Warunek wstępny: nie jeździć na rowerze od osiemnastego roku życia, nie znać się na budowie roweru i nie znać specjalistycznego słownictwa.
Krok 1:
Usłyszeć "W garażu dziadka jest twój rower. Mamy go wyrzucić, czy go sobie weźmiesz?"
Krok 2:
Jaki, na pedałującego Cthulhu, rower?
Krok 3:
No, ten góral, co go dostałeś jeszcze w podstawówce*.
Krok 4:
To on nie zbiodegradował? Muszę to zobaczyć, jeszcze go nie wyrzucajcie.
Krok 5:
Obejrzeć osobiście (a nie na przykład za pomocą MMSa) powyższy rower. Góral, o dorosłej ramie, teoretycznie osiemnastobiegowy (3 zębatki z przodu, 6 z tyłu). Ocenić, że hamulce nadają się na złom, opony są sflaczałe i odkształcone, do tego jedna jest zdarta jak cnota partyjnego rzecznika prasowego, kierownica wydaje się pokryta tym, co obrasta zatopione wraki, linki zamiast stali składają się tylko z rdzy, jakieś stare kabelki od licznika i oświetlenia dyndają swobodnie, brakuje przedniego błotnika, szprychy są równie pordzewiałe, co linki, podobnie manetki i śruby dźwigni hamulców, z osłony tylnej przerzutki rdza odpada płatami... Ale obrzydliwe siodełko jest w doskonałym stanie, a po nieśmiałej próbie przestawienia manetki, przerzutka Shimano płynnie się przesunęła. Na ramie nie ma rdzy (jeśli nie liczyć tej blachy, do której montuje się nóżkę i płytkiego zarysowania na przednim widelcu, ale spawy wyglądają dobrze).
Przypomnieć sobie, że tak koło 1997 rozleciał się łańcuch, rower przez dwa lata stał, potem wymieniono łańcuch (na prawdopodobnie za krótki), przy okazji wymieniając siodełko na brzydkie, ale całe (oryginalne rozlazło się, gdy rower stał nieużywany). Po tych wymianach rower i tak nie jeździł, bo akurat zrobiło się prawo jazdy i nabrało się wiary, że jak podjedzie się pod szkołę poobijanym fiatem kombi, to wszystkie panny będą szaleć za świeżym kierowcą**.
Krok 6:
Zrobić listę wszystkiego, co jest do wymiany. Zaplanować full-service, łącznie z zeszlifowaniem starego lakieru i położeniem nowego, czarnego matowego.
Krok 7:
Znaleźć w Internecie sklep wysyłkowy, handlujący rowerami i częściami do nich. Zacząć podliczać, ile będą kosztować naprawy (z optymistycznym założeniem oszczędzania na robociźnie, dzięki własnoręcznemu montażowi nowych części).
Krok 8:
Przekroczyć osiemset złotych (zanim doszło się do takich ekstrawagancji, jak nowe błotniki, bagażnik, czy narzędzia do roweru, jak ściągacz wolnobiegu, skuwacz łańcucha, itp.)
Krok 9:
Sprawdzić, jakie rowery można kupić za osiemset złotych.
Krok 10:
Poświęcić ze dwa, trzy dni na wmawianie sobie, że to, co naprawi się własnoręcznie, będzie lepsze od marketowej tandety mieszczącej się w tym samym budżecie.
Krok 11:
Wyciągnąć rower z garażu, umyć i po raz pierwszy obejrzeć w świetle dnia. Odkryć, że syf z kierownicy, manetek i klamek zszedł niemal bez śladu. Napompować koła. Przejechać się.
Krok 12:
Stwierdzić, że korbowód pracuje cicho, przerzutki Shimano niemal działają (nie wskakuje najmniejszy bieg z tyłu). Uwierzyć, że może da się to wyregulować. Podkreślam - Shimano. Rower stoi kilkanaście lat nie używany, nie konserwowany, a przerzutki nadal działają. Tak właśnie zostaje się fanem marki. Przekonać się, że hamulców w zasadzie nie ma. Odkryć, jak surrealistycznie scentrowane są koła. Zaobserwować tajemnicze ruchy tylnej ośki i wyraźne telepanie wolnobiegu.
Krok 13:
Ograniczyć listę napraw. Uznać, że zamiast marnować czas, pieniądze i energię na naprawę kół, łatwiej będzie po prostu kupić nowe, razem z taśmami chroniącymi dętki, oponami i dętkami. Pogodzić się z koniecznością wymiany tylnego hamulca i linki do niego. Uznać, że ten łańcuch jest niegodny zaufania i postanowić od razu kupić inny. Odpuścić lakierowanie - na lakierze się nie jeździ.
Krok 14:
Nie kupować tego, co najtańsze. Nowy hamulec V-brake - Shimano, a nie jakieś bezfirmowe barachło. Koła - niedrogie, ale stożkowe. Nowy wolnobieg - znowu, Shimano. Opony - raczej tanie Schwalbe, ale z kevlarowymi zabezpieczeniami przed przebiciem. Linka hamulca - zamiast całkiem taniej, wybrać markę Clark's, bo raz, podobno jest szlifowana, utwardzana i pokryta teflonem, a dwa, ma dwie różne końcówki, któraś na pewno będzie pasować. Dętki - tutaj bez szaleństw, skoro i tak pewnie się je wkrótce przebije, mogą być niedrogie. Taśma ochronna - Continental. Końcówki na linkę hamulca - kilka sztuk, bo pojedyncza zginie jak nic. Łańcuch - oczywiście Shimano. Do tego ściągacz do wolnobiegu i skuwacz do łańcucha.
W sumie trochę ponad cztery stówki.
Krok 15:
Tydzień czekania na kuriera.
Krok 16:
Początek montażu. Cała robota ma się odbyć w jeden dzień - bo odbywa się w domu, w pokoju chwilowo opróżnionym właśnie w tym celu. Przed wieczorem pokój znowu musi wrócić do stanu używalności.
Krok 17:
Złożyć koła. Przekonać się, że taśma ochronna jest za szeroka. Ocenić, że w trójkomorowych stożkowych felgach dętka i tak nie dotyka nypli szprych. Pogodzić się z niepotrzebnym wydatkiem.
Krok 18:
Pamiętać, że opony mają bieżnik kierunkowy. Z przodu to żadna różnica (koło można obrócić), ale z tyłu trzeba patrzeć, co się robi. Najpierw złożyć tylne koło. Napompować.
Krok 19:
Spuścić powietrze z tylnego koła, zdjąć oponę i tym razem założyć ją prawidłowo.
Krok 20:
Wprowadzić na scenę starego górala. Zdjąć stare koła.
Krok 21:
Założyć tylne koło. Odkryć, że ośka jest o kilka milimetrów szersza od starej, więc trzeba się napracować, żeby sukę wsadzić w tylny widelec.
Krok 22:
Ocierając zalewający oczy pot zadać sobie pytanie "Czyj to był, kurwa, pomysł, żeby naprawiać to truchło?"
Krok 23:
Założyć przednie koło. Nieufnie przekonać się, że pasuje i przykręca się łatwo.
Krok 24:
Obrócić rower i przystąpić do demontażu hamulca. Teraz, po sprawdzeniu w Internecie, wiadomo już, że ten typ hamulca nazywał się chyba cantilever, lub podobnie. Próbować delikatnego demontażu, na wypadek, gdyby ten nowy V-brake nie chciał pasować, bo wtedy będzie można z powrotem założyć stary sprzęt i jakoś może go naprawić. Żeby to się udało, należy wygrać zaciętą bitwę z zardzewiałymi śrubami.
Krok 25:
Poddać się i przeciąć linki.
Krok 26:
Zorientować się, że stary pancerz linki jest o kilka centymetrów za krótki do miejsca, gdzie będzie tzw. fajka. Skląć głupotę, przez którą nie zamówiło się od razu nowego pancerza.
Krok 27:
Iść do lokalnego marketu i kupić byle jaką, uniwersalną linkę rowerową z pancerzem, taką za cztery złote. Linkę na dobrą sprawę można wypieprzyć od razu, ale ten cudowny, nowy pancerz - przyciąć do wymaganej długości.
Krok 28:
Założyć wstępnie V-brake na swoje miejsce. Odkryć, że mimo zapewnień na opakowaniu (better clearance for mud-guard), ramiona są za krótkie, aby zmieścił się między nimi błotnik. Wybrać: błotnik, albo hamulec.
Krok 29:
Aby dostać się do dolnej śruby błotnika, zdjąć tylne koło.
Krok 30:
Przekonać się, że śruba jest zapieczona na amen. Wytłuc spod niej błotnik młotkiem.
Krok 31:
Po raz kolejny założyć tylne koło. Tak, to ze zbyt szeroką ośką.
Krok 32:
Odstąpić i przyjrzeć się swemu dziełu. Wmówić sobie, że wcale nie potrzeba błotników. To tylko zbędny balast, tak samo jak bagażnik, oświetlenie, bidon, licznik, osłona przerzutki i dzwonek. Ochrzcić zmartwychwstającego górala "Superleggera"***.
Krok 33:
Jeszcze raz, czyj to był poroniony pomysł?
Krok 34:
Dokręcić ramiona hamulca do ramy. Odkryć, że nowe śruby (najkrótsze w ofercie) są i tak za długie. Zerwać gwint, rozważając wykombinowanie jakiś podkładek.
Krok 35:
Poświęcić kwadrans na przeklinanie.
Krok 36:
Wpaść na genialny pomysł i wykorzystać stare śruby do montażu nowych hamulców. Te na pewno będą mieć odpowiednią długość.
Krok 37:
Zerwać gwint ze starej śruby.
Krok 38:
Kolejny kwadrans na przeklinanie, złorzeczenie i obiecywanie sobie, że nigdy więcej nie będzie się czegokolwiek naprawiać własnoręcznie.
Krok 39:
Serio, czyj, do kurwy rowerowej nędzy, był to pomysł?
Krok 40:
Wykorzystać śrubę z przedniego hamulca, tego, którego i tak nie planowało się na razie używać, ani wymieniać.
Krok 41:
Poprowadzić nową linkę tak, jak szła stara. W instrukcji do V-brake'ów przeczytać, że dźwignie hamulca powinny być specjalnie przystosowane do V-brake'ów. Uznać, że dźwignia to dźwignia, linkę ciągnie, nieważne, cantilever, czy V-brake. Przyczepić linkę do starej dźwigni.
Krok 42:
Poświęcić ponad pół godziny na ustawienie klocków hamulcowych, ramion hamulca i naciągu linki.
Krok 43:
Przyciąć nadmiar linki. Przekonać się, dlaczego kosztowała osiem złotych, a nie trzy: żeby przeciąć tanią linkę, wystarczyło raz zacisnąć szczypce. Żeby przeciąć tę za osiem zeta, należało zrobić to cztery razy.
Krok 44:
Przekonać się, że jedyna spodziewana katastrofa się nie wydarzyła: nie zginęła końcówka na linkę, do tego dała się założyć tak łatwo, jak nic innego tego dnia.
Krok 45:
W instrukcji V-brake'a napisano, że należy dziesięć razy nacisnąć dźwignię hamulca, żeby przekonać się, czy wszystko działa. Po dwukrotnym zaciśnięciu wynieść Superleggerę na zewnątrz i przejechać cztery i pół kilometra.
Krok 46:
Ze zdumieniem odkryć, że wszystko chyba działa.
Przynajmniej na razie.
Krok 47:
Być dumnym z reanimacji, jednocześnie cały czas zastanawiając się, czy nie należało spisać staruszka na straty i zimą, poza sezonem, na jakiejś wyprzedaży kupić coś nowocześniejszego.
Krok 48:
Przypomnieć sobie, że nie wymieniło się łańcucha. Uznać, że zrobi się to, jak obecny łańcuch się rozleci.
--------------------
* Nie pamiętam dokładnie w którym roku, ale kosztował 5 milionów i 250 tysięcy złotych. Znaczy, to było przed denominacją, kiedy wszyscy byliśmy milionerami. Więc pewnie koło roku pańskiego 1994.
** Zdumiewające, ale było to mylne przekonanie. Najwyraźniej coś było bardzo nie w porządku z dziewczynami z mojej szkoły.
*** Na ramie jest napis "Made in Italy". No to Superleggera.