Śniłem, że wybraliśmy, my - Naród
Polski, Prezydenta.
Takiego, jaki marzy się - najwyraźniej
- nam wszystkim.
Silnego. Mądrego. Stanowczego.
Charyzmatycznego. Dobrze wypadającego w telewizji. Bystrego
dyplomatę.
W moim śnie Nowy Prezydent - Pierwszy
wśród wszystkich Polaków - z marszu uczynił to, co najlepsze dla
Narodu.
Zlikwidował podziały.
Naród wreszcie przestał się kłócić
o Smoleńsk. Naród obrał konkretne stanowisko w kwestii wpływu
Kościoła na życie publiczne. Pogodziliśmy się w sprawie aborcji.
Tak samo, jeśli chodzi o in vitro. Zajęliśmy zdecydowane
stanowisko w sprawie wydarzeń na Ukrainie. Przyjęliśmy wspólną
wizję dla służby zdrowia, systemu ubezpieczeń społecznych i
edukacji. Zdecydowaliśmy, co zdrowe i dozwolone, a co szkodliwe i
zakazane. Ustaliliśmy, co dokładnie mają obywatele robić ze swoim
życiem. Wyznaczyliśmy solidne granice tego, co moralne i
niemoralne. Usunęliśmy wszystkie inne kości niezgody.
Przebudziłem się z krzykiem z tego
pierdolonego, faszystowskiego koszmaru.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz