Formuła 1 jest dla mnie martwa.
Rzekomo ma być ukoronowaniem sportów motorowych, tak? Więc jakim cudem nagle stała się wolniejsza od tych formuł, w których młodzi kierowcy dopiero szlifują swoje umiejętności, aby kiedyś walczyć o przywilej obciągania szefowi jednego z dziesięciu, może jedenastu teamów, w zamian za miejsce kierowcy? Jakim cudem bolidy brzmią jak stare motocykle Jawa, z którymś łożyskiem tak zrąbanym, że aż wyjącym? Jakim cudem te samochody nie są w stanie się ścigać, gdy na tor spadnie więcej niż trzydzieści kropel deszczu? To, co miało być najszybsze, najmocniejsze, najbardziej spektakularne - stało się równie emocjonujące, jak obserwowanie parkingu pod Tesco*. Z tych właśnie powodów Formuła dla mnie zdechła.
Muszę znaleźć sobie jakiś nowy sport, który byłbym w stanie oglądać. Podkreślę: oglądać. Nigdy nie kibicuję - no, może na zasadzie "życzę Vettelowi, żeby koło mu zdetonowało"... ale to raczej anty-kibicowanie.
Piłka nożna odpada. Jestem jednym z tych nielicznych samców, których ani trochę nie kręci oglądanie dwudziestu paru discopolowców biegających po sztucznej trawie za nadmuchanym kawałkiem skóry.
Ze zbliżonych przyczyn nie interesują mnie inne sporty zespołowe - koszykówka, siatkówka, piłka ręczna i tak dalej i tym podobne...
Boks? Nie wiem, coś musi być ze mną nie tak, bo oglądanie dwóch umięśnionych, ociekających potem wielkoludów nie wywołuje u mnie żadnych emocji.
Tenis? Równie spektakularny, co curling... Golf? Jeszcze nudniejszy...
Jednak ruszają mnie tylko wyścigi - i to takie, gdzie zawodnik siedzi w jakimś samochodzie, nie obchodzą mnie na przykład szkapy i lekkoatleci. Kłopot w tym, że prawie nic z tej dziedziny nie trafia na ekrany. No dobrze, gdzieś tam na Eurosporcie mignęły mi wyścigi z serii FIA GT... Ale są jeszcze mniej porywające od obecnej F1.
Oto, czego chcę od wyścigów:
- Koniec paranoicznego dbania o bezpieczeństwo. Chcę, żeby kierowcy przed wyścigiem musieli zostawiać w hotelu informację, pod jaki adres wysłać ich rzeczy, jeśli skończą rozsmarowani na bandzie.
- Koniec pierdolenia o ekologii. Sporty samochodowe nie są, nie były i nie będą ekologiczne. Dość ograniczania pojemności silników, dość mrzonek o zamienieniu samochodów na elektryczne meleksy. Oszczędzanie paliwa? Zlitujcie się, wyścig trwa półtorej godziny, odbywa się średnio raz na trzy tygodnie. Nawet jak dodać do tego sesje kwalifikacyjne i treningowe, to zużyte przez bolidy paliwo ma mniejszy wpływ na środowisko naturalne, niż te wszystkie nowe ciężarówki, które muszą teraz jeździć po Polsce, aby zbierać śmieci do "ekologicznego" recyklingu. Zużycie opon? Właśnie przez ograniczanie ilości opon na wyścig - rzekomo dla dobra niedźwiedzi polarnych - obniża się poziom bezpieczeństwa, bo kierowcy muszę zmuszać komplet ogumienia do jazdy na marginesie wytrzymałości, a zmieniać koła dopiero, gdy opona jest o włos od zdetonowania.
- Konstrukcja samochodu ma umożliwiać ściganie się podczas ulewy i gradobicia. Dopóki nie opracujemy niezawodnej technologii kontroli pogody, co jakiś czas akurat tego dnia, na kiedy jest planowany wyścig, będzie oberwanie chmury.
- Koniec "zamrażania" rozwoju technologicznego. Nie może być tak, że polonez mojego dziadka ma większą pojemność skokową od bolidu. Nie może być tak, że aby wygrać cały sezon, wystarczy opracować półlegalny dyfuzor i na nim zdobywać wszystkie rekordy. Nie może być tak, że wóz wyścigowy brzmi gorzej, od trzydziestoletniego BMW M5.
- Koniec karania zawodników za "niebezpieczne" manewry. Zapytajcie jakiegokolwiek instruktora nauki jazdy, powie, że najniebezpieczniejszym manewrem jest wyprzedzanie. A to właśnie mają robić zawodnicy.
- Koniec wystawiania przez team dwóch samochodów. Nikt, nigdy nie chce już słuchać "szyfrów" Ferrari w stylu "Fernando jest od ciebie szybszy, czy zrozumiałeś?" Jeden team, jedno auto.
Mówiąc krótko, chcę, aby "moja" Formuła była takim sportem, że gdy będzie ją komentować pan Borowczyk, to nie znajdzie ani chwili czasu na opowiadanie anegdot, ani wyjaśnianie, kim są ładne panie zaproszone przez poszczególne teamy do garaży.
-----------------
* A szczerze mówiąc, nawet mniej od tego. Wiecie, jakie wianki wyczyniają polscy kierowcy pod marketami? Tego ni pieśni, ni ballady, ni sagi nie oddadzą.