poniedziałek, 23 lutego 2015

SOWA w Krakowie

Jeśli mieszkasz w Krakowie, wiesz, że Krakowem rządzą sprytne chłopaki. I nie przestają udowadniać swoich talentów cwaniacko-urzędniczych.

Oto ostatni przykład: Program SOWA.

W teorii chodzi o to, że zostaną wymienione stare latarnie uliczne na nowe, takie z diodami LED.

Fakt, jest w mieście kilka latarni, które nadają się do wymiany - ale to jakiś ułamek całości. Czemu wymieniać wszystkie? Czemu wydawać forsę na wymianę tego, co wciąż działa?

Oficjalna odpowiedź naszych łebskich u władzy: ekonomia i trochę jakby ekologia. Bo LEDy jedzą mniej prądu - czyli rachunki za światło będą niższe, no i jak coś zjada mniej prądu, to niedźwiedzie polarne się cieszą, bo mniej węgla musi spalić elektrownia.

Każdy, kto potrafi złożyć do kupy dwie myśli od razu zobaczy, że argument o mniejszym zanieczyszczaniu środowiska jest bzdurą (elektrownia produkuje tyle prądu, ile produkuje, nieistotne, ile zużywają latarnie). Ale faktem jest, że rachunki powinny być mniejsze.

Czy na pewno?

Otóż według wyliczeń (nie moich, rzecz jasna, tylko profesorów. Takich z uniwersytetu, a kilka uniwerków w tym mieście jest) ta inwestycja zwróci się za jakieś czterdzieści do sześćdziesięciu lat.

Gwarantowana żywotność latarni LED wynosi dziesięć lat. Jeszcze raz, cyframi: 10 lat.

Inwestycja nie ma prawa się zwrócić.

A w takiej Łodzi, która uczyniła ze swoim oświetleniem ulicznym to samo, jakimś cudem się wkrótce się zwróci. Jak?

Otóż planowana wymiana latarni w Krakowie powinna kosztować (znowu, według profesorów) jakieś dziewięć milionów złotych z kawałkiem. Ta kwota ma szansę się zamortyzować, zanim przyjdzie wymieniać zdychające po dekadzie LEDy.

Tymczasem w Krakowie wymiana latarni będzie kosztować... Trzydzieści dwa miliony złotych. Jeszcze raz, cyframi: 32 000 000 złotych.

Jakim cudem, zapytacie?

Ano takim, że nie wymieniamy tylko tego kawałka na górze latarni, w którym obecnie siedzi żarówka. O nie, my w Krakowie się nie opieprzamy i wymieniamy CAŁĄ latarnię. To na górze, słup, kabel i w ogóle.

Po co? Słup nie wpływa na zużycie prądu. O ile nie jest uszkodzony, może jeszcze stać latami.

Odpowiedź, której nikt oficjalnie nie udzieli, jest dość oczywista.

Do Krakowa ma zawitać wkrótce Papież i pielgrzymi. Więc słupy mają się, kurwa nędza, błyszczeć. Ale przecież nikt nie wyciągnie z budżetu forsy na to, żeby słupy na przedmieściach były ładniejsze.

Więc wmówimy prolom, że forsa z ich podatków pójdzie na zbożny cel oszczędzania na prądzie. Lud jest tak ciemny*, że to kupi.

Oj, łebskie te nasze chłopaki u władzy, oj łebskie, że aż dupsko ściska.

Tylko jedno im nie wyszło: przetargu nie wygrała firma z Krakowa, ino z Warszawy. I tak Warszawa się wzbogaci, a my zostaniemy z gołymi dupami. Fakt, ładnie oświetlonymi, ale jednak gołymi.


---------------------

* A jest - bo w wyborach wybrał dokładnie tę samą ekipę, która w poprzedniej kadencji upierdoliła sobie nieprzemyślaną walkę ze smogiem i zimową olimpiadę.

poniedziałek, 16 lutego 2015

Spam, spam, wonderful spam

Moja najstarsza skrzynka emailowa w tym roku obchodzi swoje piętnaste urodziny.
To oznacza, że jej adres przez te wszystkie lata trafił do mniej więcej miliarda firm zajmujących się wysyłaniem spamu.
Postanowiłem, po raz drugi w życiu, zajrzeć do folderu "spam" - a jak wiadomo, do tego folderu trafia najwyżej dziesięć procent całego, otrzymywanego codziennie spamu.
Ponieważ jestem leniwy, nie chciało mi się tego jakoś specjalnie formatować - zwykłe zaznacz, kopiuj wklej, plus usunięcie dat i rozmiarów. I tych tematów, które powtarzają się zbyt często.
Kursywą moje reakcje na tematy maili.

------------------------

Netia - Wybierz Internet do 50 Mb/s i wybierz wyjątkowy prezent za 200 zł!
Skąd bierzecie tak drogie breloczki?

help - Your every night will be complete of flame
Babel Fish has failed you.

tom - Do you wish to amaze your babe tonight?
Ain't got no babe.

hot - Tips for developing your love life
Developing? How about "establishing"?

zhuwenhao - The one and only way to be the best
In my mind, I already am.

jace4270722.3c6d6 - Do you want to surprise your lover this night?
Having a lover would be surprising in itself.

limeu - Keep your partner pleased every night
Already done - I'm keeping away from her, and that makes her pleased every night. And every day.

Przeslanie - Malzenstwo osob tej samej plci jest grzechem ciezkim
O żesz ty jebany skurwysynu!
Ok, ok, już się uspokoiłem...
Rozumiem spam, który ma mi sprzedać internet, pigułki na potencję i samochód. Ale to tutaj jest po prostu obrzydliwe.

ialrexiandrer.kiais… - The first-rate technique to gratify your female partner
I always give gratification to my female partners - they usually charge by the hour.

Rafał Nowak - Posiadasz przeterminowane platnosci ZUS lub US?
Czy jesteś dostatecznie zdesperowany, aby dać się zrujnować do końca jakiemuś kanciarzowi?

Przeslanie - "Je Suis" Charlie Chaplin
Że co, kurwa? Znowu ten miękki kutas od Przesłania? Jestem zdumiony, że mając tak mały i zakuty mózg, udało się temu obrzydliwemu spamewangeliście opanować technologię wysyłania emaili.

scd - This could seriously ensure your love life
It doesn't need ensuring (serious or otherwise), but establishing. As mentioned before.

Erna - Hi there
Hi.

koether - Great answer to your male probs
Not sure if my probs are male or female. And... What are "probs" again?

JEEP - NOWY JEEP CHEROKEE. Umów się na jazdę próbną już TERAZ!
NIE! I serio, myślicie, że ktoś kupi samochód tylko dlatego, że ktoś wysłał mu SPAM?

Lourdes - Hi, It's me
Hi. Nice of you to have sam e-mail address as Erna. You roommates or something?

Brittany - Hi, It's me
Oh! Another of Erna's roommates!

brian.clarke - Can you have enjoyment 4 times a night?
Definitely. However, smoking four cigars and drinking this much Jack Daniel's a night is a bit unhealthy.

Ford Polska - Zaproszenie na jazdę próbną Fordem.
Szlag, dawniej wystarczyło po prostu przyjść od salonu, teraz trzeba mieć zaproszenie... Ford staje się marką dla Wybranych.

Deutsche Bank - Wiadomość od banku: Przygotowaliśmy dla Ciebie kredyt gotówkowy! Sprawdź jaki!
Mam żelazną zasadę: jeśli jakiś bank marnuje forsę na rozsyłąnie spamu, na pewno nigdy nie założę w nim konta ani tym bardziej nie wezmę kredytu.

PZU SA - Do 40% zniżki by chronić Twój biznes
Powyższa zasada niniejszym zaczyna obejmować firmy ubezpieczeniowe.

wysylania newslette… - usługa wysylania newsletterow
Zaraz... Spam reklamujący wysyłanie spamu? Genialne.

cert - Girls adore machos
I however hate those dim fuckers. So what?

yvonnevandalen - How to make your wife happy
Divorce her..?

joyce - Affordable health tonics
Health tonics being today's snake oil.

Jakub Sergiel - Pytanie w kwestii szkoleń
Może pan traktować całego mojego bloga jako Darmowe Szkolenie w Socjopatii. Jeszcze jakieś pytania?

johnny - Add more mass to your masculinity
I'm trying to lose weight, not gain any!

Jeep - Jeep w ofercie wyprzedażowej rocznika 2014 - SPRAWDŹ!
NIE!

Ania - Coś dla Ciebie
O ile to nie zdjęcie nagiej Ani - nie jestem zainteresowany.

Papeteo Koperty i P… - Idą podwyżki cen papieru – decyduj już teraz
Po długich deliberacjach zadecydowałem - nie będzie podwyżek! Chyba, że miałem decydować w innej kwestii... Pogubiłem się w tym wszystkim.

Alior Bank - Weź tanią pożyczkę w sam raz na zimę
Ja już czekam na wiosnę. Jebać zimę. I waszą pożyczkę. I wasz bank.

Audyt SEO - Czy dasz swoje pozwolenie?
Bo słowo "audyt" tak dobrze się kojarzy i zachęca mnie do dawania pozwoleń.

Cheri - Hi, my dear friend!
If you knew me at all, you'd know that I ain't got no friends.

Lenora - Hi, my dear friend!
Jeez, you are Cheri's roomate, aren't you?

Viola - How do you do
Fine, thanks. I'll let you know if any of your roommates get in touch with me.

sumudu75 - You can have all night long pleasance
Donald Pleasance isn't my type, but if if you have something along the lines of, say, Kate Winslett - let me know.

Marta - nie rozdrabniaj się. od nju weź wszystko!
Pieniądze albo życie! Moment, Marta ma rację: Pieniądze ORAZ życie!

Baranski - Czy Masz Objawy Cukrzycy? Należy Im Odpowiednio Wcześnie Zapobiec
Bez Wątpienia Dasz Radę Wyleczyć Mnie Z Cukrzyczy Drogą Korespondecyjną, Jeśli Tylko Dam Ci Mój Numer Karty Kredytowej.

Bargiel - Czy Zmarszczki Stały Się Ciężarem?
Bargiel, ty skurwielu, gdzie moja płyta Deep Purple!?
Oj, chyba, że to nie TEN Bargiel...
Ale dzięki, że mi przypomniałeś.
Mam płytę do odebrania.

poniedziałek, 9 lutego 2015

Męski punkt widzenia, czyli świat Playboya

Mam trzydzieści kilka lat i nigdy w życiu nie miałem w rękach "Playboya" - oto, jak chciałem zacząć ten wpis. Niestety, szybko przypomniałem sobie, że gdy dostałem się do liceum, mój ojciec podarował mi dwa czy trzy numery. Od tamtej pory jednak nie miałem okazji udawać, że czytam artykuły, gapiąc się na fotografie obfitych biustów.

W tej chwili, po raz pierwszy w dorosłym życiu, przeglądam Playboya - grudniowy numer roku pańskiego 2014.

*

Uważam, że jeśli na tym świecie jest coś piękniejszego od kobiecego ciała, to tylko kobiece ciało, którego wolno mi dotknąć - więc nie będę tutaj wciskał kitu o tym, jak to sięgnąłem po magazyn tylko i wyłącznie z ciekawości, czy te osławione artykuły są aż tak dobre. Ze szklanką zimnej wody pod ręką, mając zanotowaną w pamięci lokalizację ręczników papierowych, wybieram się na przejażdżkę do świata Playboya, gdzie króluje męski punkt widzenia.

*

Na okładce coś, co wygląda jak model 3D z jakiejś pornogierki - od razu widać, że skoro redakcja płaci abonament za photoshopa, to nie zamierzają pozwolić oprogramowaniu leżeć bezczynnie.

Nasuwa mi się pytanie: kto jest targetem tego magazynu?
Po okładce sądząc, licealista marzący o karierze informatyka. Z drugiej strony - męski punkt widzenia. Jestem samcem, nawet jeśli nie do końca zdrowym psychicznie i fizycznie, to mimo wszystko powinienem na tych stronach znaleźć coś dla siebie. Jedziemy dalej.

*

Mamy nudny, ale krótki wstępniak (nazwany czołówką, widocznie z męskiego punktu widzenia nie ma różnicy między jednym a drugim).
Niżej wymienione trzy osoby - które, jak mniemam, napisały teksty do tego wydania - a wśród nich jedno znajome nazwisko. Pana Muszyńskiego kojarzę z Filmwebu...

... a było to tak, że pewnego dnia jakieś dziecko specjalnej troski usiłowało robić dym w związku z jedną z moich recenzji. W awanturze, poza dzieckiem specjalnej troski, brała udział weryfikatorka (pani Doroto, nigdy nie powiedziałem tego wprost, niemniej żywię dla pani znaczny szacunek) i jeden z redaktorów. O ile pamięć nie płata mi figla, był to właśnie pan Muszyński (a jeśli się mylę, to przepraszam tego redaktora, który czynił słusznie, a ja po chamsku go zapomniałem). Redakcja stanęła po stronie mojej recenzji, co miło wspominam...

... tak więc wiem, że jesteśmy w dobrym towarzystwie. Jedziemy dalej, patrząc na świat po męsku.

*

Następuje coś, co nazwano "grą wstępną".
Na początek dostaję wyraźny sygnał, że jednak świat Playboya to nie mój świat.
Na pierwszej stronie gry wstępnej widnieje przepis na drinka z whisky.

W moim świecie, z mojego punktu widzenia, do whisky i bourbona wolno dodać tylko jedną rzecz: dwie kostki lodu.
Sok z cytryny, pomarańczy i miód można co najwyżej wlać do herbaty. Ale cóż, widocznie nie jestem dość męski, żeby cieszyć się drinkiem, który podejrzanie opiera się na konkretnej marce whisky. Znaczy, na Grant'sie.

Dokąd na narty? Według Playboya do Kanady, Argentyny, Szwajcarii lub Finlandii.
Dobrze, że nie umiem jeździć na nartach, inaczej mógłbym zacząć się zamartwiać, czy jak w Argentynie zacznę mówić po angielsku, to zostanę wygnany z kraju.

Oczywiście, co druga strona to reklama, a te, na których mieści się gra wstępna, w połowie składają się z odnośników do konkretnych firm, zajmujących się wysyłaniem narciarzy do Finlandii, ubieraniem ich odpowiednio i tak dalej.
Z czegoś trzeba żyć, a z okładkowej ceny miesięcznik przecież się nie utrzyma.

Sto słów o krawacie, kilka słów o butelkach, reklama restauracji wyglądająca na artykuł/recenzję, strona wyciągniętych z dupy statystyk na tematy seksualno-świąteczne... A także trzy przepisy kulinarne, bo "prawdziwy mężczyzna nie boi się gotowania, będzie smacznie i po męsku"... O, chwilka... Każdy przepis, zadziwiającym zbiegiem okoliczności wymaga dodania piwa konkretnej marki...

Strona pitolenia o whisky. Znowu, w moim świecie whisky to smak i odpowiednia muzyka towarzysząca - w świecie Playboya, to pierdolenie w marketingowej nowomowie.

Króciutki kawałek o tym, co oznaczają, lub skąd się wzięły nazwy samochodów, jak Alfa-Romeo, Fiat, czy BMW. Bo, jak wiadomo, faceci nie odkryli tych znaczeń już podstawówce...

Strona o premierach filmowych. Miodzio - przerabiamy pięć filmów. Najdłuższy tekst ma dokładnie siedem zdań.

Z muzyką podobnie, ale tutaj nawet pułapu siedmiu zdań nie osiągniemy.

Książki - reklamowane tylko po to, żeby postawić je na półce. Jak wnoszę z dotychczasowej lektury Playboya, z męskiego punktu widzenia czytanie jest dla bab i ciot.

Audiobooki - też potraktowane lakonicznie, a do tego nie są to czytanki książkowe - to audiobooki... komiksów. Wiecie, jak zbyt ciężko czyta się mężczyźnie Kajka i Kokosza (nie żartuję, o nich między innymi wspomina Playboy), to zawsze można liczyć na głos w słuchawkach, który odwali tę całą trudną robotę...
... no, chyba że mowa kimś niewidomym, wtedy audiobooki mają sens i z tych sytuacji się nie nabijam.
Ale odbiegam od głównego szoku - komiks, z definicji, składa się z sekwencji obrazów i opcjonalnego tekstu. Jak można nawet myśleć o przerabianiu tego na audiobook?

*

Wreszcie - Gwiazda!

Czyli zobaczę biust, a może nawet coś więcej.

..
...
.....

OK, pierwsza sprawa. To czasopismo nazywa się Playboy, czy Grant's? Bo flachy Grant'sa są na co drugiej fotce.
Druga sprawa: nie jestem znawcą, więc mogę się mylić, ale ta pani została wyphotoszopowana. Jak będę chciał obejrzeć narysowane, wyidealizowane kobiece ciało, to otworzę album z twórczością Luisa Royo.

*

Dalej. Seksfelieton.
Pisze go kobieta (a przynajmniej tak twierdzi redakcja).
Streszczę go tak: drodzy panowie, jeśli widzicie, że wasza kobieta chodzi po domu z pełnym makijażem i przez ubranie prześwituje bielizna, macie złapać ją za tyłek, wziąć kontrolę niczym samiec lwa, pocałować kark, wziąć babę od tyłu, a ona poczuje się bezbronna, obezwładniona i zrobi się mokra w sekundę.

Tak, te teksty felietonistka usłyszała od swoich zamężnych przyjaciółek (ani przez moment nie przyszło mi do głowy, że te przyjaciółki są fikcją literacką, ani że ich wypowiedzi zostały ordynarnie zmyślone).

I znowu zastanawiam się, kto jest targetem Playboya. Najwyraźniej taki facet, który nie potrafi rozszyfrować "subtelnych" przekazów od własnej żony i nie uprawia z nią seksu.

*

Wywiad.

I teraz mam problem.

Bo o ile zdjęcia nagiej pani Lidii nie przykuły mojej uwagi, to na czarno białe zdjęcie en face Gary'ego Oldmana patrzyłem przez kilka minut. Zdumiewające, jak ciekawa robi się twarz w miarę przybywania na niej zmarszczek, bruzd, porów i siwego zarostu.

Teraz zaczynam się obawiać, że nie tylko nie pasuję do świata Playboya, nie tylko nie potrafię patrzeć z męskiego punktu widzenia, ale jeszcze mam odchylenia geriatryczno-homoseksualne - no bo skoro wolę patrzeć na starego faceta, a nie na młodą plastikową dupcię... Nie ma co, redakcjo Playboya, dzięki bardzo...

*

Następnie artykuły. Nie wiem, czemu wszyscy się tak nimi zachwycają, mnie nie przykuły... Ani ten o chińskich bogaczach, ani o sportowcach, ani nawet dziecko Łukasza Muszyńskiego, czyli krótka biografia Billa Murraya (może dlatego, że nie dowiedziałem się nic nowego, bo Murraya zawsze lubiłem i trochę o nim już czytałem).

*

Reklama CKM.
Na okładce temat: Jak zrobić EPICKI MELANŻ.
.
..
Co to, kurwa, niby jest "epicki melanż"? Jakieś fan-fiction Diuny?
Boże, jaki ja jestem stary.

*

Trzydzieści pytań do Piotra Żyły.
Po piątym (Jesteś uzależniony od adrenaliny?) przestałem czytać.

*

Playmate.
Oh, yes.
Papierowe ręczniki w pogotowiu, ten incydent z twarzą Oldmana zaraz pójdzie w niepamięć...
Dwie kobiety. Dwie pary piersi i pośladków. Pończochy. Rozmazane, starannie (jak mniemam) przystrzyżone włosy łonowe. Nawet coś jakby nieśmiała sugestia zewnętrznych warg sromowych. Lesbijska akcja...
Panie rzekomo są bliźniaczkami.
Wszystko super, ale wciąż - obie wyglądają, jakby powstały wskutek wstrzyknięcia odpowiednio polakierowanego plastiku do formy. Znowu mam wrażenie, jakbym patrzył na efekt ciężkich godzin spędzonych przez kogoś w photoshopie.
Z przerażeniem odkrywam, że poniżej pasa panuje u mnie spokój jak w domu, gdy do drzwi pukają świadkowie Jehowy.

*

Dowcipy. Może nawet był jakiś śmieszny, ale w związku z moją nowo odkrytą impotencją, jakoś nie były w stanie mnie rozbawić.

*

Znowu artykuł.
Podtytuł brzmi mniej więcej tak: czy intensywny kurs programowania może odmienić twoje życie i zmienić cię w rekina doliny krzemowej?

Bez czytania znam odpowiedź: NIE.

*

Następny wywiad. Tym razem zdjęcie odpytywanego architekta nie zwróciło mojej uwagi. Czyli jednak nie jestem gejem, tylko impotentem.

*

Kącik motoryzacyjny.
Z męskiego punktu widzenia znowu nie jestem prawdziwym mężczyzną. Bo nie obchodzą mnie te wszystkie volkswageny i skody octavie. Nie, ja, mężczyzna niepełny, impotent, interesuję się tylko takimi damskimi toczydełkami, jak Hellcat Challenger, albo Mustang 2015 - wreszcie, po 51 latach amerykanie zdecydowali się zamontować w mustangu niezależne tylne zawieszenie... Ale to temat na babski wieczór, nie warto go rozważać z męskiego punktu widzenia.

*

Następna miss foto-retuszu. Zdjęcia w pustynnych plenerach, w pełnym słońcu, więc nawet nie ma żadnego interesującego cienia.
A ja wciąż bez śladu erekcji.

*

A teraz cała litania niepotrzebnych i kosztownych gadżetów - bo to okres świąteczny i prawdziwy mężczyzna potrzebuje pomysłów na prezenty.

*

Zegarki.
Wszystko, co nigdy mnie nie interesowało na temat zegarków.
Wszystko.

*

Gdzie sens?
Jeśli chcę zobaczyć akty - znajdę je w internecie. Jeśli chcę zwykłego porno - znajdę je jeszcze łatwiej.
Jeśli chcę dowiedzieć się czegoś o samochodach, jest sporo prasy fachowej, plus programy telewizyjne. No i internet.
Gadżety? Zupełnie nie moja bajka, ale pewnie istnieją sensowniejsze publikacje, zajmujące się tematem.
Zostają wywiady i artykuły - ale na cały numer są trzy wywiady i niewiele więcej artykułów. Trochę mało, jak za okładkową cenę.

*

Zastanawiam się, kto to kupuje.
I widzę tylko jedną opcję.
Oto, jak wyobrażam sobie target Playboya:
Ktoś bez dostępu do internetu - co można zrozumieć i nie mieć mu za złe.
Wymarzony dzień tego kogoś sprowadza się do przeglądania katalogów, z których nigdy nic nie kupi - co nie powinno mnie obchodzić. Każdy może spędzać wolny czas na takim nieszkodliwym społecznie hobby, na jakie ma ochotę.
Ten ktoś brzydzi się prawdziwych kobiet, które wolałby zastąpić plastikowym Ersatzem - co jest jego sprawą, wierzę, że nie mamy większego wpływu na to, co nas podnieca.
Ponadto target Playboya nie ma pojęcia, jak zaspokoić seksualne potrzeby swojej partnerki - ale, szczerze mówiąc, to też nie mój problem, tylko tej partnerki.
Niewybaczalne natomiast jest to, że ten ktoś wlewa cytrusowe soki do Cthulhu ducha winnej whisky.

*

Na koniec sprawa osobista - po lekturze Playboya, tak dla pewności, usiadłem przy komputerze i poświęciłem kwadrans na przeglądanie darmowego porno.
Znalazłem takie, gdzie kobiety nie są odpicowane jak bryka rapera. Gdzie zdarza się rozstęp albo dwa, gdzie piersi ulegają działaniu grawitacji, albo są niewielkie, gdzie wskutek uśmiechu pojawia się zmarszczka albo dwie, gdzie na skórze zdarzają się znamiona i przebarwienia, gdzie nie wszystkie zęby są proste i idealnie białe, gdzie tkanka tłuszczowa nie jest tabu, gdzie istnieją włosy łonowe, gdzie twarze są na tyle interesujące, że zapominam o Garym Oldmanie...
Niesłusznie podejrzewałem się o impotencję.

*

Tak całkiem na koniec - mam nadzieję nigdy nie spotkać kogoś, kto uwierzył, że świat Playboya jest prawdziwy. I bezcześci whisky cytrusami.

czwartek, 5 lutego 2015

Co tam we "Wproście" słychać

Nagłówki z wprost.pl, między godziną 10 a 11.

- "PO nie wybiera się na wojnę z Kościołem"
Nawet SLD stchórzył i nie wybrał się na wojnę z Kościołem - to czemu PO miałaby sobie strzelać w stopę?

- Łódź: Pod śniegiem znaleziono ciało noworodka
Ale zygota, z której rozwinął się ten noworodek, była chroniona jako "życie poczęte", zatem Kościół, politycy i  środowiska prawicowe uczyniły wszystko, co w ich mocy. All is well in Poland.

- Eksperci z Pentagonu: Putin ma pewną formę autyzmu
Dokładnie taką samą, jak moja - objawiającą się tym, że marzy mu się władza nad światem. Różnica jest taka, że ja gówno mogę, a on stoi na czele nuklearnego mocarstwa.

- Przetargi publiczne: Liczy się nie tylko cena
Fakt, ale to nieelegancko głośno mówić o łapówkach.

- Reorganizacja fiskusa. Więcej osób przy obsłudze klientów
Klientów? Co takiego sprzedaje skarbówka? Redaktorowi chyba chodziło o wyraz "ofiar".

W zdroworozsądkowej tradycji nie kliknąłem na żadnym z powyższych, uznając je za wiadomości z jakiegoś obłąkanego świata równoległego. Czego i Wam życzę.

wtorek, 3 lutego 2015

Zostało dziesięć

W zakładce Bieganie 2015 nowa fotka - druga z planowanych dwunastu.

W przyszłym tygodniu spory wpis - zamierzam przeczytać Playboya i na bieżąco notować wrażenia.
See ya.

poniedziałek, 2 lutego 2015

Nie chcę się narazić kultowi, ale...

Zdejmij rękę z myszki. Popatrz na nią. Teraz przyjrzyj się swojej klawiaturze. Czy widzisz gdzieś logo "Razer"? Jeśli tak, to czy cieszy Cię ten sprzęt i dumą napawa fakt należenia do "Cult of Razer"?

Jeśli tak, to nie czytaj dalej. Miło, że tu zaglądasz, do zobaczenia za tydzień.

Jednak jeśli nie jesteś maniakiem Razera...

*

Nie zawsze pracuję/bawię się na laptopie. Korzystam też z normalnego, stacjonarnego peceta - bo mam w nim więcej gigabajtów, gigahertzów, cali, pikseli i w ogóle wszystkiego.

Kiedyś wystarczyła mi mycha z dwoma klawiszami i scrollerem, plus standardowa do bólu klawiatura. Te czasy niestety minęły.

Zabawne, ale choć nie gram w te wszystkie moby, wowy, ememoerpegery ani koła djuty - otóż mimo tego lubię mieć peryferia z mnóstwem dodatkowych, konfigurowalnych klawiszy. Bo chcę szybko obsługiwać odtwarzacz muzyki, bo lubię mieć kilka makr, przydaje mi się podświetlana klawiatura...
Dobrych kilka lat temu byłem stałym użytkownikiem sprzętu A4Tech. Klawiatura miała taki układ jak lubiłem, dodatkowy hub USB, gniazda jack, klawisze do kontroli muzyki, a kosztowała poniżej stówki. Myszka tej samej firmy miała trzy dodatkowe klawisze, kosztowała jakieś siedem dych.

Ale... Kiedy po roku zdechła pierwsza myszka (martwy prawy klawisz), kupiłem następną tej samej firmy, zakładając, że trafił mi się felerny egzemplarz. Druga mycha pożyła też rok, po czym zrąbał się scroller. (Oczywiście, taki drobiazg jak niedziałający klawisz czy kółko nie powstrzymywały mnie przed używaniem mychy jeszcze przez rok czy dwa... ale w końcu traciłem cierpliwość.)

No i tak z półtora roku temu kupiłem sobie gamingową mychę. Za jakieś, o zgrozo, trzy stówki.

Razer Naga Hex.

Z początku była fantastyczna. Chodziła precyzyjniej od A4Techów, miała osiem dodatkowych klawiszy, świeciła na czerwono... Tylko wkurzały mnie dwie rzeczy: gdy zainstalowałem soft, natychmiast zostałem powitany zdaniem "Welcome to the Cult of Razer". To nie było dla mnie zbyt atrakcyjne psychologicznie, ale co tam, myszka przecież działa dobrze. Drugą rzeczą było to, że soft co kilka dni/tygodni ściągał sobie aktualizację, która z mojego punktu widzenia nie zmieniała ABSOLUTNIE NIC, po czym domagał się resetu komputera.

Jakoś z tym żyłem.

Mało tego, w pewnym momencie uznałem, że stać mnie na upgrade klawiatury (chciałem mieć w końcu taką z podświetlanymi klawiszami, czyli jedyną funkcją brakującą w moim wiernym A4Techu).

No i zacząłem sprawdzać najróżniejsze recenzje klawiatur Razera.

O żesz kurwa... Klawiatury za trzy, cztery stówki, a wszystkie się psuły na potęgę. To nie wyglądało zachęcająco. Wstrzymałem się z zakupem. I bardzo słusznie.

Mniej niż rok po zakupie, Naga Hex zaczęłą mnie gnębić dwuklikiem. Dla szczęśliwców, którzy nie wiedzą o czym piszę: klikasz raz, a mycha wysyła do kompuetra DWA sygnały. Trudno z czymś takim pracować.

Oczywiście, jak na porządnego elektronicznego gremlina przystało, dwuklik pojawiał się tylko co jakiś czas, w najbardziej nieodpowiednich momentach. Przez większość czasu mysz działała normalnie (nie licząc softu, upierdliwie domagającego się resetu po cotygodniowym update'cie). Jakoś z tym żyłem - do cholery, zapłaciłem za ten kawałek plastiku koło trzech stówek! Nie poddam się tak łatwo.

Po kilku dalszych miesiącach nawalił scroller.

Ponieważ czułem się wyjątkowo przy forsie, no i chciałem sprawdzić, czy kupienie sobie nowych zabawek nie odwróci mojej uwagi od wszystkich dziwnych głosów w mojej głowie - zdecydowałem się na zakup nowego sprzętu.

Ten tekst piszę na klawiaturze Steelseries z gigantyczną spacją, a obok spoczywa w pełnej gotowości myszka Logitech, który chodzi o cały kosmos precyzyjniej od badziewnego Razera. Nie chcę nawet myśleć, ile na to poszło forsy, ale wiem jedno - jeśli te peryferia też nawalą po jednym roku, wracam do sprzętu kosztującego po siedem dych.

Nigdy też nie wrócę do sekty Razera.

*

Wbrew pozorom, ten wpis nie służy tylko narzekaniu na elektronikę wyprodukowaną jak najmniejszym kosztem w Chinach.

Chcę też napisać o ludziach z Kultu Razera.

Na początek, nazwa "kult", wymienna w mojej głowie z wyrazem "sekta", jest w pełni uzasadniona.
Mamy kogoś, kto wmawia ludziom desperacko pragnącym należeć do jakiejś grupy, że posiadacze produktów Razera to rodzaj elity. Mamy różne akcje promocyjne - na przykład Razer daje sprzęt profesjonanym graczom w zamiam za reklamę.
A ludzie to kupują.
Nie tylko w sensie płacenia przy kasie za pudełko z tandetnym, zbyt wysoko wycenionym chińskim badziewiem. Kupują też te bzdury o elicie. I bardzo chcą w nie wierzyć.

Ktoś zachwalał kolejną mychę Razera, jednocześnie tłumacząc, że musiał ją kupić, bo trzy poprzednie tej samej firmy się połamały (te kawałki klawiszy, które popychają switcha), albo - to jednak popularny problem - złapały nieuleczalny przypadek dwukliku.

Ktoś pokazywał, jak wyczyścić przełączniki mychy, aby znowu działała jak nowa - ale nie wspomniał o tym, że teflonowe pady, które trzeba zedrzeć, aby dostać się do śrub, należy kupić nowe - a ponieważ mają "Zero Friction" (znaczy, są magiczne i prawa fizyki się ich nie imają), to nowe pady kosztują prawie tyle, co nowa mysz. Rzeczony domowy mechanik wspomniał za to, że mimo udręki związanej z rozbieraniem, czyszczeniem i składaniem pieprzonego złomu, po następnych trzech miesiącach problem wrócił i nic już na niego nie pomaga.

Jedna z recenzji klawiatury Razera zawierała perełkę. Facet zachwycał się klawiaturą, a na koniec, od niechcenia wspomniał tylko, że co jakiś czas klawiatura przestaje reagować na klawisze i trzeba ją wypiąć i wpiąć z powrotem do komputera. Ale nie ma problemu, zdarza się to najwyżej dwa, trzy razy dziennie...

Chciałem się tutaj podzielić z Wami następującą refleksją:

Nie ma takiego gówna, którego nie wciśnie się ludziom za nieuczciwie wysoką cenę, jeśli tylko wmówi się palantom, że kupując je, stają się wyjątkowi.

To zupełnie jak z iPhonami i iPadami...

Szlag, narażę się DWÓM sektom...

OK, od początku. Wyciągnij na stół swój telefon. Jeśli masz tablet, połóż go obok. Czy widzisz na którymś logo Apple?...