środa, 3 września 2014

The good Doctor

Kiedy BBC zreanimowało "Doctora Who" i dało mu twarz Ecclestona, udało im się wzbudzić moje zainteresowanie.

Dziewiąty Doktor był facetem, który robił to, co uważał za słuszne - ale niekoniecznie dobre dla rasy ludzkiej. Nie cieszył się z tego, co go spotykało. Patrząc na niego mogłem uwierzyć, że to postać, która ma kilkaset lat i sporo nieprzyjemnych rzeczy widziała.

Dziewiątka miał też paskudny gust jeśli chodzi o wybór towarzyszki. Nigdy nie pojąłem, jak scenarzyści mogli uznać, że żwawy ośmiosetlatek może zobaczyć cokolwiek interesującego w Rose Tailor (lub podobnie - nie chce mi się robić wikipediowego researchu, a naprawdę nie obchodzi mnie, jak ta durna baba się nazywała).

Potem pojawił się Tennant. Nie był zły, ale miałem wrażenie, że to wcielenie Doktora jest adresowane do nastoletnich dziewczyn, mających tendencję do podkochiwania się w młodym nauczycielu angielskiego. Podczas jego szychty pojawiło się kilka naprawdę fajnych odcinków - "Blink" wciąż pozostaje moim ulubionym. Może dlatego, że było w nim bardzo mało Doktora. Niezrozumiałe zauroczenie Rose trwało... Mimo, że tym razem towarzyszką Doktora została najbardziej fantastyczna kobieta, jaką można sobie wymarzyć. Martha Jones otrzymała piękną twarz Freemy Agyeman - co samo w sobie by mi już wystarczyło, ale na tym nie skończyły się jej zalety. Raz, była prawdziwym doktorem... no dobrze, lekarzem. Dwa, nie była typową głupiutką damą w opresji - Martha potrafiła sama sobie radzić z problemami, można było na niej polegać, potrafiła w pojedynkę powstrzymać inwazję kosmitów... Szczerze mówiąc, zasłużyła na własny, lepszy serial.

Kiedy na scenę wkroczył Matt Smith zbaraniałem. Chłopak jest młodszy ode mnie*, ma fatalną dykcję, a nagle odgrywa kilkuset letniego kosmitę. To mógłbym jeszcze wybaczyć, ale po kilku odcinkach przekonałem się, że Jedenasty Doktor zachowuje się jak gówniarz. Doktor Smitha sam był swoim największym fanboyem. Patrzenie na niego było żenujące. Target serialu zmienił się z nastoletnich dziewcząt na chłopców z wczesnych klas podstawówki. Do tego pojawił się nowy problem - stery ekipy scenarzystów przejął Moffat. I choć rzeczywiście, dawniej Moff potrafił napisać pojedyncze udane odcinki - jak choćby wspominany wcześniej "Blink" - to jako oberscenarzysta okazał się równie kompetentny, co Stalin jako opiekun podległego mu narodu. Ponowne wykorzystywanie starych pomysłów, wdupczanie w co się da Daleków i Łkających Aniołów...
Obejrzałem może z sześć odcinków, po czym przestałem.

Obiecałem sobie, że nigdy już nie będę tracić czasu na "Doctora Who".

A teraz złamałem obietnicę.

Wszystko przez Capaldiego.

W chwili, kiedy to piszę, mam za sobą dwa odcinki z nowym Doktorem. Może za wcześnie, żeby wydać jednoznaczną opinię, ale już wiem, że postaram się obejrzeć następne epizody. Dlaczego?

Nowy Doctor mówi wyraźniej. Znowu jestem w stanie go zrozumieć. Nie jest swoim własnym fanem numer jeden. Patrząc na niego znowu mogę dopuścić możliwość, że to kosmita, który przeżył setki lat. Już w pierwszym odcinku ustala, że nie jest chłopakiem swojej towarzyszki podróży - swoją drogą ładnej, ale nie dorastającej Marcie Jones do pięt - mało tego, zamiast wpatrywać się w siebie nawzajem maślanymi oczami, Doctor i obecna towarzyszka wymieniają złośliwości**. Jednak konflikt to podstawa, przynajmniej na ekranie. Kiedy bohaterowie się lubią, ale często kłócą, jest ciekawiej, niż gdy do siebie wzdychają jak zadurzeni nastolatkowie.
Poza tym ten Doctor jest chyba najmroczniejszy od czasu Ecclestona. I bardzo dobrze.

Nie wiem, czy nadchodzące odcinki będą dobre. Nie wiem, czy ogólny temat tej serii jest sensowny. Nie wiem, czy Moffat nie zmarnuje szansy, jaką "Doctor Who" dostał u mnie dzięki zmianie odtwórcy głównej roli.

Wiem jedno: Doctor znowu jest mężczyzną, a nie chłopcem.

------------------
* No dobrze, to kwestia miesięcy, ale chodzi o zasadę.
** Mój ulubiony dialog (z pamięci, a byłem nieco pijany, więc nie jest dosłownie):
Towarzyszka: Nie życzę sobie żadnych komentarzy o moich biodrach!
Doctor: Ależ masz wspaniałe biodra! Jesteś zbudowana jak prawdziwy mężczyzna.