Wyścig F1 w Korei wywołał sporo dyskusji – pojawiły się wątpliwości, czy należało dopuścić do sportowej imprezy w trudnych i skrajnie niebezpiecznych warunkach pogodowych. Starannie przemyślałem ten problem i uznałem, że organizatorzy wyścigu powinni byli go wstrzymać. Uznałem też, że obecna, śmiertelnie niebezpieczna sytuacja na torach musi się wreszcie skończyć.
Ponieważ nie jestem polskim politykiem, nie krzyknę, że należy powołać komisję śledczą, po czym uznam, że sprawa jest załatwiona. O nie, ja mam gotowe projekty zmian, jakie muszą nastąpić w F1. Oto one:
- Zakaz ścigania się w deszczu.
Ostatecznie, te auta nie mają szyb, dachów, błotników i wycieraczek. Do tego zostały zaprojektowane tak, aby jeździć szybko po suchym. Dlatego, jeśli spadnie choć kropla deszczu, wyścig należy wstrzymać.
- Zakaz ścigania się, gdy na torze są śmieci/rozbite elementy samochodów.
Na tym można przeciąć oponę. To bardzo niebezpieczne.
- Obowiązek ograniczenia mocy w bolidach.
Najwyżej 200 koni mechanicznych. To w zupełności wystarczy, do tego będzie bardziej ekologiczne, gdyż wozy będą zużywać mniej paliwa.
- Poduszki powietrzne, ABS i automatyczne odcięcie zapłonu po przekroczeniu 90 kmh.
Prędkość zabija.
- Pomoc psychologiczna dla kierowców, którzy nie kończą wyścigu na podium.
Nie może być tak, że ojcowie kierowców muszą brać na siebie dbanie o dobrą kondycję psychiczną syna-zawodnika. Tym muszą zajmować się profesjonaliści.
- Obowiązek montażu i jazdy na światłach mijania przez cały wyścig.
Powszechnie wiadomo, że to podnosi bezpieczeństwo.
- Wprowadzenie na odcinkach toru zakazu wyprzedzania.
Nie może być tak, że kierowca podejmuje najmniejsze choćby ryzyko, próbując zyskać przewagę nad rywalem.
W sumie…
Najbezpieczniej będzie zakazać ścigania się. Niech zawodnicy zbierają się na linii start-meta, wybierają – orzeł, czy reszka, a organizator rzuca monetą. Ci, którzy trafili, przejdą dalej. Potem następuje ponowne obstawienie i kolejny rzut bilonem. I tak dopóki nie zostanie jeden – zwycięzca wyścigu.
-------------------------------------
Słucham? Wątpliwości?
Że niby ci kierowcy zarabiają 50 tysięcy dolarów dziennie? Że bolidy są tak skonstruowane, że można przywalić w bandę mając 250 kmh i wyjść z tego bez szwanku? Że widzowie na trybunach zapłacili za bilety, a reklamodawcy wpompowali fortunę w ten sport? Że jakiś zgorzkniały frajer specjalnie obudził się w niedzielę przed ósmą rano, i mógł sobie pooglądać jak deszcz kapie w kałuże? Że nikt nie chce patrzeć, jak Red Bulle zdobywają punkty tylko za to, że doskonale poszły im kwalifikacje i Horner wolałby nie brać udziału w wyścigu? A kogo to obchodzi?
Przecież to sport. Musi być bezpieczny.