Rozważmy grę niezależną. Taki
"Rimworld" na przykład.
Sama gra polega na tym:
- Obca planeta.
- Ląduje na niej trójka kolonistów
(każdy ma swoje umiejętności, upodobania i cechy charakteru).
- Wykorzystując dostępne materiały,
muszą przetrwać.
- Robią to, budując sobie
schronienie, broń, źródło energii elektrycznej, w końcu
nawiązują wymianę handlową z kosmicznymi handlarzami i
lokalnymi mieszkańcami, opracowując nowe technologię, itd.
- Do trójki kolonistów powoli
dołączają następni - niektórzy z własnej woli, inni
niekoniecznie.
- Całość ma prostą oprawę
graficzną i dźwiękową.
Proste prawda? Nawet jakby zbyt
proste...
Tyle że gra wciąż się rozwija. To
tak zwany wczesny dostęp. Alpha Build - czyli przed nami jeszcze
wersja Beta gry, a dopiero potem "finalny" produkt. Co
jakiś czas wychodzi nowsza wersja programu - nowy build. Przybywa
rzeczy, które mogą się wydarzyć, rzeczy, które można wynaleźć,
zbudować... Gra rośnie, niczym roślinka doniczkowa, regularnie
podlewana pieniędzmi graczy.
*
I teraz ciekawa rzecz: gra jest
wydawana niezależnie. Rozwoju nie wspiera żadne wielkie studio. Na
początku grę tworzył jeden człowiek - plus zakontraktowana dwójka
podwykonawców, jeden od grafiki, drugi od muzyki. I tyle.
Zrobienie gry wymaga poniesienia
pewnych kosztów. Inwestycji. Jak można sobie na to pozwolić, kiedy
działa się w pojedynkę, a kredytu na coś, co równie dobrze może
okazać się hitem jak klapą nikt przy zdrowych zmysłach nie
zaciągnie (a żaden sensowny bank nie udzieli)?
Co zrobił autor? Jak pisałem, wczesny
dostęp.
Gracze płacą cenę, jak za ukończoną
grę, a dostają nieukończoną i obietnicę, że praca wciąż trwa,
a produkt zostanie ukończony.
*
To w sumie mały cud.
Gdybym teraz ogłosił, że piszę
książkę, ale żeby się na niej skupić, nie mogę martwić się
takimi pierdołami, jak rachunki, więc kochani, jeśli chcecie,
żebym ją napisał, dajcie mi forsę, a w zamian wyślę wam te
kawałki manuskryptu, które są już napisane, no i jak powieść
będzie ukończona, to dostaniecie własny egzemplarz, a jeśli ktoś
da mi naprawdę dużo forsy, to nazwę jego imieniem którąś z
postaci - gdybym tak zrobił, roześmialibyście się mi w twarz.
A w świecie gier "indie" coś
takiego to codzienność.
Max Bialystock byłby wniebowzięty.
*
Takich gier jak Rimworld jest mnóstwo
(nie tyle w sensie kolonizowania obcej planety, ale w sensie
wczesnego dostępu).
Niektóre są totalnie niezależne,
inne można znaleźć w serwisie Steam (gdzie też są niezależne.
Ale na Steamie, więc na przykład nie można pakować do nich zdjęć
z golizną, choć przemoc nie stanowi tematu tabu. Zabawna ta
moralność). Niektóre z nich odniosły sukces na Kickstarterze -
wydawać by się mogło, że forsa z Kickstartera wystarczy, aby
wyprodukować grę, ale jednak nie, jednak trzeba iść w model
wczesnego dostępu.
*
Nie chcę tutaj naruszyć dobrego
imienia autora Rimworld. Jak na razie nie zrobił nic, co dawałoby
mi do tego podstawy.
Jest jednak coś, co mnie niepokoi.
Na stronie www Rimworld jak byk
widnieje informacja, że sprzedano już ponad 65 000 kopii.
Najtańszy pakiet kosztuje 30 dolarów.
Policzmy...
Milion dziewięćset pięćdziesiąt
tysięcy dolców.
1950000$.
A to tylko najtańsze pakiety - dla majętnych graczy są dostępne nawet takie za 200$.
OK, twórca gry musiał zapłacić za
hosting strony, komputery zjadły prąd, trzeba było zapłacić
osobie od grafiki i tej od muzyki, na pewno odpowiednia skarbówka
dopomniała się o swój haracz... Ale wciąż - to nie są jakieś
drobne pieniądze.
Teraz to, co mnie martwi: wkrótce
ludzie przestaną kupować kopie gry.
Autor przestanie zarabiać.
A gra jest nieukończona. Nawet nie
jest w Becie.
Tylko pragnienie zachowania dobrej
opinii wśród klientów (graczy) może utrzymać autora przy pracy
nad grą, która już nigdy nie zarobi ani dolara.
*
Oczywiście, jest sposób na
przedłużenie żywotności gry: DLC i expansion pack. Ale żeby to
się udało, gra powinna być ukończona.
*
Powtórzę jeszcze raz: nie zarzucam
tutaj nic złego autorowi Rimworld. Właściwie wybrałem go jako
obiekt do rozważań tylko dlatego, że widziałem filmiki na
jutjubie pokazujące gameplay, a na oficjalnej stronie gry jest
informacja o liczbie sprzedanych egzemplarzy gry - co pozwoliło mi
się doliczyć tych blisko dwóch milionów baksów.
Ludeon i Rimworld są w porządku.
Ale na Steamie można bez większego
trudu znaleźć gry, których autorzy zgarnęli forsę za wczesny
dostęp, po czym odsprzedali za grosze jakimś naiwniakom prawa do
dalszego rozwoju programu, a sami zniknęli, zostawiając graczy bez forsy
i z niedokończoną grą. Która taką pozostanie, bo nowi
właściciele projektu już nigdy nie zarobią na nim ani dolara -
więc czemu mieliby inwestować czas i zasoby w dalszy rozwój trupa?
*
W świetle moich ostatnich rozważań o
opracowaniu sensownego kantu, dochodzę do wniosku, że muszę
zmienić działalność.
Muszę zrobić grę komputerową.
Nawet nie całą grę, tylko taki
kawałek, który będzie wyglądał, jakby działał.
A potem Kickstarter. I wczesny dostęp.
Albo chociaż Patreon.
Jak trudne może być zrobienie gry?
Jeśli w perspektywie majaczą dwie bańki zielonych - wszystko jest
możliwe.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz