poniedziałek, 17 listopada 2014

Let me tell you a story...

Opowiem Wam historię, której nie opowiedziałem dotąd nikomu.

To prawdziwa historia. Wydarzyła się kilka lat temu - miałem wtedy jeszcze psa, z którym chodziłem na spacery.

Była jesień, wczesny wieczór, ale ciemno jak w nocy. Dość ciepło i sucho, niemal bezwietrznie, na niebie nie było widać gwiazd ani księżyca. Razem z psem szliśmy sobie mało uczęszczaną trasą, żeby czworonóg mógł w spokoju się załatwić. Byliśmy sami - w zasięgu wzroku akurat nie było absolutnie nikogo.
W pewnym momencie pies się zatrzymał w wiadomym celu. Poluzowałem smycz, wyciągnąłem z kieszeni Pall Malle i Zippo. Zapaliłem.
Zaciągnąłem się i wydmuchnąłem dym w górę - z usilną nonszalancją kogoś, kto za wszelką cenę nie chce koncentrować się na ruchach jelit psa.
Na niebie zobaczyłem dwa czerwone światełka.
Poruszały się bezgłośnie, powoli.
Samolot, pomyślałem, ale natychmiast uświadomiłem sobie, że samoloty nie świecą ciągłym światłem, tylko migają kilkoma kolorami. Zapomniałem o psie i skupiłem się na światłach na niebie.
Nagle, bez wyraźnego powodu, jedno światełko skręciło o dziewięćdziesiąt stopni i odleciało, a drugie podążało tym samym, co dotąd kursem.
Pies zajęczał. Raz i drugi.
Pospiesznie wróciliśmy do domu. Całą drogę zerkałem w niebo, obserwując przelot czerwonego światełka.
Nikomu o tym zdarzeniu nie opowiedziałem. Aż do dzisiaj.

Co mnie zmotywowało?
Otóż znalazłem niesamowite miejsce w Sieci:

Fundację Nautilus, mieszkającą pod adresem www.nautilus.org.pl

Fundacja zajmuje się wszystkim, co paranormalne: ufo, duchy, esp, kryptozoologia... Wszystko.

Zaimponowali mi na zasadniczym poziomie. W przeciwieństwie do innych stron zajmujących się zjawiskami w stylu X-Files, na witrynie Fundacji nie zostałem zaatakowany bannerami, reklamami i zachętami do zakupu jakiejś książki, płyty DVD, czy zgoła magicznych kryształów. Wygląda na to, że Nautilus w Internecie nie działa dla zysku. Myślę, że robią to dla idei - poświęcają swój czas, żeby każdemu, kto chce o tym przeczytać, wyjaśnić w jaki sposób widzą i rozumieją rzeczywistość.

Krótko mówiąc, w kwestii fundamentalnej Fundacja Nautilus robi dokładnie to, co ja. Tak samo jak ja mają swój światopogląd i raczej nic już go nie zmieni.

Jest jednak między nami pewna różnica.

Otóż dla Nautilusa każda skaza na zdjęciu jest dowodem na istnienie UFO albo duchów. Każdy bełkot dziecka dowodzi wędrówki dusz. Moje ulubione: Dynamo (przy innej okazji pisałem, że mam go za fatalnego iluzjonistę) jest według FN.... ni mniej ni więcej, tylko prawdziwym czarodziejem. Mało tego, ponieważ chodził po wodzie, jest nowym Jezusem. Bo to, co można zobaczyć w telewizji, to niezbity dowód na jego magiczne talenty... Mówiąc krótko - nawet gdyby rzeczywiście któraś z publikowanych przez FN historii była prawdziwa, to utonęłaby wśród tuzinów nadinterpretacji i bzdur.

Ja z kolei jestem sceptykiem. Nie wierzę w UFO*, duchy, chupacabrę ani Big Foota. Tarot, wróżby i horoskopy mnie śmieszą. Jasnowidzenie? Wciąż, jak Jay Leno, czekam na nagłówek "Jasnowidz wygrywa na loterii". Dynamo jest dla mnie pospolitym ulicznym kuglarzem, który ma po prostu dobrego agenta i niezłego prawnika (jedyna magia, jaka ma miejsce, to kreatywny montaż materiału filmowego i tzw. NDA). Są inne, nierealistyczne koncepty w które wierzę: Wolność Słowa, Wolność Wyznania, Wolność do Palenia, Picia i Jedzenia wszystkiego, na co mam ochotę i na co mogę sobie pozwolić finansowo, Etyka, Równouprawnienie, Humanitaryzm... takie efemeryczne ułudy. Ale, niech to cholera, nie wierzę, że Dynamo jest Mesjaszem.

A co z moim spotkaniem z UFO?

Cóż, mógłbym złośliwie stwierdzić, że nie był to statek kosmiczny, a było to UFO w sensie dosłownym: niezidentyfikowany obiekt latający. Oczywiście, to bzdura. Doskonale wiem, co widziałem.

Tak zwany chiński lampion. Taki papierowy mały balon, z palącą się świeczką. A raczej dwa lampiony, lecące obok siebie.

Ale skoro leciały obok siebie, jakim cudem jeden skręcił? Lampiony nie mają napędu. Musiał być statkiem kosmitów, racja?

Nie. Ile osób jednocześnie w tym samym miejscu mogło postanowić wypuścić taki lampion? Kilka? A może tylko jedna? Najpierw zapalono świeczkę w pierwszym i zaczął się on wznosić. Dopiero potem zapalono drugą świeczkę.
Pierwszy lampion miał kilka metrów przewagi wysokości nad drugim. Nie leciały "obok" siebie...
Ciężko z ziemi, w nocy, na gołe oko ocenić, jaka jest odległość między dwoma świecącymi lampionami, unoszącymi się nad ziemią. Ciężko nawet próbować ocenić, jak wysoko się unoszą.

Pogadajcie przez chwilę z jakimś baloniarzem. W pewnym momencie - może akurat padać wyraz "konwekcja" - złapiecie się na tym, że przestaliście słuchać i zastanawiacie się, jaka jest w łóżku atrakcyjna sąsiadka. Ale z odrobiną koncentracji wyłowicie najważniejszą informację: jest coś takiego, jak prądy powietrzne. Taki lampion waży tyle, co poczucie wstydu posła na Sejm RP. Jeśli na wysokości dwudziestu, trzydziestu metrów nie wieje - bo w okolicy są drzewa, bloki i co tam jeszcze - to ponad dachami i wierzchołkami, może już wiać jakiś wiaterek. Niewiele potrzeba, żeby zmienić kurs czegoś, co prawie nic nie waży. Stąd raptowny skręt jednego światełka.

No dobrze, a jęki psa? Zwierzęta wyczuwają rzeczy nadnaturalne.

Jeszcze żadne zwierzę nie pokazało mi tej umiejętności. A co do jęków mojego psa... On miał wtedy szesnaście lat, brał leki na serce i środek łagodzący ból stawów, a w domu czekały na niego wlewki z diazepamem na wypadek ataku padaczkowego. Po prostu coś staruszka zabolało. I tyle.

Oczywiście, mogę się mylić. Możliwe, że NAPRAWDĘ WIDZIAŁEM PIEPRZONY STATEK UFOLUDKÓW!
Jednak łatwiej mi uwierzyć, że to był lampion, niż statek kosmitów, którzy pokonali lata świetlne, żeby zobaczyć, co słychać na naszej planecie, postanowili zrobić to chyłkiem, tak, żeby nikt nie widział, nie pokazali się publicznie... tylko zapomnieli wyłączyć światła pozycyjne... Kurde, te kosmity to jakieś głupie bestie, panie dzieju...

A Wy? Macie jakieś historie, których nikomu nie opowiedzieliście, bo były zbyt fantastyczne?
Jeśli tak, to moja rada: zachowajcie je dla siebie. Jeśli przekażecie je komuś w rodzaju internetowego portalu zajmującego się zjawiskami paranormalnymi, nie otrzymacie sensownego wyjaśnienia Waszych doświadczeń. Co najwyżej Wasza historia wyląduje obok materiału przekonującego o nadnaturalnych zdolnościach ulicznego magika**.


-------------------
* Życie pozaziemskie to zupełnie co innego.

** Tak swoją drogą - co to, kurwa, za uliczna iluzja, którą można obejrzeć tylko w telewizji?