poniedziałek, 24 listopada 2014

I want a thousand guitars, I want pounding drums

Pisząc posty do tego zakątka Sieci, jestem jak obłąkany brudas, stojący z boku chodnika, trzymający kartonowy transparent "The End Is Nigh", bełkotliwie wykładający swoją wizję rzeczywistości, nie przejmujący się tym, czy ktokolwiek go słucha.

Mówiąc inaczej, nie zabiegam o popularność tego bloga spamując media społecznościowe, nie trolluję forów, a tym bardziej nie patrzę na statystyki wyświetleń. Cały czas ich przybywa, a w jakim tempie, i kto tu zagląda - zdecydowałem się nad tym nie zastanawiać.

Jednak dzisiaj usiadłem do klawiatury, zacząłem stukać i odkryłem, że rzucam słowami o mur i nic się do niego nie przykleja. Jedyne, co mam do powiedzenia, to że chce mi się iść spać i nie obudzić tak mniej więcej do 2030 roku.

Z nudów zerknąłem na statystyki. I trochę się zdziwiłem.

Najważniejszy post, jaki moim zdaniem się tutaj pojawił, dotyczył tego, że w naszym pięknym kraju roczna liczba samobójców jest równa liczbie ofiar śmiertelnych wypadków drogowych. Są prowadzone kampanie na rzecz poprawy drogowego bezpieczeństwa, ale prawie nikt nawet nie zająknie się o tym, jakim problemem staje się w naszym kraju depresja. Ważny, bliski mojemu sercu i poważny temat.

Ten post ma mniej więcej tyle samo wyświetleń co inne, przeciętne posty na tematy wszelakie.

Za to kilka postów wybija się ponad przeciętność. Jednym jest ostrzeżenie o kijowej jakości produktów Gerber-Fiskars. OK, niech będzie, że to solidne dziennikarstwo konsumenckie. Wyższa liczba wyświetleń jest poniekąd zrozumiała.

Ale najbardziej poczytne są dwa dziwne posty. W jednym użalam się, jakiej muzyki nie mogę słuchać, bo kojarzy mi się z porażkami emocjonalnymi. Drugi zalicza się do zapomnianej już przeze mnie kategorii Klubu Anonimowego Audioholika.

Nie wiem, może jest gdzieś tam jedna osoba, która wiele - bardzo wiele, wręcz niezdrowo wiele - razy odwiedziła te posty i zawyżyła statystykę, albo jednak więcej osób z jakiś przyczyn przyciągnęły te wpisy.

Jakie to mogą być przyczyny? Nie tekst, bo historii o zawodach miłosnych jest na świecie tyle, że się chce rzygać z przesytu, poza tym chyba każdy ma jakąś własną, więc po co mu cudze. W drugim poście tekstu prawie nie ma, a jest co najwyżej kryptoreklama Jack Daniel's Tennessee Honey...

Zostaje muzyka. W jednym zamieściłem rockową wersję "Beautiful day", w drugim "Human Touch" Bruce'a Springsteena. I dobrze. Zamiast wymyślać post, na który w tym tygodniu zwyczajnie nie mam pomysłu, odwołam się do sprawdzonej receptury na popularność posta. Wkleję klip z jutuba. Boss raz już się sprawdził, więc zagram pewniakiem:





Is there anybody alive out there...