Krok pierwszy:
Założyć konto na battle.necie - czyli sprzedać duszę (a przynajmniej dane osobowe) Blizzardowi.
Albo wycyganić hasło od kogoś, kto już ma konto, ale po Pandarii, pseudoDiablo, i ułamku nowego Starcafta policzył, ile zapłacił za chujowe gry - i nigdy już nie zamierza grać w produkty Blizzbandytów.
Krok drugi:
Instalacja.
Krok trzeci:
Po usłyszeniu beznadziejnego polskiego dubbingu, przeszukanie forum i znalezienie instrukcji, jak zmienić wersję językową na angielską.
Krok czwarty:
Sprawdzenie, jak według Blizzdzierców wygląda model free-to-play.
Wygląda tak: albo setki godzin bezmyślnego pieprzonego grindu, albo zapłacić tak z czterdzieści euro, żeby kupić dość expert pack'ów. Bez tego będziesz wygrywać mniej więcej jedną walkę na dwadzieścia.
Krok piąty:
Po obowiązkowej, odblokowującej wszystkie klasy postaci serii walk z komputerem, w końcu przechodzimy do walk z najbardziej wrednymi, obrzydliwymi istotami w znanym kosmosie. Z innymi graczami.
Krok szósty:
Z zadowoleniem odkryć, że inni gracze nie mogą wyzywać Cię od noobów. Komunikacja między obcymi sobie graczami jest ograniczona do kilku standartowych tekstów, nadawanych myszką. Najmądrzejsza rzecz w całym Hearthstonie. Przydałaby się w innych grach MMO.
Krok siódmy:
Rozgrywka z żywym przeciwnikiem.
Gra turowa. Gracz ma dokładnie jedną minutę na zagranie kartami na stole, wyłożenie kart z ręki i użycie specjalnej umiejętności swojej postaci. Rzadko się zdarza, aby aż minuta była potrzebna, kilkanaście sekund wystarczy. Ale...
Jak wkurwić przeciwnika, coby zaczął popełniać błędy? Czekać prawie minutę i w ostatniej chwili, szybciutko zagrać. A w następnej turze to samo... Średnio co drugi gracz na jakiego trafiłem, stosował tę taktykę. Jeśli miałem dość czasu, odpowiadałem tym samym.
Krok ósmy:
Zorientować się, że masz szanse wygrać tylko, jeśli walczysz przeciw komuś z mniejszym portfelem albo krótszym stażem. Inni oponenci mają w talii po cztery pomarańczowe (legendarne) karty, no i nie popełniają głupich błędów. Można liczyć tylko na fuksa, że karty przyjdą w niezwykle fartownej dla Ciebie, a pechowej dla przeciwnika kolejności.
Zresztą, nawet jeśli masz dobrą talię, ogarniasz zasady i nie popełniasz błędów, w pełni wykorzystujesz efekty przypisane kartom... Nawet wtedy więcej zależy od fuksa, niż od Twoich umiejętności.
Krok dziewiąty:
Usłyszeć plotkę, że planowany dodatek do darmowej gry będzie de facto kosztować koło siedemdziesięciu euro. To zapewne nieprawda, ale doświadczenia z Blizzardem podpowiadają, że wszystko jest możliwe.
Krok ostatni:
Zastanowić się, czy coś tak wtórnego i czasochłonnego (jeśli nie chce się płacić za szybki dostęp do lepszych kart), jest warte zachodu.
Poczekam na ten nieszczęsny dodatek, jeśli sprawdzą się plotki, następnym krokiem będzie uninstall.