niedziela, 5 stycznia 2014

Gatiss, you self-adoring wanker...

Sherlock.

Ten z Benedictem C.
Produkcji BBC.

Pierwsze odcinki były niezłe. Reanimacja cuchnącego trupa, jakim był Mr. Holmes, powiodła się w stu procentach. Intrygi były w porządku, odtwórca głównej roli fantastycznie się sprawdził, sceny i dialogi świetnie wypadły. Było nawet poczucie humoru.

No i stało się to samo, co z Doctorem Who.

Gatiss i Moffat (zresztą współodpowiedzialni również za wskrzeszenie ostatniego z dumnej rasy Timelordów) uwierzyli w to, że są nadludźmi. Nabrali przekonania, że podobnie jak Tarantino, mogą wypróżnić się na kartkę papieru, rozsmarować kał po powierzchni, nazwać to scenariuszem, a i tak wszyscy będą się tym zachwycać.

Rezultat?

Holmes wrócił. I szkoda.

Nowy odcinek był ordynarną torturą.

Nie wymienię wszystkiego, nie mam do tego zdrowia, zresztą to nie recenzja, a zwykłe plucie żółcią...
Ale oto kilka highlightów:

- Humor w dialogach zdechł.
- Intryga nie ma sensu, a rewelację, że Underground znaczy tyle co metro, rozgryzłem pół godziny wcześniej, zanim dokonał tego "geniusz" Holmes. Serio, jeśli jestem bystrzejszy od pieprzonego Sherloka, to coś jest bardzo nie tak.
- Dziury logiczne. Jak je rozwiązać? Magicznym zwrotem "We'll explain later" i mieć nadzieję, że jak owo later nastanie za kilka odcinków, to nikt nie będzie już pamiętał, na czym owe dziury polegały.
- Terroryzm. Normalnie, kurwa, Sherlock za chwilę będzie jak Sutherland w 24 napierdalał terrorystów po ryjach. Będzie to robił swoją twardą czaszką, w której mieszka jego "cudowny" i "genialny" umysł.
- Watson. Ten problem zresztą był aktualny w poprzednich, o wiele lepszych odcinkach, ale tutaj przepełnia czarę. Otóż Watson, lekarz, weteran z Afganistanu... Jest totalną cipą. Służy tylko do tego, żeby Sherlock miał przed kim popisywać się swoją "potęgą dedukcji".

Krótko mówiąc, fatalna historia, błędy logiczne, koszmarnie długie i obfite sceny mające na celu wywołanie epilepsji, brak wyjaśnienia*, jakim cudem Sherlock przeżył upadek z końca poprzedniej serii, ani czemu w ogóle ten upadek miał służyć (poza robieniem wody z mózgu najgłupszemu lekarzowi świata).

Marnowanie czasu.

Lepiej oglądać "Elementary".
Tam Sherlock przynajmniej zajmuje się zagadkami kryminalnymi, a nie walką z terroryzmem. Tam Watson nie jest tylko narzędziem dla leniwych i fuszerujących scenarzystów, ale pełnoprawnym partnerem dla Holmesa. Poważnie, w amerykańskim serialu Watson jest potrzebna (jeśli ktoś nie widział: amerykański Watson jest kobietą. I ma większe jaja od Martina Freemana) Holmsowi, żeby skutecznie funkcjonować jako detektyw i istota z grubsza ludzka.

Pieprzyć Gatissa, BBC i kreatywną zapaść, która ich objęła.



------------------------
* Było tylko trollowanie. Żadne z wyjaśnień nie trzyma się kupy. Wszystkie są podpuchami, albo dowodem na to, że scenarzystów należy wyprowadzić na zewnątrz i rozstrzelać.