środa, 19 lutego 2014

How hard can it be...

... to make a decent, fuckin' car-show?

Program Top Gear oglądałem od lat dziewięćdziesiątych - okaleczoną wersję, nadawaną na BBC World. Od razu zakochałem się w Top Gearze.
Byłem fanem programu, zanim Clarkson z niego odszedł. Potem z przyjemnością oglądałem, jak samochody przedstawiał Tiff, Vicky i Quentin. Potem było ciężko - Top Gear zdechł. Pojawił się Fifth Gear, ale nie miałem jak go odbierać...
Potem Clarkson wrócił. Dokooptował Maya i Hamstera. Było tak pięknie.
Samochody za 100 funtów. Porshaki za tysiąc pięćset. Toybota. SLR vs. Transport Publiczny. USA w autach za tysiąc dolców. Boliwia. Schumi, udający Stiga.

I tylko jedno bolało: jakim cudem BBC uznało, że show z ćwierćmiliardową publicznością - plus Cthulhu wie ilu pirackich widzów na torrentach - zasługuje na jakieś sześć epizodów rocznie. Ale wciąż byłem fanem.

Aż do bieżącego roku.

Panująca w BBC kreatywna zapaść dosięgnęła mojego ukochanego programu. Niestety, nie jestem w stanie patrzeć, jak dwóch starszych i jeden starzejący się pan (mimo wybielonych zębów i farbowanych włosów - widać wiek) zachowują się niczym postacie z kreskówki.

Rozumiem, że TG nie jest już prawdziwym programem motoryzacyjnym. Takim jest Fifth Gear. Ale jako show rozrywkowe, show panów Wilmana i Clarksona postanowiło sobie obniżyć poprzeczkę. Tak nisko, że nie da się na to patrzeć i nie myśleć, że prezenterów telewizyjnych w pewnym wieku należy poddawać obowiązkowej eutanazji.

W takim razie, co robić, jeśli ma się we krwi trochę benzyny? Przecież samochody mogą być zabawne. Mogą być przygodą. Czy jest na sali ktoś, kto potrafi się bawić motoryzacją i nie musi przy tym grać według scenariusza do Dobranocki?

Enter Freiburger and Finnegan.
Enter Roadkill.

Jest w USA taki magazyn, co się zwie Hot Rod. Są z nim związani panowie Freiburger i Finnegan. Którzy robią niskobudżetową, internetową telewizję. Na cholernym YouTube.

Chciałem podać bezpośredni link, ale najwyraźniej jestem zbyt pijany, bo nie potrafię sobie z tym poradzić. Muszę ograniczyć się do tego:

- Wejdź na YouTube
- W wyszukiwarce wpisz ROADKILL EPISODE
- Enjoy.

Odcinki wychodzą mniej więcej co miesiąc. Czasem panowie po prostu katują jakieś auta, a czasem robią prawdziwego roadtripa - na przykład wsiadają w stare Ranchero i jadą z Californii na Alaskę. Mimo budżetu i medium - jakością dorównują profesjonalnej telewizji (a takie TVN Turbo przerastają).

Ostrzegam - to Amerykanie. Nie ma tego brytyjskiego humoru, który dominował w dawnych odsłonach Top Gear, ale z pewnością Roadkill ogląda się przyjemniej, od wymuszonych, zmęczonych, infantylnych wypocin Clarksona i spółki. Ale jeśli ktoś chce zobaczyć, jak to jest jechać tysiąckonnymi hotrodami przez trzy stany - i ile rzeczy może pójść nie tak - nie ma lepszego show. A co jest najpiękniejsze? Nie trzeba mieć dostępu do BBC, ani nie trzeba piratować epizodów. Wszystko jest za darmo, legalnie, wystarczy tylko oglądać.

Na koniec zacytuję - w luźnym tłumaczeniu - Freiburgera, tak, żebyście wiedzieli, czego się spodziewać:

Nie uważam, że wszyscy powinni być mechanikami, ale jeśli jakiś facet nie potrafi wytłumaczyć działania silnika czterosuwowego, kwestionuję jego męskość.