Dawno temu, w telewizji trafiłem na serial "Supernatural". Pierwszy odcinek, jaki widziałem, był czarno-biały. Już to przykuło moją uwagę. Drugim haczykiem, na który się złapałem, był samochód - olbrzymi chevy, jakiego nie było w innych serialach. Szybko przekonałem się, że dialogi są niezłe, fabuła taka sobie, muzyka - w pierwszych sezonach - zajebista, a patrzeć można, według indywidualnych upodobań, na bohaterów, czyli dwóch ślicznych chłopców, albo na gościnnie występujące dziewczyny (moją ulubienicą była blondwłosa Ruby).
Przez pewien czas oglądałem "Supernaturala" z przyjemnością. Zaczynając od siódmego sezonu, przyjemność zdechła, zostało przyzwyczajenie. Teraz nawet tego nie ma. Cały ten bajzel z aniołami i demonami znudził mnie już jakiś czas temu. Ale! Warto wspomnieć, że serial zaczął obiżać loty po tym, jak z ekipy wypisał się jego twórca, Eric Kripke.
Kiedy zobaczyłem, że Kripke stworzył następny serial, "Revolution", byłem co najmniej ciekaw efektów.
Pierwszym sygnałem ostrzegawczym było nazwisko J.J. Abramsa - nic firmowane przez tego pana nie przypadło mi dotąd do gustu. Ale co tam, pomyślałem, stary dobry "lens-flare J.J." jest tylko producentem. Może nie będzie tak źle.
A jednak.
Nie wytrzymałem do końca pierwszego odcinka.
Pewnie jestem niesprawiedliwy. Możliwe, że dałem się zwieść pierwszym wrażeniom. Może "Revolution" jest solidnym serialem. Ale i tak nie dam mu drugiej szansy.
Serial jest postkurwapokaliptyczny.
Problem z apokalipsą polega na tym, że aby stanowiła dobre tło dla opowieści, trzeba ją solidnie przemyśleć. Co dostajemy tutaj?
Pewnego dnia gaśnie prąd. Jeden facet coś wie na ten temat - podejrzewam, że jest jednym z ważniejszych bohaterów - wszystkie interesujące dane trzyma na pendrivie, ale z widzami nie zamierza się nimi dzielić. Prądu brak, samoloty spadły z nieba, auta przestały działać, lodówki nie chłodzą, Facebook zdechł, Zuckerberg sprzedaje gołębie pocztowe*, rząd się rozpadł, cywilizacja cofnęła się o dwieście lat**.
Kiedy jakiś pseudo-warlord wjechał do wioski, w której od piętnastu lat wegetuje rodzina gościa od pendrive'a, wyłączyłem telewizor.
Zacznijmy od tego, co stało się z prądem.
Zniknął? Jak? EMP? Jeśli tak, to zdycha elektronika, świat dostaje lekkiej czkawki, ale wcześniej czy później wszystko wraca do normy. Lodówki zaczną działać już na drugi dzień, elektrownie wciąż będą funkcjonować, infrastruktura wciąż istnieje, jest mnóstwo ludzi, którzy potrafią naprawić to, co się zepsuło, nie straciliśmy w trzy sekundy całej, nagromadzonej w cywilizacyjnym rozwoju wiedzy, struktury rządowe nie rozpłyną się w chwilowej ciemności. Prezydent dalej jest prezydentem, dalej istnieje wojsko, broń palna dalej działa. Wciąż mamy policję i straż pożarną. Naprawdę, awaria samochodów, sieci komórkowych i Facebooka to nie jest Apokalipsa. To najwyżej niedogodność.
Z kolei, jeśli w jakiś magiczny sposób zmieniły się prawa fizyki, uniemożliwiając przepływ elektronów, wszyscy zginęliśmy. Przestały funkcjonować nasze mózgi i reszta układu nerwowego. Koniec serialu, zanim się nawet zaczął.
Dopuszczam możliwość, że idea za serialem jest właśnie taka, że widz ma się zaciekawić i oglądać, żeby rozwiać powyższe wątpliwości. Ale dopuszczam też możliwość, że serial jest chujowo napisany, z leniwie wykoncypowaną apokalipsunią (na miano Apokalipsy z dużej litery to nie zasługuje).
Niestety, jestem już za stary, żeby dawać kiepskim serialom drugie szanse. Nawet dobre seriale nie mają u mnie taryfy ulgowej. "Breaking Bad" przestałem oglądać, gdy zdechł Gus Fring i uznałem, że to koniec historii, a cokolwiek pojawi się w następnych sezonach, będzie tylko odcinaniem kuponów.
I tak wracam do szukania serialu, któremu warto poświęcać czas...
Hmm... Na horyzoncie majaczą "Black Sails"... Pożyjemy, zobaczymy.
-------------------------
*No dobrze, to zmyśliłem. Ale to dobre pytanie, czym, po apokalipsie, zajmą się ludzie, którzy podbili nasz elektryczny kapitalizm? Nie sądzę, aby siedzieli z założonymi rękami.
** Słowa twórców serialu. To tylko dowodzi, jak "dobrze" znają historię. Styl życia i sytuacje geopolityczną, jakie pokazują w swoim serialu, mogły mieć miejsce trzysta do dwustupięćdziesięciu lat temu, i to tylko w bardziej odludnych zakątkach Ziemi. Jak na przykład Dziki Zachód.