, że jest głupi"
Jeśli ktoś się nie szczepi, to można powiedzieć, że wcześniej czy później będzie martwy.

- W internecie chciał sprzedać swoją nerkę. Został zatrzymany
Pewnie pochodził zza granicy i nie opłacił cła za wwiezioną do kraju nerkę, na której chciał zarobić.

- Modlitwa przed lekcjami? "Nikomu nic
 się nie stanie, jak dzieci się pomodlą"
Tym bardziej nikomu nic się nie stanie, jak się, kurwa, nie pomodlą.

- Stracił panowanie nad kierownicą, skasował cztery auta
Zaryzykowałbym śmiałe stwierdzenie i powiedział, że stracił panowanie nad całym samochodem.

- Uwaga, nieubłaganie nadchodzi wiosna!
Jeśli ta informacja pochodzi od ambasadora Rosji, jeszcze nie chowałbym do szafy ciepłego kożucha.

- Selekcja imigrantów na Wyspach. Nowe pomysły Farage'a uderzą w Polaków?
Wreszcie znak zapytania. A jeśli uderzą (tzn. jeśli UKIP wygra wybory) - będzie to ironia losu na skalę kontynentalną. Ci wszyscy Polacy, którzy spieprzyli na Wyspy przed PiSem, gdy bliźniacy byli u władzy, zostaną wydymani przez brytyjski odpowiednik PiSu.

- Satelita Pentagonu eksplodował
 na orbicie. "Nieprzewidziane zdarzenie"
A ja myślałem, że Pentagon specjalnie wysadził swoją zabawkę.

- Jest możliwe życie bez glutenu? Zobacz, jak by wyglądało
Naprawdę, cieszy mnie ten kant z glutenem - potwierdza moje zdanie o ludzkości jako takiej.

- Koniec ze ściąganiem. Program antyplagiatowy w gimnazjach i liceach
Po wprowadzeniu programu odsetek osób z jakimkolwiek wykształceniem spadnie do jakiś pięciu procent populacji.

- "Kiedy ją gwałcono, nie powinna była się opierać. Powinna była siedzieć cicho"
Znowu Korwin-Mikke?

- Średnia, czyli jaka? Naukowcy już wiedzą, ile ma przeciętny penis
Cholera, ja nawet nie wiem, ile ma mój. Jakoś przez całe życie nie czułem potrzeby dokonywania pomiarów...

- Pół miliona zł na polską grę
Ten nagłówek wymieniam jako subtelną zajawkę tematu growo-finansowego, którym będę się zajmować w najbliższych tygodniach. Przeznaczenie? Znak od Cthulhu?

Na żadnym z powyższych, nawet tym o penisie, nie kliknąłem. Czego i Wam życzę... No dobrze, jak BARDZO chcecie, kliknijcie sobie na ten o penisie. Pewnie wyjdzie jakieś 12-13 centymetrów w stanie wzwodu (wiem, bo czytałem książkę Mary Roach).

BTW, wiecie, jak NASA rozwiązała problem kompleksów penisowych? Astronauci sikają do specjalnego urządzenia, które musi dość dokładnie pasować do członka. Urządzenie występuje w dwóch rozmiarach: Dużym i Bardzo Dużym.
Po problemie.

poniedziałek, 2 marca 2015

Zdradzę Wam sekret...

Pospolita kradzież najczęściej sprowadza się do tego, że należy odwrócić uwagę ofiary (Za tobą!) i zabrać jej pieniądze.
Są różne warianty powyższej sytuacji - może ofiara nie zwraca uwagi na to, że ktoś właśnie wychodzi z jej mieszkania z wszystkimi kosztownościami, ponieważ akurat wyjechała na wakacje do Hiszpanii? W każdym razie, kiedy ofiara nie patrzy, traci majątek.

*

Oszustwo to wyższa szkoła jazdy.
Trik polega na tym, żeby zachęcić ofiarę, aby dobrowolnie oddała swoje pieniądze, w zamian nie dostając nic wartościowego.
Solidne oszustwo to takie, kiedy ofiara nawet jak się połapie, że została wydymana, nie jest w stanie zgłosić się na policję - bo nie ma podstaw prawnych do wszczęcia postępowania.

*

Wybitny kant to taki, kiedy ofiara daje kanciarzowi forsę i nigdy się nie orientuje, że jest dymana.

*

Próbowałem już w życiu uczciwej pracy - bolą od niej mięśnie, stres ściska żołądek, a gratyfikacja nie jest godna poniesionego wysiłku.
Pora opracować kant - może nie od razu wybitny, ale choć w miarę solidny.

*

"Daj mi swoją forsę" raczej nie zadziała - to nawet nie kant, to zwykłe żebranie.

*

"Dajcie mi forsę, a coś wam powiem" - trochę lepiej, ale za mało, aby zachęcić ofiarę. Poza tym żądanie pieniędzy jest zbyt brutalne.

*

"Zdradzę wam sekret, jeśli dacie mi kilka złotych na obiad" - jeśli powiemy to tysiącowi przypadkowych przechodniów, kilku pewnie da po złotówce, tak dla świętego spokoju.
Nie utrzymałbym się z tego, trzeba myśleć dalej.

*

Jak podnieść odsetek tych, którzy zaczepieni dadzą parę groszy? Sekret musi być atrakcyjny. Czego absolutnie nikt nie wie? Co chcemy wiedzieć? Czego nie da się sprawdzić (a zatem, nie da się udowodnić kłamstwa)?

"Zdradzę wam sekret tego, co dzieje się z nami po śmierci. Podzielę się z wami tą wiedzą nieodpłatnie - ale z żalem muszę zaznaczyć, że jestem chory i ubogi, jeśli możecie podzielić się ze mną kilkoma groszami, będę niezmiernie wdzięczny" - nieźle, ale wciąż potraficie wyczuć kant, prawda?
Kombinujmy dalej.

*

"Wiem, czego się lękacie. Wiem, że chcecie spotkać tych, którzy już odeszli. Wiem, że cierpicie. Wiem też, że wszystko będzie dobrze - otóż istnieje potężna istota, która stworzyła Świat i sprawuje nad nim nieustanną pieczę. Ta istota życzy nam wszystkim jak najlepiej. I jeśli będziemy grzeczni, w nagrodę spotkamy się z tymi, których straciliśmy - chyba, że ich nie lubiliśmy, wtedy nie musimy się obawiać pośmiertnego spotkania, bo te bydlaki są w jakimś innym miejscu, takim, do którego po śmierci idą ci, co byli niegrzeczni. Mam bezpośredni kontakt z tą istotą. Mam podręcznik, napisany przez tę istotę - i po wielu latach studiów, jestem jednym z nielicznych, którzy potrafią go zinterpretować. Jeśli chcecie cokolwiek wiedzieć, jeśli potrzebujecie pocieszenia i zapewnienia, że wszystko NAPRAWDĘ będzie dobrze - przyjdźcie do mnie i wpuśćcie wspomnianą wyżej istotę do swych serc. Widzimy się za tydzień - przy wyjściu jest świnka-skarbonka, zbieramy co łaska na remont dachu i nowe krzesła".

Genialne.

Mam nadzieję, że nikt mnie nie ubiegł, bo ten interes to żyła złota... Cholera, może nie powinienem się dzielić tym pomysłem publicznie..?