sobota, 18 października 2014

Back from the edge

Ostatnie tygodnie były interesujące.
Najbardziej interesujący był ten moment, kiedy mój organizm postanowił pobić rekord maksymalnej temperatury, jaką da się osiągnąć, zanim mózg zagotuje i wypłynie uszami.

Rozmawiałem z ludźmi martwymi od pięciu lat. Widziałem Dawnych Bogów.
Widziałem moją Największą, Jedyną i Prawdziwą Miłość, nagą, beznamiętnie uprawiającą seks jednocześnie z czterema mężczyznami o twarzach sklepowych manekinów. Towarzyszyła temu jej ulubiona muzyka - taka, która niby jest metalem, ale śpiewana przez laskę o nudnym głosie, której jedynym atutem jest seksowny wygląd.
Jakoś nie chciałem na to patrzeć, ale mój ojciec złapał brzytwę i odciął mi powieki.
W końcu przemówił do mnie Bóg.
Powiedział "What do you want from me?" głosem Davida Gilmoura.
Nie pamiętam, co odpowiedziałem. Mam nadzieję, że coś złośliwego.

Niestety, nic co dobre nie trwa wiecznie i w końcu wróciłem na tę stronę obłędu.

Co oznacza, że w najbliższych dniach wrócę do rzygania frustracją, czepiania się i użalania w tym zakątku sieci.

Zakończę kawałkiem, którego zdecydowanie nie śpiewa cycata, farbowana laska, nadająca się najwyżej do chórków.