Kiedy dawno temu znalazłem się w tym
ciemnym i zimnym miejscu, z którego jedyną drogą ucieczki wydaje
się pętla i solidna gałąź, dziewczyna mojego kolegi powiedziała
mi coś, co sprawiło, że nie zawiązałem pętli.
"Tacy jak my, z rozbitych rodzin,
są zwyczajnie twardsi."
Uwierzyłem jej - ale wtedy byłem
nastoletnim matołem. Teraz myślę, że nie miała racji, nie na
dłuższą metę - ale teraz jestem dużo starszym, regularnym
głupcem.
Innym razem, kiedy znowu zrobiło się
koło mnie zbyt ciemno i zimno, rzuciła mnie moja Największa,
Jedyna i Prawdziwa Miłość. Nie poszedłem na tory pod Intercity,
bo wiedziałem, że ta farbowana jędza uzna, że skończyłem ze
sobą, bo nie potrafiłem bez niej żyć.
Nie mogłem dać jej takiej
satysfakcji.
Miałem kiedyś koleżankę - i bardzo
chciałem być dla niej kimś więcej, niż tylko kolegą. Kłopot
polegał na tym, że ona potrzebowała w swoim życiu co najmniej
trzech mężczyzn: jednego, z którym sypiała, jednego, którego
kochała na zabój i jednego, który służyłby za ścianę płaczu
o każdej porze. Mnie przypadła rola tego ostatniego.
Kiedy się w końcu zorientowałem w
powyższej sytuacji, odkryłem w sobie nowe pokłady gniewu. Na nią,
oczywiście, bo łatwo za cokolwiek obwiniać odtrącającą kobietę,
ale też na siebie - bo okazałem się tak żałosnym i zaślepionym
kretynem.
Ponieważ dźganie przechodniów na
ulicy nożem jest nielegalne, musiałem znaleźć sobie inny sposób,
aby jakoś ten gniew wypalić.
Wymyśliłem pseudonim. Zacząłem
pisać recenzje filmów i wylewać z siebie żółć. W sumie dobrze
się bawiłem.
Próbuję tu powiedzieć, że gdyby nie kobiety, nie byłbym tym człowiekiem, którym się stałem. Gdyby nie kobiety, wcale by mnie nie było.
Innymi słowy:
Drogie Czytelniczki, składam Wam
najlepsze życzenia z okazji Dnia Kobiet.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz