Witaj z powrotem, hipotetyczny
Autorze/Autorko.
Poprzednio starałem się pokazać, co
musi się znaleźć w Twojej powieści, lub opowiadaniu, aby
szybciutko skłonić mnie do zatrzaśnięcia książki i nie sięgania
nigdy po następną sygnowaną Twoim nazwiskiem. Zakończyłem
wyliczankę na osobie głównego bohatera. Obiecałem, że kiedyś
uściślę, jak należy skonstruować protagonistę, aby mnie
zniechęcił do lektury.
Oto dotrzymuję słowa.
- Na początek, niech główny bohater
będzie zerżnięty z czegoś, co jest popularne. Niech będzie
superbohaterem, niech będzie zabójcą potworów. Niech będzie
wampirem. Gwarantuję, że nie przeczytam ani strony przygód kogoś
takiego.
- Kolejny, niezawodny manewr:
self-insertion. Hipotetyczny Autorze, uczyń siebie głównym
bohaterem. O ile nie zamierzasz pisać książki autobiograficznej,
albo chociaż solidnie opartej na życiowym doświadczeniu,
natychmiast tracisz kłopotliwego czytelnika, jakim jestem. Jedyna
osoba, której mogłem wybaczyć ten sposób pisania, to Joanna
Chmielewska.
- Jeśli bohater jest symbolem seksu i
wszystko co żywe chce z nim kopulować, nie jestem zainteresowany.
Nieważne, czy chodzi o kobietę czy faceta. O ile nuklearny wpływ
na libido postaci drugoplanowych nie jest fundamentalnie istotny dla
fabuły, to zamykam książkę. Uważam, że w literackiej fikcji
osoby nachalnie atrakcyjne muszą być ofiarami psychopatów, albo
antagonistami.
Podgrupą tutaj są bohaterki, które
nie mogą się zdecydować, który z kilku adorujących je facetów
jest "tym jedynym". Wóz albo przewóz - zdecydować się
na jednego, albo wejść w poligamiczny związek za zgodą wszystkich
zainteresowanych stron. Ja nie jestem tutaj zainteresowaną stroną -
więc nie zamierzam tracić czasu na dylematy papierowej dziewczynki.
- A może główny bohater jest
nieporadną łajzą, za którą wszystko muszą robić inni? Jak,
dajmy na to, Harry Potter? W książkach* Rowling bohaterką była
koleżanka postaci tytułowej, niejaka Herr Meini. To ona umiała
czarować, nie pochodziła z rodziny magów, nie była "sławna
na cały magiczny świat", na wszystko musiała sama zapracować,
była zdeterminowana, odwalała najcięższą pracę, robiła
niewdzięczny research, podejmując decyzje kierowała się poczuciem
obowiązku i przyzwoitości, a nie tylko emocjami... Hipotetyczny
Autorze, jeśli z głównego bohatera robisz sidekicka, a
protagonistą zostaje byle palant, nie licz, że będę tej ekipie
towarzyszyć.
- Niech główny bohater nie ma żadnych
słabych stron. Jeśli jest detektywem - musi być geniuszem, mieć
fotograficzną pamięć i po jednym spojrzeniu na czyjeś sznurówki
bezbłędnie odgadywać życiorys ich właściciela, do tego musi
znać kung-fu, mieć licencję pilota i siedem ferrari w garażu.
Jeśli jest twardzielem w stylu Snake'a Plisskena - musi być do tego
całkiem bystry, przystojny i celnie strzelać z pistoletu na
odległość przekraczającą skuteczny zasięg przeciętnej
snajperki. Niezależnie od wybranego archetypu, bohater musi być
atrakcyjny jak gwiazda pop i dowcipny. (Oczywiście, robienie bohatera zabawnym na siłę kończy się tym, że jest równie zabawny, co Karol Strassburger).
- Następna opcja dotyczy motywacji.
Jeśli bohater pakuje się w śledztwo/poszukiwania/quest fantasy
tylko z tego powodu, że jest "tym dobrym" to odkładam
książkę. ALE! Mam złą nowinę - jeśli piszesz bohatera tak, że
tylko ON myśli, że jest dobry, wciąż jest ryzyko, że będę
czytać dalej. Zdarza się interesujący typ bohatera, który jest
absolutnie przekonany, że czyni dobro. Dla swej wiary wycina w pień
wioskę niewiernych kobiet i dzieci. Dla Prawdy Historycznej
dewastuje życie osobiste niewinnych ludzi. W imię patriotyzmu i
dumy narodowej zakłada obozy z komorami gazowymi... Czujecie bluesa?
Motywacja "muszę to zrobić, bo to jest dobre" działa
tylko w takim przypadku.
- Pamiętasz, hipotetyczny Autorze, te
wszystkie rady z warsztatów pisarskich w stylu "pisz o tym, na
czym się znasz"? Mogę z olbrzymim prawdopodobieństwem ocenić,
że jako pisarz najlepiej znasz się na pisarstwie. Więc co zrobisz
ze swoim bohaterem? Oczywiście, uczynisz go pisarzem. No dobrze,
jeśli przekonam się, że protagonista żyje z pisania, to jeszcze
nie zamknę książki (choć już zacznę zastanawiać się, którą
otworzyć w następnej kolejności).
ALE! Jeśli nasz pisarz ma "blokadę
pisarską" - wypieprzam książkę na śmietnik, a autorowi
mówię "spierdalaj po dwakroć"!
- Kolejna możliwość pozbycia się
mnie z grona czytelników, to pisać cały cykl o tym samym
bohaterze. Jeśli jego życie jest tak upakowane, że co tydzień
ratuje świat, nie chcę tego gościa znać. Jeśli co miesiąc łapie
seryjnego mordercę w małej miejscowości w województwie Podkarpackim, to... przede wszystkim, nie chciałbym mieszkać w tej
miejscowości.
Pozostaje jeszcze coś, co lubię
nazywać Problemem Poprzeczki Progresywnej. Skoro bohater uratował
swoją szkołę przed scjentologami, w następnej książce rozbił
gang przemytników dziobaków, potem uratował zakładników na statku
kosmicznym, w końcu rozwalił spisek syjonistycznych jaszczuroludzi,
mający na celu zagładę Ziemi... To co w następnej książce? I
czy na całej planecie nie ma absolutnie nikogo innego, kto zajmuje
się czymś ekscytującym?
- Na zakończenie absolutny pewniak:
bohater przeżywający kryzys wieku średniego. To trochę tak, jakby
starać się uczynić mężczyznę interesującym podkreślając, że
sika na stojąco. Jeśli wyczuję oznaki kryzysu wieku średniego,
szukam innej lektury.
Oczywiście, jest wiele innych sposobów
na pozbycie się mnie z grona czytelników. Wielu pewnie sam jeszcze
nie znam. Ale teraz, hipotetyczny Autorze, już wiesz, jak bez pudła
uniknąć krępujących sytuacji na spotkaniach autorskich,
zapewniając na nich moją absencję. Wiesz, jak nie znaleźć się w
kłopotliwym położeniu, jakim jest tłumaczenie się przed
wyrafinowanymi kolegami po piórze, dlaczego Twoja książka ma
pozytywną recenzję w tym parszywym zakątku Sieci.
Nie ma za co.
---------------------
*No dobra... przeczytałem tylko
pierwszą część przygód małego chłopca bawiącego się swoją
różdżką. Kilka następnych widziałem w oparach alkoholu jako
filmy - i na tym opieram moją diagnozę.