poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Old, bloated and pathetic

Dawno temu obejrzałem "The Expendables". Poprzeczka stała nisko i film ją bez trudu przeskoczył - dobrze się bawiłem. Niektóre dialogi były zabawne, Dolph wieszający pirata przywołał uśmiech na mojej twarzy, podobnie jak problemy Jeta Li, użalającego się, że jest najmniejszy z grupy najemników. Sceny akcji były nonsensowne i spektakularne, jak kogoś trafiła kula, to zgodnie z przewidywaniami lała się posoka.
Do tego w całym tym jarmarcznym machismo znalazł się jeden prawdziwy facet: Turkish... znaczy, Christmas, który nie musiał obnosić się z nasmarowanymi smalcem muskułami, nie musiał mieć przeszczepionych włosów, aby zasłonić efekty przedwczesnego łysienia, a i tak pozostawał twardzielem, bez choćby śladu metroseksualności.
Krótko mówiąć, pomysł na zebranie aktorów ze starych, szalonych filmów akcji był fajny i skutkował radosną, niezbyt wyszukaną rozrywką.

Drugą część oglądałem, ale... byłem zbyt pijany i nie pamiętam. Jestem prawie pewien, że wystąpił w niej Chuck Norris. I tyle.

Niedawno obejrzałem część trzecią.

Dialogi straciły poczucie humoru - zero jajcarskich banterów, zero złośliwości, ogólnie poziom komedii godny umiarkowanie niedorozwiniętego gimnazjalisty.

Sceny akcji straciły zęby - mnóstwo hałasu i eksplozji, ale bohaterowie, jak koleś z Predatora, najwyraźniej nie mają już czasu krwawić, bo bardzo im się spieszy do następnej sceny z wybuchami i oddawanim miliona serii z broni automatycznej (z jednego magazynka).

Riggs jako ober-szwarc-charakter... no, robi co może, ale ktoś napisał mu takie teksty i taką motywację, że aż zęby od tego bolą.

Sama fabuła... nie jestem pewien, czy w ogóle istnieje, ale spróbujmy... Rambo uwalnia Blade'a, nie wiadomo dlaczego dopiero teraz, bo podobno znają się od lat, następnie bierze zlecenie od Hana Solo, aby aresztować (bo, jak wiadomo, USA aresztuje terrrorystów, a nie strzela nieuzbrojonym w oko) Mad Maxa. Ponieważ Mad Max jest Bardzo Niebezpieczny, Rambo wylewa swoich kumpli z drużyny (bo myśl, że najemnik mógłby zostać ranny albo zginąć jest mu wstrętna) po czym zartudnia nowych, młodych i zdolnych - bo nie jest do nich przywiązany emocjonalnie i może ich spisać na straty (przy okazji po raz pierwszy uzasadniając tytuł serii). Potem dużo rzeczy wybucha, wygłaszane są najbardziej chujowe dialogi w historii kina akcji, a na końcu najemnicy dochodzą do wniosku, że są jedną wielką rodziną i nie zostawiają swoich ludzi w potrzebie. Mniej więcej wygląda to tak:





W sumie, lepszy efekt byłby, gdyby Rambo na sam koniec właśnie powiedział "Ohana", niż gdyby przyłączył się do śpiewów karaoke...