Fakt, od razu polubiłem "The red and the black". Zakochałem się w "Empire of the clouds" - które dopiero w siódmej minucie zaczyna brzmieć jak utwór Iron Maiden...
Ale poza tym... Cóż, oswajam się z płytą. Powoli.
Może za rok, dwa, albo trzy naprawdę ją docenię.
A obecnie najczęściej słucham... Jakby tutaj... Nie się tego powiedzieć inaczej...
I tego...
Tego też...
A także tego:
Mówiąc krótko, renesans Królowej.
Bo czemu nie? Przecież Queen to nie tylko "Radio Ga Ga".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz