czwartek, 18 lutego 2010

Potomkowie koniokradów

OK, jak śpiewał Soyka: życie nie tylko po to jest, by brać. Zatem pora dać coś od siebie, czymś się podzielić... Zdecydowałem podzielić się moją znajomością języka "ostrzyc frajera" - często mylnie branego za polski, zazwyczaj wykorzystywanego przez sprzedawców używanych samochodów. Niżej kilka przykładów (wszystkie pochodzą z moich własnych doświadczeń), w formie cytatów z ogłoszeń motoryzacyjnych i adekwatnego tłumaczenia, opracowanego po osobistym kontakcie ze sprzedawanym wehikułem.


"Okazja" (opcjonalnie z mnóstwem wykrzykników) - normalna cena, ale może uda się wmówić frajerowi, że inne są droższe. Przy okazji - jak coraz więcej osób, jestem zdania, że wielokrotne wykrzykniki są oznaką ciężkich chorób psychicznych.

"Nie wymaga wkładu finansowego" - ... przecież malowanie całej stłuczonej gradem karoserii i wspawanie nowego progu, w miejsce tego przegnitego, jest czystym kaprysem kupca, mającego małomiasteczkowe maniery.

"Technicznie w stanie bardzo dobrym" - przecież benzynowy silnik może klekotać jak diesel, a chmura dymu z wydechu znaczy, że paliwo jest dobrze spalane.

"Idealny dla kobiety" - ma automatyczną skrzynię biegów. (Rozsądek podpowiada, że w takim razie wozy typu Landcruiser, czy Buick Riviera z 1972 są babskimi autkami.) Prawdziwi faceci wolą co chwila ściskać sztywny drążek i przesuwać go w górę i w dół... w górę... i w dół... w górę i w dół... w górę i w dół, w górę i w dół, w górę i w dół... Aaaachhhh.... Tak jest, prawdziwi mężczyźni wiedzą, co lepsze.

"Nic nie stuka i nie puka" - kiedy samochód stoi ze zgaszonym silnikiem.

"Nieuszkodzony" - tak jest, panie, tylko skrzynia nie wrzuca wstecznego i szarpie przy zmianie z trójki na czwórkę.

"Jeden właściciel" - auto zarejestrowane na jedną osobę przez dłuższy czas. Osiemnastoletni syn tej osoby, ze świeżo zrobionym prawkiem, czyli chłopak, któremu wydaje się, że jest lepszy od Kuzaja i Kubicy, przecież się nie liczy.

"Full wypas" - dwie z czterech szyb podnoszą się z trudem, szyberdach przecieka, klimatyzacja rozszczelniona, radio wyrwane z deski rozdzielczej. Skórzana tapicerka? Panie, przecież welur jest lepszy od skóry...

"Ekonomiczny" - w bagażniku tkwi stukilowy bagaż w postaci instalacji gazowej, bez homologacji i nie wbitej w dowód rejestracyjny.

"Oryginalny przebieg" - BUAHAHAHAHAHA!

"Bezwypadkowy" - w odpowiednim oświetleniu z właściwej odległości.

"Nie ma rdzy" - nie licząc mało istotnych elementów, jak podłużnice, ale ich przecież nie widać na co dzień.

"Regularnie serwisowany" - co rok albo dwa, ktoś wymieniał olej i czyścił filtr powietrza.

"Raty" - jak już udowodnisz, że wcale ich nie potrzebujesz.

Możnaby jeszcze długo, ale szybko przejdę do następnego punktu: Jak nie zrazić do siebie sprzedawcy, który robi łaskę kupującemu, że wystawia auto na sprzedaż. Nie chcemy przecież, żeby ktoś pomyślał, że mamy go za drobnego cwaniaczka, potomka koniokrada. Zatem tak należy okazać zaufanie i szacunek:

- nie pytać o VIN.

- nie kucać obok auta i przyglądać się, czy karoseria jest prosta.

- nawet nie wspominać o jeździe próbnej.

- nie pytać o rdzę.

- nie zahaczać o temat historii serwisowania, rachunków za przeglądy, całej tej nudnej papierkowej roboty, którą z jakiś przyczyn ludzie na zachodzie trzymają z myślą o odsprzedaży auta.

- pod żadnym pozorem nie mieć przy sobie miernika grubości lakieru; faceci w komisach wyczuwają je węchem.

- w miarę możliwości nie uruchamiać silnika.

- sprawdzanie działania automatycznej skrzyni biegów jest tabu. A jeśli wspomnisz, że to P służy do parkowania, a nie N albo D, lepiej żebys miał na nogach dobre buty do biegania i przygotowaną zawczasu trasę ucieczki.

Mam nadzieję, że pamiętanie o prawdziwym znaczeniu ogłoszeniowych sformułowań i stosowanie się do powyższych rad ułatwi wszystkim życie, sprawi, że klienci i sprzedawcy będą uśmiechnięci i nieskorzy do kłótni, a przy okazji nakręci się koniunktura na rynku samochodów używanych - co w każdej gospodarce jest zjawiskiem dobrym i pożądanym.

piątek, 5 lutego 2010

Sexy hat


Ostatnie dni były trudne - obejrzałem Inglourious Basterds, Drag me to Hell, Helloween 2 (Roba Zombie), a wreszcie Universal Soldier: Regeneration. Po tym koktajlu fatalnych filmów przez trzy dni byłem fizycznie chory, dosłownie.

Na szczęście obejrzałem też Spirita Franka Millera. Obejrzę jeszcze raz i napiszę recenzje, jak ylko wyjdę z szoku. Na razie jedyne, co przychodzi mi do głowy, jako komentarz do filmu, to ten obrazek, którego autor jest mi nieznany, ale zapewniam go, że wykorzystuję tutaj jego dzieło z całkowitym szacunkiem i w dobrej intencji.