środa, 27 sierpnia 2014

Do it like they do on the Discovery Channel

Dawno temu żywiłem przekonanie, że Discovery Channel to telewizja edukacyjna. Miałem wrażenie, że dzięki niej można zobaczyć odległe kraje, popatrzeć na kopulujące rosomaki, zajrzeć do wnętrza łodzi podwodnej, zrozumieć, jak działa kuchenka mikrofalowa...

Teraz wyzbyłem się złudzeń. Oto próbka programów nadawanych obecnie przez Disco po polsku.

"Bryki nie z fabryki" - za sam polski tytuł tłumacz powinien zostać wyprowadzony na zewnątrz i rozstrzelany. A program? Wytatuowani kolesie przerabiają samochody. Kłócą się. Spieszą się. I tyle.

"Dynamo - więcej niż magia" - faktycznie, więcej... Nigdy nie widziałem tylu cięć, zmian ujęć i podstawionych konfederatów podczas realizacji pojedynczej iluzji.
Wyjaśnię: lubię iluzjonistów. Oglądałem Copperfielda, Penna i Tellera, Simona Drake'a, Marco Tempesta, cholera, nawet Chrisa Angela - i wszyscy są lepsi od Dynama. Mają więcej charyzmy, lepszą prezencję, poczucie humoru, o wiele lepsze iluzje. Sztuczki Dynama w większości można wytłumaczyć trikami telewizyjnymi, spora część jest tak prymitywna, że nawet ja wiem, jak się to robi, a to, co jest w miarę dobre - zostało zaprezentowane z werwą i pompą godną martwego leniwca.

"Auto reaktywacja" - po pierwsze, znowu tłumacz i jego podejście do tytułów. Oryginalny to "Fast'n Loud". Sam program wygląda tak: kolesie z brodami naprawiają auta. Spieszą się. Kłócą się. Ale! Poza tym kupują auta targując się jak stereotypowi Żydzi (przy czym wymieniane ceny nie mają nic wspołnego z rzeczywistością, wystarczy sprawdzić przez Googla Wszechpotężnego, po ile takie wozy naprawdę chodzą), po czym z kupionymi autami nie robią NIC. Tylko sprzedają je z komuś innemu za taką cenę, jakiej oczekiwał oryginalny właściciel. Byznes po Hamarykańsku.

"Fani czterech kółek" - znowu polski tytuł kandyduje do nagrody Swobodnej Interpretacji imienia Macierewicza. Ten program polega na tym, że dwóch kolesi kupuje używany samochód, naprawia go i udowadnia, że NIE DA SIĘ zarobić na oderestaurowaniu starego samochodu - bo to, co nazywają zyskiem, nie pokrywa nawet ułamka tego czasu i wysiłku, jaki mechanik wkłada w wymianę i naprawę części.
Warto zaznaczyć, że jak na Disco, to kiepski program: kolesie się nie kłócą, nie spieszy im się i nie mają tatuaży.

"Gorączka złota" - chyba jedyny program z prawidłowo przetłumaczonym tutułem. Ale! To nie dokument o prawdziwej Gorączce Złota, nie ma takiej opcji! To show o bandzie nieudaczników, którzy kopią w ziemi za złotem. Kolesie kłócą się. Spieszą się. Mają brody. I nic im nie wychodzi.

"Aukcja w ciemno", "Wojna o kontener", "Zgubione - sprzedane", "Wojny Magazynowe" - to w zasadzie ten sam program. Grupa fatalnych aktorów gra kupców na aukcjach. Licytują. Kupują. Potem okazuje się, czy kupili śmieci, czy coś wartościowego. Nie lubią się nawzajem. I, kurwa nędza, tyle.

Oto, jak wyobrażam sobie spotkanie rady programowej Discovery Channel:

Szanowna rado, prezentujemy... ULTIMATE DISCOVERY SHOW:
Kolesie mają brody... I TATUAŻE! Nie lubią się nawzajem! I nic im nie wychodzi! Dzielimy ich na trzy grupy!
Show polega na tym, że zaczyna się od... AUKCJI!
Licytują trzy kontenery!
W pierwszym kontenerze będzie... STARY SAMOCHÓD!
Muszą go odpicować i sprzedać z... ZYSKIEM!
W drugim kontenerze będą... ŚMIECI!
Muszą się pokłócić, rozwalić śmieci i jeszcze raz pokłócić.
A trzeci konetener... WYBUCHNIE NA SAM KONIEC ODCINKA!
A teraz nieoczekiwany zwrot akcji.... UCZESTNICY WSZYSTKO ROBIĄ NAGO!!!

-------------------------

Tak jest, Disco jest bardzo kształcącym programem. Wykształciło we mnie zwyczaj oglądania Planete+.