poniedziałek, 4 maja 2015

Miałem sen...

Śniłem, że wybraliśmy, my - Naród Polski, Prezydenta.

Takiego, jaki marzy się - najwyraźniej - nam wszystkim.

Silnego. Mądrego. Stanowczego. Charyzmatycznego. Dobrze wypadającego w telewizji. Bystrego dyplomatę.

W moim śnie Nowy Prezydent - Pierwszy wśród wszystkich Polaków - z marszu uczynił to, co najlepsze dla Narodu.

Zlikwidował podziały.

Naród wreszcie przestał się kłócić o Smoleńsk. Naród obrał konkretne stanowisko w kwestii wpływu Kościoła na życie publiczne. Pogodziliśmy się w sprawie aborcji. Tak samo, jeśli chodzi o in vitro. Zajęliśmy zdecydowane stanowisko w sprawie wydarzeń na Ukrainie. Przyjęliśmy wspólną wizję dla służby zdrowia, systemu ubezpieczeń społecznych i edukacji. Zdecydowaliśmy, co zdrowe i dozwolone, a co szkodliwe i zakazane. Ustaliliśmy, co dokładnie mają obywatele robić ze swoim życiem. Wyznaczyliśmy solidne granice tego, co moralne i niemoralne. Usunęliśmy wszystkie inne kości niezgody.


Przebudziłem się z krzykiem z tego pierdolonego, faszystowskiego koszmaru.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz