Co takiego dała światu Afryka
Południowa? Diamenty... "Dystrykt 9"... A teraz "Chappie".
Diamenty są najlepszymi przyjaciółmi
kobiety, choć i towarzystwem facetów nie wzgardzą, "Dystrykt
9" był prologiem do potencjalnie ciekawego filmu s-f (szkoda,
że kończył się, zanim wydarzyło się w nim cokolwiek
interesującego), a "Chappie"...
No właśnie...
Film traktuje o robocie, który staje
się samoświadomy. Totalnie oryginalny pomysł, nikt tego wcześniej
nie zrobił*.
Najpierw - na modłę "Dystryktu
9" - dostajemy wyrwane z kontekstu wypowiedzi rzekomych
naukowców, jak to dane im jest dożyć nowej ery.
Widz domyśla się, że ta nowa era to
powstanie i rozpowszechnienie AI. Jednocześnie godzi się z tym, że
film - na modłę "Dystryktu 9" - będzie usiany wstawkami
reportażowo-narracyjnymi. Trudno, małpa nauczyła się sztuczki,
małpa będzie ją wykonywać.
Następnie poznajemy naczelnego cipasa
tej opowieści - tatusia sztucznej inteligencji, matoła ze stopniem
naukowym, pracującego dla Ripley.
Firma Ripley produkuje zaprojektowane
przez cipasa roboty i sprzedaje je gliniarzom, żeby siły policyjne
mogły jakoś poradzić sobie z J-Burgiem, który trochę za bardzo
przypomina Detroit. W firmie pracuje Wolverine, który zrobił
zdalnie sterowanego, militarnego robota i jest niepocieszony, że
gliny jakoś wolą kupować policyjne roboty, zamiast wojskowych.
Dlatego w pewnym momencie uzna, że najmądrzejsze, co może zrobić,
to rozpierdolić własną firmę, sabotując oprogramowanie
policyjnych droidów (czy ktoś od Disneya już skontaktował się z
działem prawnym i ustalił, czy można pozwać twórców "Chappiego"
za wykorzystanie gwiezdnowojennej nazwy robota?)
Ale nie uprzedzajmy wydarzeń - wróćmy
do naszego cipasa.
Otóż nasz cipas stworzył plik, w
którym zawarł Świadomość. Ten plik działał. Ale działanie na
pececie to nie dość, więc cipas postanowił wgrać plik robotowi.
Poprosił o pozwolenie Ripley, ale ta, jako jedyna postać w całym
tym żałosnym filmie wykazała się rozsądkiem i odmówiła. No to
cipas ukradł uszkodzonego robota i wgrał mu plik ze Świadomością...
znajdując się pod lufami jakiś wkurwiających, niedorozwiniętych,
idiotycznych, nieprawdopodobnych niby-gangsterów, którzy wpadli na
genialny pomysł wykorzystania robota do rozwiązania swoich
problemów natury płynności finansowej.
... i to jest moment, w którym muszę
odetchnąć i napić się wody.
Od dawna żadnemu filmowi nie udało
się mnie autentycznie wkurwić.
"Chappie" tego dokonał.
Żadna postać nie kieruje się
sensowną motywacją.
Gdyby dziury logiczne były penisami i
waginami - ten film byłby najostrzejszym porno w historii. Najpierw
Świadomość działa na pececie. Potem zostaje wgrana do robota.
Potem nie można jej przegrać z uszkodzonego robota do innego. Potem
hełm do odczytywania EEG jakimś cudem działa na głowie robota.
Następnie da się przegrać umysł żywego człowieka do robota. A
na końcu da się przegrać umysł z zepsutego robota do działającego
robota - mimo, że jeszcze godzinę temu się nie dało. A to tylko
najbardziej rażące przykłady lenistwa, nieuctwa i fuszerki
scenarzysty.
"Ożywiony" robot w żaden
sposób nie przypomina tego, czym naprawdę mogłaby być AI. Zamiast
tego jest pieprzoną postacią z kiepskiej kreskówki.
Mógłbym to wybaczyć, gdyby "Chappie"
- zgodnie z tym, co sugeruje jego tytuł - był filmem w rodzaju
"Shreka" albo "Wall-e" - sposobem na zabawienie
bachorów i wyciągnięcie forsy z kieszeni rodziców. Ale ten chłam
nie jest ani trochę zabawny, nie jest też filmem dla dzieci... sama liczba "fucków"
wyszczekanych z dziwacznym akcentem - skoro o tym mowa, akcent
Wolverina zasługuje na szczególne wyróżnienie, brzmi zupełnie,
jak pijany Australijczyk udający Afrykanera wychowanego w Szkocji -
otóż sama liczba przekleństw sugeruje, że film jest przeznaczony
dla dojrzałego widza.
Kłopot w tym, że dojrzały widz po
seansie dojdzie do jednego wniosku:
"Chappie" nie jest aż tak
zły, jak Apartheid - ale niewiele mu brakuje.
---------------
* A ja muszę w końcu przyjąć do
wiadomości, że sarkazm nie zawsze wychodzi mi tak zgrabnie i
dowcipnie, jakbym tego chciał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz