czwartek, 30 kwietnia 2015
poniedziałek, 27 kwietnia 2015
Trzydzieści trzy za parę miesięcy...
Kurwa, starzeję się.
Czas ucieka. Przybywa mi lat - jak
wszystkim. Wszyscy się starzejemy, nic się na to nie poradzi*. Ale
jakoś nie chciałem w to wierzyć, podświadomie wiedziałem, że
mnie proces starzenia nie dotyczy, że zawsze będę w miarę zdrowy
i młody, cholera, przecież gram główną rolę w filmie
zatytułowanym "Autobiografia", rozgrywającym się w
czasie rzeczywistym, z kiepską reżyserią, ale wspaniałymi
dekoracjami i rekwizytami, ze słabymi postaciami drugoplanowymi, ale
wybitną kreacją roli głównej i zajebistą muzyką... mówiąc
krótko, mnie nie dotyczą te same reguły, co pospólstwa, bo
przecież ja jestem wyjątkowy - znowu, jak wszyscy.
Niestety, co jakiś czas przypominam
sobie, że jestem tylko zabawnym skutkiem poplątania neuronów,
samoświadomym umysłem błędnie przeświadczonym o własnej wolnej
woli**, ubranym w stertę mięsa i kości, które nieubłaganie się
starzeją. Pomijając oczywiste dowody fizyczne (pierwszy z brzegu:
siwizna na skroniach i brodzie), są też inne, bardziej dające do
myślenia.
Mój umysł też się zmienia.
Najnowszy dowód: lektury szkolne,
których nienawidziłem, bo powinienem je czytać, zamiast chodzić
na koncerty, pić gorzałę i zdobywać doświadczenia seksualne; te
same lektury, których nie mogłem strawić, bo były napisane jakimś
ciężkim, nudnym stylem, a nie tak jak książki Sapkowskiego...
Nie, muszę zacząć od początku.
Początek tego wpisu to książki
Rafała Dębskiego o komisarzu Wrońskim.
Próbowałem je czytać i nie byłem w
stanie.
Intrygi, jak dla mnie, były rodem z
Pana Samochodzika. Główny bohater mnie nie zainteresował ani na
chwilę. Samo słowo "komisarz" w prozie działa mi na
nerwy - jak zwykle, chciałbym odesłać autora na stronę główną
policji, żeby sprawdził stopnie służbowe i zastanowił się, czy
gliniarz z jakiegoś zadupia, gdzie jest jeden posterunek i trzech
policjantów ma szanse być komisarzem.
Ale tak naprawdę nie byłem w stanie
czytać sagi o Wrońskim ze względu na dialogi. Przegadane, nudne i
nienaturalne...
... no dobra, szybka dygresja. Dialogi
w prozie nie mogą być naprawdę "naturalne". Posłuchajcie
przez pięć minut cudzej rozmowy - to niegramatyczny bełkot, pełen
nieartykułowanych dźwięków, a jak do tego dodać jeszcze gesty i
mimikę, to pisarz, który dąży do "naturalnego" dialogu
może sobie co najwyżej palnąć w łeb, albo poszukać innego
zajęcia. Kiedy piszę o naturalnym dialogu, mam na myśli taki,
który co najwyżej brzmi w miarę naturalnie. Powiedzmy, że to taka
rozmowa, która może obleciałaby w filmie (ale, na Cthulhu, nie
takie pokraczne łamańce, jak dialogi z polskich seriali i
telenowel).
... słowem, dialogi w świecie
Wrońskiego brzmią, jakby pisano je z myślą o telenoweli. Ponieważ
nikt nie zapłaci mi za przeczytanie sagi o komisarzu W.,
zdecydowałem się pieprznąć tymi książkami o ścianę i znaleźć
sobie inną lekturę.
Ciąg dalszy tego wpisu to
wolnelektury.pl
To takie zabawne miejsce w Sieci, gdzie
można znaleźć (i legalnie pobrać) lektury szkolne.
Wciąż, po tylu latach od matury, na
samą myśl o Żeromskim robi mi się słabo... więc skierowałem
swoją uwagę na Reymonta.
Ściągnąłem sobie pdf z "Ziemią
Obiecaną" - przy okazji wyraźnie zaznaczę, że do tej pory
nie widziałem filmu, nie czytałem też książki, więc nie znam
fabuły ani zakończenia (zdaje się, że moja polonistka ustalając
lektury wolała katować nas "Chłopami").
Książka jest przygotowana z myślą o
uczniach, którzy są katowani nią przez swoje polonistki. Więc na
dole strony mamy przypisy z tłumaczeniem co trudniejszych wyrazów,
a na marginesach jakieś oderwane od kontekstu i rzeczywistości
hasła, które zapewne może rozszyfrować tylko mózg licealisty na
dopalaczach.
Przykład: 21 strona, Borowiecki z
ekipą w teatrze.
Na marginesie strony agent J-23
szyfruje: "Kobieta, Jedzenie" (jest to obok akapitu, w
którym Reymont zamieścił opis kobiety, rzeczywiście, ale to
"jedzenie" to... niewinne porównanie twarzy do pieczonej
bułki.)
Na dobitkę przypis, w którym tłumaczy
się, że antrakt to przerwa. Jeśli współczesna młodzież nie wie
takich rzeczy, a nauczyciele wymagają od nich, żeby pamiętali, że
u Reymonta w jednym akapicie jest "Kobieta" i "Jedzenie",
nawet jeśli nie ma tam jedzenia... to może od razu wypowiedzmy
wojnę totalną Rosji, niech jebną w nas kilkoma głowicami
atomowymi, bo NIE MA NADZIEI NA PRZYSZŁOŚĆ.
Abstrahując od tego, jakie
spustoszenie sieje się w głowach młodych ludzi wymagając od nich,
aby rozkładali nieistotne akapity chirurgicznymi narzędziami i
wydobywali z nich "Jedzenie" - czytelnik, który ma
jaką-taką wiedzę i nie musi sprawdzać znaczenia "antraktu"
albo "bares Geld", jest w stanie po kilkunastu stronach
nauczyć się ignorować "pomoce" dla dzieci specjalnej
troski i zwyczajnie zagłębić się w lekturze.
I teraz zabawna sprawa: to czyta się
całkiem przyjemnie. Borowiecki nie jest komisarzem, jest ambitnym
facetem, kapitalistą, niekoniecznie sympatycznym, ale przynajmniej
nie nudnym. Tło wydarzeń, ta bezduszna Łódź, jest opisana prawie
poetycko (choć obszerne opisy pogody moim zdaniem stanowią zbędny
balast). Bohaterowie od razu promieniują własnym życiem - każdy
ma swoje brzemię do dźwignia, każdy wywodzi się z jakiegoś
środowiska, każdy ma swoje cele (no dobrze - jeden wspólny cel,
Większy Szmal).
A największym zaskoczeniem są
dialogi.
Stara książka, tak? Ludzie pewnie
gadają w jakiś rozwlekły sposób, pełen archaizmów, tak? I
wszyscy brzmią tak samo, tak?
A jednak nie, jednak dialogi są
świetne.
Wyglądają naturalnie. Płyną, a nie
spadają w kawałkach na stronę, jak kawałki betonu. A co
najwspanialsze - kiedy mówi Żyd, aż słychać ten akcent, tę
melodię...
A do tego poczucie humoru:
-
Cóż zrobił z majątkiem? liczyli go lekko na dwieście tysięcy.
-
A on teraz liczy sam, że ma ze sto tysięcy długów, a to skromny
człowiek.
OK,
jeśli jesteś fanem ŁowcówKropkaBe to może Cię ten dialog nie
bawić. Ale jeśli masz poczucie humoru skrzywione w tym kierunku, co
ja, to docenisz te dialogi.
Wracając
do myśli przewodniej - młodszy ja, mając do wyboru nudną "Ziemię
Obiecaną" albo jakiegoś Sapkowskiego, natychmiast sięgnąłby
po przygody Wiedźmaka. Na szczęście, zestarzałem się. Zmieniłem.
To ciągły proces, więc nie bardzo
mogę pokazać palcem na minioną datę i powiedzieć "tego dnia
Ja-Młody umarł, zostawiając w mięsnej marionetce miejsce dla
Mnie-Dorosłego"... ale nie da się zaprzeczyć temu, że proces
trwa. Cały czas dzieje się coś, co zabija Mnie-Z-Wczoraj, aby na
jego miejsce wskoczył Ja-Z-Dzisiaj... to znaczy, mam taką nadzieję.
Bo, szczerze mówiąc, jak czasem patrzę sobie w oczy przy
goleniu***, to widzę martwą pustkę.
W każdym razie, staram się
powiedzieć, że gdybym dzisiaj spotkał na ulicy którąś z moich
Jedynych, Największych i Prawdziwych Miłości, to nawet gdybyśmy
się rozpoznali (i nie wezwali natychmiast policji) i spróbowali
zwyczajnie pogadać - ta rozmowa byłaby jak dialog z kimś obcym,
kto widział ten sam film. Jestem kimś innym niż wtedy, i one
prawie na pewno też. Sporo wody upłynęło. Wiele się wydarzyło.
Życie nie stało w miejscu... Postarzeliśmy się, kurwa nędza.
----------------------
* No, można wystrzelać religijnych
polityków i zainwestować w badania nad komórkami macierzystymi i
innymi technologiami genetycznymi... ale podejrzewam, że to zostanie
na zawsze w strefie moich marzeń.
** Qualia osądu. Czyli coś, co
smakuje i pachnie jak wolna wola, ale w gruncie rzeczy jest tylko
wrażeniem jej posiadania.
*** Wiem, pisałem, że mam brodę. Ale
posiadanie brody nie oznacza, że mam też wąsy - więc nadal mam co
golić.
piątek, 24 kwietnia 2015
Dziennik modułoroba, p. 3
Ostatnie
dni
pracy
nad
modułem
były
mniej
produktywne
-
ale
i
tak
podzielę
się
postępami
z
zainteresowanymi
(jeśli
są
tacy).
Dzień
17:
Wyreżyserowane
spotkanie
leśnikiem,
od
którego
można
dostać
ciuchy
na
zmianę
i
gorzałę
(która
przyda
się
na
następnym
obszarze).
Łącznie
z
napisaniem
i
wstawieniem
wszystkich
potrzebnych
w
konwersacji
skryptów.
Do
tego
zrobione
dwa
triggery,
jeden
zwracający
uwagę
gracza
na
leśnika,
drugi
zmuszający
leśnika
do
rozpoczęcia
rozmowy.
Poza
tym
jednak
zrezygnowałem
ze
skryptów
OnHeartbeat,
które
miały
rozwiązać
kłopoty
z
rozmową
po
ucieczce
z
więzienia
-
działy
się
dziwne
rzeczy...
Został
w ogóle jeden
OnHeartbeat
(ten,
który
robi
game
over,
jeśli
nie
ucieknie
się
z
pierdla
przed
północą)
ale
nawet
jego
mogę
skasować.
Nie
jest
ważny
dla
fabuły,
istnieje
tylko
z
myślą
o
psychotycznym
graczu.
Na
razie
muszę
zakładać,
że
źródłem
problemów
z
kapryśnie
odpalającymi
skryptami
jest
mój
system,
a
nie
moduł
jako
taki.
Posprzątałem
też
zamieszanie
z
kluczem
-
z
jakiejś
tajemniczej
przyczyny
kiedy
stworzyłem
klucz
leśnika,
coś
się
zjebało
i
"resref"
wyszedł
zły.
Zauważyłem to dopiero dziś. Nie
byłem
w
stanie
dać
klucza
PC
w
nagrodę
za
interakcję
z
leśnikiem.
Klucz
zrobiony
na
nowo,
tag
i
resref
są
w
porządku,
skrzynka,
którą
otwiera
ma
poprawiony
tag
klucza...
------------------
Dzień
18:
Najpierw
wypieprzyłem
strażnikowi
defaultowe
skrypty
NPC
na
OnHeartbeat
i
OnSpawn.
Bydlak
natychmiast
przestał
działać
(nie
spacerował
po
więzieniu,
więc
nie
podszedł
na
tyle
blisko
celi,
żeby
PC
mogła
zacząć
dialog).
Przywróciłem
wszystko
jak
było,
po
czym
wywaliłem
tylko
skrypt
OnHeartbeat.
Wtedy
kłopotliwy
skrypt
na
rozmowę
po
ucieczce
z
więzienia
zaczął
działać
o
połowę
lepiej
-
odpala
bez
problemu.
Wyszedł
następny
problem:
w
ostatnim
zdaniu
tej
rozmowy
ma
odpalać
skrypt
który
najpierw
wysyła
NPCa
do
wszystkich
diabłów,
a
po
trzech
sekundach
odpala
dialog
wewnętrzny
PC.
Tę
drugą
część
wykonuje
bez
problemu,
ta
pierwsza
nie
chciała
się
wydarzyć.
Dodałem
do
skryptu
jedną
linijkę,
zmieniłem
Waypoint,
do
którego
odsyłam
NPCa
i
wygląda
na
to,
że
wreszcie
to
kurewstwo
działa.
Opracowałem
z grubsza skrypt,
który
sprawi,
że
jeśli
patrol
okupanta
zobaczy
gołą
PC,
albo
ubraną
w
więzienne
ciuchy,
wydarzy
się
coś
niemiłego.
Dzień
19:
Trzy
patrole
okupanta
dodane
na
największej
mapie.
Wyznaczone
kilka
waypointów,
żeby
sobie
spacerowali
po
posterunkach,
a
nie
stali
jak
posągi.
Wyznaczone
triggery
rozmów
z
patrolami.
Odcięta
barykadą
jedna
z
dróg
do
lasu
(tę
decyzję
muszę
jeszcze
przemyśleć.
Na
razie
ma
służyć
temu,
żeby
psychotyczny
gracz
nie
szlajał
się
tam,
gdzie
zainstalowałem
najniebezpieczniejszy
patrol,
którego
można
uniknąć,
jeśli
posłucha
się
rady
leśnika).
Dzień
20:
Decyzje,
decyzje...
Brałem
pod
uwagę,
że
może
PC
w
trybie
stealth
prześlizgnie
się
między
patrolami
okupanta...
ale
na
razie
nie
jestem
pewien,
co
wtedy
-
bo
jeśli
PC
wciąż
będzie
w
więziennych
ciuchach,
albo
będzie biegać
goło,
to
powinna
narobić
sobie
kłopotów.
Na
razie
najłatwiej
byłoby
po
prostu
zrobić
obowiązkowe
spotkanie
z
co
najmniej
jednym
patrolem
-
jeśli
PC
zmieniła
ciuchy,
może
iść
dalej,
jeśli
nie
-
game
over.
Ale
temu
rozwiązaniu
brakuje
elegancji...
Dzisiaj
tylko
opracowałem
jak
z
grubsza
mają
wyglądać
dialogi
z
patrolami
(na
razie
w
pliku
txt,
w
Toolsecie
dzisiaj
nie
zdziałałem
nic).
Dzień
21:
Patrole
mają
przypisane
pliki
z
dialogami
(szkoda,
że
pliki
są
prawie
puste,
zawierają
na
razie
tylko
notatki
po
polsku,
co
ma
z
grubsza
być
w
której
gałęzi
dialogu).
Szeregowi
patrolowcy
mają
swoje
krótkie,
generyczne
odzywki,
jeśli
PC
ich
zaczepi.
Poza
tym
przewertowałem
Leksykon
i
już
mam
jakieś
pojęcie,
jak
zrobić
triggery
rozmów
z
patrolami
tak,
żeby
PC
mogła
się
koło
nich
prześlizgnąć
jeśli
jest
w
stealthie
(i
ma
odpowiednio
wysokiego
skilla).
Jeśli
PC
zrobi
to
nie
zmieniwszy
uprzednio
ciuchów,
nowe
szmaty
da
jej
karczmarz
-
powiedzmy,
że
jest
kumplem
rodziny
i
chce
pomóc
uciekinierce.
(Oczywiście,
najpierw
muszę
zrobić
wnętrze
karczmy.
I
samego
karczmarza.
I
dialog
dla
niego.
I
odpowiednie
skrypty...
ale
poza
tym,
problem
rozwiązany).
Napisany
i
przetestowany
skrypt
dla
patroli
(i
pewnie
nie
tylko
dla
nich,
ale
to
w
przyszłości)
sprawdzający,
czy
PC
aby
nie
biega
na
golasa.
----------------------
I
znowu
najłatwiejszym,
co
zrobiłem
w
tych
dniach,
było
wyreżyserowanie
porno-scenki
z
leśnikiem.
Jeszcze
muszę
ją
naprawdę
napisać
i
wolałbym
się
tym
zająć
już
wkrótce...
tym
bardziej,
że
już
wiem,
że
za
jakiś
czas
wrócę
do
sceny
ze
strażnikiem,
która
w
sumie
jest
już
napisana.
Zrobię
to,
żeby
sprawdzić,
czy
nie
przeoczyłem
jakiś
literówek/błędów,
a
także
żeby
odrobinę
ją
w
kilku
miejscach
doszlifować
-
a
to
oznacza,
że
scenę
z
leśnikiem
też
będę
musiał
zrobić
na
dwóch
posiedzeniach.
Ale
żeby
pisać
porno,
trzeba
mieć
chwilę
spokoju,
a
ja
ostatnio
akurat
tym
nie
dysponowałem.
A
na
horyzoncie
coraz
wyraźniej
majaczą
porno-sceny
z
patrolem
(bo
jakoś
trzeba
okupantów
przekonać,
że
nie
muszą
zwracać
uwagi
na
brak
dokumentów)
i
woźnicą
dyliżansu (bo
jakoś
PC
musi
dotrzeć
do
miasta,
gdzie
będzie
rozgrywać
się
większość
akcji)...
Oczywiście,
dopuszczam
możliwość,
że
gracz
może
nie
chcieć,
aby
PC
uprawiała
seks
z
każdym
napotkanym
NPCem
-
więc
zamierzam
w
prawie
wszystkich...
no
dobrze,
w
większości...
no,
przynajmniej
w
sporej
części
questów
dać
graczowi
możliwość
wykonania
zadań
wykorzystując
zwykłe
umiejętności
postaci.
Ale
najłatwiej
jednak
będzie
się
grało,
kiedy
PC
będzie
się
zachowywać
jak
typowa
postać
z
pornola,
która
zamiast
zapłacić
hydraulikowi,
robi
mu
loda.
poniedziałek, 20 kwietnia 2015
Postanowienia - łamie się je, nie wywiązuje z nich, czy nie spełnia..?
Był taki moment, w którym moje spacery z odrobiną truchtania zacząłem traktować jako "bieganie" (choć, oczywiście, nie jako "jogging". Jogging jest dla ludzi młodszych, ładniejszych, popularniejszych, zdrowszych i bogatszych ode mnie).
Nastąpiło to dokładnie wtedy, gdy postanowiłem kupić sobie buty do biegania.
Jednocześnie podjąłem serię innych postanowień, związanych z nową aktywnością fizyczną.
1. Nie wydawać na bieganie więcej pieniędzy, niż to absolutnie konieczne.
2. Nie poddawać się.
3. Nie przechwalać się (nie zawyżać tempa i pokonanego dystansu, nie kłamać).
4. Nie przejmować się tym, jak żałośnie wyglądam sapiąc, człapiąc i potykając się, ubrany w obszarpane, kolorowe ciuchy których miejsce jest w workach z pomocą dla Trzeciego Świata.
5. Nie przejmować się tempem.
6. Starać się stopniowo wydłużać dystans, nawet jeśli oznacza to dodawanie sobie tylko dziesięciu metrów na pół roku.
7. Nie wpadać w kompleksy i nie przejmować się innymi biegaczami (wiecie, tymi młodszymi, ładniejszymi, wysportowanymi...)
8. Nie ścigać się.
Co z tego wyszło?
1 - Cóż, musiałem kupić kilka rzeczy. Najtańsze koszulki, takie po dwie dychy, bo latem bez nich jest ciężko. Krótkie spodnie - jak wyżej. Nowa empetrójka - bo w starej w pełni naładowana bateria zdychała po trzydziestu minutach. No i buty - ale i tak wybrałem najtańsze z tych sensownych. BTW, buty zdzieram od roku i wciąż są w porządku, tylko podeszwy stopniowo się wygładzają.
2 - Tutaj chyba się udało.
3 - Chyba widać, że nie próbuję nikomu wmawiać cudów.
4 - To chyba był najtrudniejszy dla mnie punkt. Kawał życia byłem długowłosym facetem ubranym w ciemne kolory, skórzane kurtki, ciężkie buciory... Na szczęście opasłość ugasiła moje poczucie stylu, a bieganie zdusiło tlące się iskierki godności. Do tego stopnia, że kiedyś połowę biegu, jakieś dwa kilometry, pokonałem z erekcją, nie czując ani odrobiny zażenowania.
5 - Nawet nie mierzę sobie tempa (no, raz mi się zdarzyło i nie było czym się chwalić).
6 - Nieregularnie i na nierówne odcinki (to akurat zależy tak samo od mojej formy, jak i od lokalnej geografii), ale wydłużam...
7 - Tutaj trochę sam sobie pomogłem. Moje pierwsze trasy wiodły po bocznych dróżkach, jakoś omijanych przez innych biegaczy. Dopiero niedawno zacząłem pojawiać się tam, gdzie oni...
8 - ... co gładko doprowadza mnie do ostatniego postanowienia. Kilka dni temu czułem się wyjątkowo dobrze i dołożyłem sobie kawał trasy. Nie wiem ile to było dokładnie kilometrów, mogę tylko zgadywać opierając się na przebiegach, które pamiętam z czasów, kiedy jeździłem po okolicy samochodem...
W każdym razie, pokonałem większą część trasy. Może było to cztery kilometry, może sześć - mniejsza z tym. Według wspomnień z samochodu, miałem jeszcze jakieś półtora kilometra do domu.
Znalazłem się na uczęszczanym deptaku. W słuchawkach zaczęło dopieprzać "Run to the Hills" Maidenów... gdy jakiś facet mnie wyprzedził.
Jestem typem człowieka, który nie ma kompleksów na punkcie bycia wyprzedzanym na drodze (no, chyba że jakiś chuj mnie wyprzedza, zajeżdża mi drogę, depcze hamulec i wrzuca lewy migacz - to mnie wkurwiało jak cholera). Nawet teraz, kiedy z samochodu przesiadłem się na rower, nie mam nic przeciwko temu, żeby inni rowerzyści mnie wyprzedzali.
Jednak kiedy biegłem, coś przeskoczyło w mojej głowie.
Facet oddalił się ode mnie na cztery metry. Nie myśląc, zwiększyłem tempo. Utrzymywałem przez chwilę dystans. A potem coś mi odwaliło.
Jeszcze przyspieszyłem.
Zacząłem go doganiać.
Było między mną a nim kilka różnic - na początek, facet wyglądał na młodszego i lżejszego ode mnie, poza tym ja miałem w uszach słuchawki, skutecznie wytłumiające świat zewnętrzny, a on nie. Co oznaczało, że usłyszał moje tupanie i sapanie, gdy zacząłem się doń zbliżać.
Facet przyspieszył.
Ja też.
Przez skrzyżowanie przelecieliśmy nawet nie udając, że rozglądamy się na boki.
"Run to the Hills" się skończyło. Wciąż nie mogłem gościa wyprzedzić, ale utrzymywałem dystans.
W końcu odpuściłem - gdy dobiegliśmy do miejsca, gdzie mogłem odbić w lewo i wrócić do domu, tak uczyniłem. Tamten facet poleciał dalej.
Później, kiedy siedziałem na podłodze w przepoconych ciuchach, z zimnym piwem w dłoni, pomysłałem, że już rozumiem jedną z małych tajemnic tego świata.
Otóż jakoś nigdy nie słysząłem, żeby pływak zmarł na basenie. Żeby tenisista odwalił kitę podczas meczu. Żeby golfista wyciągnął kopyta na polu golfowym. Żeby kajakarz kopnąl w kalendarz w łodce...*
Ale co jakiś czas słyszę niusa o kimś, kto zmarł podczas maratonu. Albo chociaż stracił przytomność wskutek sforsowania organizmu.
Po prostu - biegacze mają coś bardzo mocno zjebanego w mózgu. Z jakiejś przyczyny wierzymy w tryumf umysłu nad materią. Zakładamy, że silna wola może zmusić mieśnie, z sercem włącznie, do wyrobienia 500% normy.
Zwykle umysł wygrywa, co skutkuje kosmicznym hajem, a to uzależnia.
Czasami serce nie wyrabia.
Są gorsze sposoby, aby pożegnać się z tym padołem łez.
--------------------------
*Co nie znaczy, że się to nie zdarzyło. Ale na potrzeby tego wpisu nie zamierzam weryfikować moich informacji.
Nastąpiło to dokładnie wtedy, gdy postanowiłem kupić sobie buty do biegania.
Jednocześnie podjąłem serię innych postanowień, związanych z nową aktywnością fizyczną.
1. Nie wydawać na bieganie więcej pieniędzy, niż to absolutnie konieczne.
2. Nie poddawać się.
3. Nie przechwalać się (nie zawyżać tempa i pokonanego dystansu, nie kłamać).
4. Nie przejmować się tym, jak żałośnie wyglądam sapiąc, człapiąc i potykając się, ubrany w obszarpane, kolorowe ciuchy których miejsce jest w workach z pomocą dla Trzeciego Świata.
5. Nie przejmować się tempem.
6. Starać się stopniowo wydłużać dystans, nawet jeśli oznacza to dodawanie sobie tylko dziesięciu metrów na pół roku.
7. Nie wpadać w kompleksy i nie przejmować się innymi biegaczami (wiecie, tymi młodszymi, ładniejszymi, wysportowanymi...)
8. Nie ścigać się.
Co z tego wyszło?
1 - Cóż, musiałem kupić kilka rzeczy. Najtańsze koszulki, takie po dwie dychy, bo latem bez nich jest ciężko. Krótkie spodnie - jak wyżej. Nowa empetrójka - bo w starej w pełni naładowana bateria zdychała po trzydziestu minutach. No i buty - ale i tak wybrałem najtańsze z tych sensownych. BTW, buty zdzieram od roku i wciąż są w porządku, tylko podeszwy stopniowo się wygładzają.
2 - Tutaj chyba się udało.
3 - Chyba widać, że nie próbuję nikomu wmawiać cudów.
4 - To chyba był najtrudniejszy dla mnie punkt. Kawał życia byłem długowłosym facetem ubranym w ciemne kolory, skórzane kurtki, ciężkie buciory... Na szczęście opasłość ugasiła moje poczucie stylu, a bieganie zdusiło tlące się iskierki godności. Do tego stopnia, że kiedyś połowę biegu, jakieś dwa kilometry, pokonałem z erekcją, nie czując ani odrobiny zażenowania.
5 - Nawet nie mierzę sobie tempa (no, raz mi się zdarzyło i nie było czym się chwalić).
6 - Nieregularnie i na nierówne odcinki (to akurat zależy tak samo od mojej formy, jak i od lokalnej geografii), ale wydłużam...
7 - Tutaj trochę sam sobie pomogłem. Moje pierwsze trasy wiodły po bocznych dróżkach, jakoś omijanych przez innych biegaczy. Dopiero niedawno zacząłem pojawiać się tam, gdzie oni...
8 - ... co gładko doprowadza mnie do ostatniego postanowienia. Kilka dni temu czułem się wyjątkowo dobrze i dołożyłem sobie kawał trasy. Nie wiem ile to było dokładnie kilometrów, mogę tylko zgadywać opierając się na przebiegach, które pamiętam z czasów, kiedy jeździłem po okolicy samochodem...
W każdym razie, pokonałem większą część trasy. Może było to cztery kilometry, może sześć - mniejsza z tym. Według wspomnień z samochodu, miałem jeszcze jakieś półtora kilometra do domu.
Znalazłem się na uczęszczanym deptaku. W słuchawkach zaczęło dopieprzać "Run to the Hills" Maidenów... gdy jakiś facet mnie wyprzedził.
Jestem typem człowieka, który nie ma kompleksów na punkcie bycia wyprzedzanym na drodze (no, chyba że jakiś chuj mnie wyprzedza, zajeżdża mi drogę, depcze hamulec i wrzuca lewy migacz - to mnie wkurwiało jak cholera). Nawet teraz, kiedy z samochodu przesiadłem się na rower, nie mam nic przeciwko temu, żeby inni rowerzyści mnie wyprzedzali.
Jednak kiedy biegłem, coś przeskoczyło w mojej głowie.
Facet oddalił się ode mnie na cztery metry. Nie myśląc, zwiększyłem tempo. Utrzymywałem przez chwilę dystans. A potem coś mi odwaliło.
Jeszcze przyspieszyłem.
Zacząłem go doganiać.
Było między mną a nim kilka różnic - na początek, facet wyglądał na młodszego i lżejszego ode mnie, poza tym ja miałem w uszach słuchawki, skutecznie wytłumiające świat zewnętrzny, a on nie. Co oznaczało, że usłyszał moje tupanie i sapanie, gdy zacząłem się doń zbliżać.
Facet przyspieszył.
Ja też.
Przez skrzyżowanie przelecieliśmy nawet nie udając, że rozglądamy się na boki.
"Run to the Hills" się skończyło. Wciąż nie mogłem gościa wyprzedzić, ale utrzymywałem dystans.
W końcu odpuściłem - gdy dobiegliśmy do miejsca, gdzie mogłem odbić w lewo i wrócić do domu, tak uczyniłem. Tamten facet poleciał dalej.
Później, kiedy siedziałem na podłodze w przepoconych ciuchach, z zimnym piwem w dłoni, pomysłałem, że już rozumiem jedną z małych tajemnic tego świata.
Otóż jakoś nigdy nie słysząłem, żeby pływak zmarł na basenie. Żeby tenisista odwalił kitę podczas meczu. Żeby golfista wyciągnął kopyta na polu golfowym. Żeby kajakarz kopnąl w kalendarz w łodce...*
Ale co jakiś czas słyszę niusa o kimś, kto zmarł podczas maratonu. Albo chociaż stracił przytomność wskutek sforsowania organizmu.
Po prostu - biegacze mają coś bardzo mocno zjebanego w mózgu. Z jakiejś przyczyny wierzymy w tryumf umysłu nad materią. Zakładamy, że silna wola może zmusić mieśnie, z sercem włącznie, do wyrobienia 500% normy.
Zwykle umysł wygrywa, co skutkuje kosmicznym hajem, a to uzależnia.
Czasami serce nie wyrabia.
Są gorsze sposoby, aby pożegnać się z tym padołem łez.
--------------------------
*Co nie znaczy, że się to nie zdarzyło. Ale na potrzeby tego wpisu nie zamierzam weryfikować moich informacji.
poniedziałek, 13 kwietnia 2015
Dzisiaj wpisu nie będzie...
... bo z powodu corocznego medialnego cyrku okołosmoleńskiego, wciąż rzygam dalej niż widzę.
Poza tym od kilku tygodni staram się ograniczyć picie - co oznacza, że zżerają mnie moje psychozy, nerwice, lęki i depresje. To z kolei znaczy, że nie potafię usiedzieć przy klawiaturze dość długo, aby coś napisać.
To tyle, jeśli codzi o hipotezę, że alkohol nie rozwiązuje problemów.
Do zobaczenia za kilka dni.
wtorek, 7 kwietnia 2015
Półgłówek o nagłówkach
Nagłówki ze stałego źródła, tuż po 11:00.
- Rzecznik PiS: ktoś w sposób obrzydliwy gra katastrofą
Znaczy, ktoś inny niż PiS? To rzeczywiście wydarzenie roku.
- "Te głosy nie mogły dochodzić spoza kabiny"
- "Po prostu lepiej odsłuchano zapisy
z kabiny, o co wielokrotnie wnioskowałem"
O! To wciąż nie wiadomo, kto, co i gdzie mówił? A w takim samolocie Germanwings to przecież nawet oddech pilota było słychać...
- Znaleźli ciało kobiety nad brzegiem Wisły. Czy to zaginiona ciężarna ze Świecia?
- 3-miesięczny Piotruś w stanie
krytycznym. Ojciec usłyszy zarzuty?
Cholera, znowu mnie pytacie? A skąd mogę wiedzieć?
- "Czy NSA ma fotografię
mojego penisa? Tak"
Wymagali, żebyś ją zrobił, czy to była twoja własna inicjatywa?
- Pojawi się sto nowych fotoradarów. Do tego rejestratory wjazdu "na czerwonym"
Wkrótce pojawią się też nowe nagłówki. W stylu: do śmiertelnego wypadku by nie doszło, gdyby w tym miejscu nie stał fotoradar, o którego słup owinęła się jadąca na sygnale karetka.
- Opel dachował w warszawskich Włochach. Ranne dziecko
Gdyby tylko stał tam fotoradar...
- Dlaczego zginął Niemcow?
Tu mogę odpowiedzieć - bo ustała akcja serca.
- Indonezja chce polskich jabłek, statków i autobusów
A nie chcieliby naszych polityków? Wysłalibyśmy im na poczatek ze cztery setki, za darmo...
Na żadnym powyższym nie kliknąłem. Czego i Wam życzę.
- Rzecznik PiS: ktoś w sposób obrzydliwy gra katastrofą
Znaczy, ktoś inny niż PiS? To rzeczywiście wydarzenie roku.
- "Te głosy nie mogły dochodzić spoza kabiny"
- "Po prostu lepiej odsłuchano zapisy
z kabiny, o co wielokrotnie wnioskowałem"
O! To wciąż nie wiadomo, kto, co i gdzie mówił? A w takim samolocie Germanwings to przecież nawet oddech pilota było słychać...
- Znaleźli ciało kobiety nad brzegiem Wisły. Czy to zaginiona ciężarna ze Świecia?
- 3-miesięczny Piotruś w stanie
krytycznym. Ojciec usłyszy zarzuty?
Cholera, znowu mnie pytacie? A skąd mogę wiedzieć?
- "Czy NSA ma fotografię
mojego penisa? Tak"
Wymagali, żebyś ją zrobił, czy to była twoja własna inicjatywa?
- Pojawi się sto nowych fotoradarów. Do tego rejestratory wjazdu "na czerwonym"
Wkrótce pojawią się też nowe nagłówki. W stylu: do śmiertelnego wypadku by nie doszło, gdyby w tym miejscu nie stał fotoradar, o którego słup owinęła się jadąca na sygnale karetka.
- Opel dachował w warszawskich Włochach. Ranne dziecko
Gdyby tylko stał tam fotoradar...
- Dlaczego zginął Niemcow?
Tu mogę odpowiedzieć - bo ustała akcja serca.
- Indonezja chce polskich jabłek, statków i autobusów
A nie chcieliby naszych polityków? Wysłalibyśmy im na poczatek ze cztery setki, za darmo...
Na żadnym powyższym nie kliknąłem. Czego i Wam życzę.
poniedziałek, 6 kwietnia 2015
You know my weakness, girl, you know my kind
Zamiast prawdziwego wpisu, takiego z mnóstwem literówek i błędów rzeczowych... bo mam w głowie sieczkę, i nie jestem w stanie zebrać myśli...
Proszę: solówka Lukathera, która jakoś ostatnio za mną chodzi. (Solo jest tak w okolicy czwartej minuty, ale warto wysłuchać całego numeru.)
Proszę: solówka Lukathera, która jakoś ostatnio za mną chodzi. (Solo jest tak w okolicy czwartej minuty, ale warto wysłuchać całego numeru.)
piątek, 3 kwietnia 2015
Dziennik modułoroba, p. 2
Mimo że jestem jedyną osobą na świecie, którą to obchodzi,
zamieszczam zapiski z kolejnych kliku dni spędzonych na tworzeniu
modułu do Neverwinter Nights.
Because I goddamn can.
Dzień
10:
Praca
z
Poligonem.
Ale
po
kolei.
Najpierw
uświadomiłem
sobie,
że
jakiś
psychotyczny
gracz
może
wpaść
na
pomysł,
że
nie
pogada
ze
strażnikiem,
który
ma
umożliwić
ucieczkę
z
więzienia.
Co
wtedy?
Postać
będzie
stała
w
miejscu
jak
kołek,
przez
wieczność
(a
przynajmniej
tak
długo,
aż
psychotycznemu
graczowi
się
nie
znudzi.
Albo
jego
komputer
nie
stanie
w
płomieniach).
Musiałem
napisać
skrypt,
który
sprawdza
datę.
Gdy
wybija
północ,
czyli
w
jakieś
osiem
minut
po
rozpoczęciu
gry
-
po
naszą
PC
przychodzą
smutni
panowie
z
bezpieki
i
torturują
ją
na
śmierć.
(Oczywiście,
przychodzą
tylko
w
formie
werbalnej,
czyli
w
dialogu
wewnętrznym
-
szkoda
tracić
czas
na
spawnowanie
NPCów,
których
i
tak
żaden
zdrowy
na
umyśle
gracz
NIGDY
nie
zobaczy.
Dialog
też
jest
króciutki
i
bez
szczegółowych
opisów
-
znowu,
prawie
nikt
go
nigdy
nie
przeczyta,
więc
szkoda
czasu
na
więcej.
Ważne
jest
to,
że
koniec
tego
dialogu
oznacza
zakończenie
modułu,
podobnie
jak
w
przypadku
próby
grania
facetem).
To
sprowadziło
mnie
do
następnego
problemu
-
temu
dialogowi
też
musi
towarzyszyć
ściemnienie
ekranu
(tak,
jak
podczas
seksu).
Jak
wspominałem
wcześniej,
ściemnienie
to
nie
kłopot,
ale
potem
trzeba
znowu
włączyć
światło.
Ten
skrypt,
który
miałem,
miał
drobny
problem,
który
kiedyś
mógł
okazać
się
potężnym
problemem.
Więc
musiałem
wykombinować,
jak
zmusić
program
do
usunięcia
z
postaci
tylko
efektów
wizualnych,
nie
ruszając
ewentualnych
buffów,
klątw
i
chorób.
Dzięki
likwidującemu
ekwipunek
postaci
skryptowi
z
pewnego
tutoriala,
udało
mi
się
zrozumieć,
jaką
strukturę
musi
mieć
pożądany
skrypt.
W
końcu
napisałem
taki,
który
wydaje
się
działać
prawidłowo.
Zaczynam
rozumieć,
dlaczego
programiści
zarabiają
tyle
pieniędzy.
I
dlaczego
software
nie
zawsze
działa
tak,
jak
powinien...
-------------------
Dzień
11:
Pracowity
(i
długi)
dzień.
Najpierw
na
Poligonie
opracowałem
skrypt,
dzięki
któremu
PC
i
pomagający
jej
w
ucieczce
strażnik
znikną
z
więzienia
i
pojawią
się
w
innym
obszarze
-
znaczy,
uciekną
z
paki.
Brzmi
o
wiele
krócej,
niż
trwało
w
rzeczywistości.
Następnie
w
Revolution
Calling
wyreżyserowałem
dialog
(zawierający
werbalny
seks)
między
PC
a
strażnikiem.
Wyreżyserowałem,
nie
napisałem
-
czyli
"tylko"
stworzyłem
wszystkie
"node'y"
w
konwersacji,
w
każdym
zostawiając
krótką
notatkę
po
polsku,
jaka
treść
się
ma
w
nim
wyświetlać,
i
dołączyłem
odpowiednie
skrypty
(na
zgaszenie
światła,
zapalenie,
na
wyteleportowanie
do
następnej
sceny/obszaru,
no
i
skrypt
decydujący
losowo,
czy
PC
ma
orgazm,
i
następny,
zliczający
orgazmy
i
na
tej
podstawie
ustalający
libido
PC.
Naprawdę,
marnuję
swoje
talenty
nie
pracując
w
pornobiznesie).
Później
przysiądę
do
tego
i
napiszę
pełną,
opisową
treść
po
angielsku.
Stworzyłem
też
małą,
leśną
polanę,
na
którą
ucieka
nasz
duet.
Napisałem
krótki
skrypt
i
dialog,
żeby
psychotyczny
gracz,
próbujący
wrócić
do
miasteczka,
usłyszał
od
PC,
że
to
zły
pomysł
i
nic
z
tego.
Mordowałem
się
długo
z
tym,
żeby
zmusić
NPC,
aby
po
tym,
jak
się
spawnuje
w
obszarze
razem
z
PC,
zaczął
z
nią
dialog.
Następnie
napisałem
skrypt
odsyłający
NPCa
do
wszystkich
diabłów.
Po
tym,
jak
strażnik
sobie
idzie,
a
PC
zostaje
sama
w
ciemnym
lesie,
zaczyna
kolejny
dialog
wewnętrzny.
--------------------
Dzień
12:
Dialog
ze
strażnikiem
napisany
-
próbowałem
iść
bardziej
w
stronę
erotyki,
ale
skończyło
się
na
zwykłym
porno.
Szczerze
mówiąc
-
to
może
i
dobry
chwyt.
Zwykłych
modułów
z
przygodami
wszelakimi
jest
na
NWN
Vault
od
groma,
takich
dla
dorosłych
-
kilka,
może
kilkanaście.
Przynajmniej
rynek
nie
jest
nasycony...
Wyszedł
problem
z
moim
"genialnym"
skryptem,
który
po
dotarciu
PC
i
strażnika
na
polanę,
miał
inicjować
dialog
między
nimi.
Otóż
skrypt
raz
działa,
raz
nie.
Zawsze
śmiałem
się
z
informatyków,
którzy
po
tym,
jak
melduje
się
im
problem
z
programem,
natychmiast
odpowiadają
"wczoraj
działało".
Teraz
też
mogę
tak
powiedzieć.
Mnóstwo
czasu
poświęcone
na
próby,
eksperymenty
w
Poligonie,
uruchamianie
gry
i
ładowanie
na
przemian
modów...
I
jasne
jest
jedno:
w
Poligonie
taki
sam
skrypt
działa,
w
Revolution
Calling
czasem
tak,
czasem
nie.
Na
szczęście
zauważyłem
jeden
detal
-
kiedy
dialog
się
zaczyna,
w
chat-logu
pierwsza
kwestia
wyświetla
się
dwa
razy.
Krótko
mówiąc,
chyba skrypt
odpala
dwa
razy
-
raz
dla
PC
i
raz
dla
NPC.
Najwyraźniej
czasem
takie
podwójne
odpalenie
nie
przeszkadza,
a
czasem
dialog
się
nie
odbywa.
Rozwiązanie
jest
proste
-
zmodyfikowałem
skrypt,
żeby
odpalał
tylko
dla
PC.
Na
razie
działa,
zobaczymy,
czy
jutro
też
tak
będzie...
Poza
tym
stworzyłem
następny
leśny
obszar,
gdzie
PC
będzie
mieć
szansę
pozbyć
się
więziennych
ciuchów.
---------------
Dzień
13:
Na
zrobionym
wczoraj
obszarze
stoi
szałas-leśniczówka.
Dzisiaj
stworzyłem
jej
wnętrze.
I
zajęło
mi
to
cały
roboczodzień...
bo
najpierw
musiałem
znaleźć
taki
tileset,
żeby
wnętrze
w
miarę
pasowało
do
zewnętrza.
I
szczerze
mówiąc
nie
znalazłem.
Z
zewnątrz
chatka
jest
wykonana
z
desek.
Od
środka
ma
położony
tynk
na
ścianach.
Z
zewnątrz
ma
wyraźny
komin.
W
środku
nie
ma
kominka
-
bo
zwyczajnie
nie
ma
na
niego
miejsca.
Niestety,
taka
specyfika
NWN.
Za
to
zresztą
od
początku
tej
gry
nie
lubiłem
-
jeśli
chodzi
o
grafikę
ten
produkt
zwyczajnie
leży
i
kwiczy.
Może
następny
dzień
będzie
bardziej
produktywny.
------------------
Dzień
14:
Kurwajegomaćpierdolonywdupęzajebany
skrypt
na
odpalanie
dialogu
po
ucieczce
z
więzienia
dalej
działa
tylko
wtedy,
kiedy
ma
odpowiedni
humor...
Muszę
zająć
się
czymś
innym,
żeby
nie
zwariować.
OK,
w
szałasie
umieściłem
skrzynkę,
w
niej
ciuchy
i
gorzałę
(z
myślą
o
następnej
przeszkodzie
na
drodze
PC),
a
samą
skrzynkę
zamknąłem
tak,
że
tylko
rogue
ma
szansę
ją
otworzyć.
Inne
klasy
będą
musiały
wykazać
się
innymi
zdolnościami,
aby
zmienić
ciuchy
i
zdobyć
wódzię
(bądźmy
szczerzy:
PC
innej
klasy
będzie
musiała
przespać
się
z
właścicielem
skrzynki.
Albo
poderżnąć
mu
gardło).
--------------------
Dzień
15:
Sprawiający
problemy
skrypt
wygenerowałem
w
LSG
(znaczy
generatorze).
Różni
się
od
mojego
dokładnie
jedną
funkcją...
Zamiast
"GetObjectByTag",
mam
teraz
"GetNearestObjectByTag".
I
wygląda
na
to,
że
ta
wersja
działa.
Poza
tym
powstał
kolejny
obszar,
tym
razem
duży,
muszą
na
nim
zmieścić
się
dwie
możliwe
ścieżki
dla
PC
(przy
czym
jedna
musi
być
wyraźnie
taka,
że
PC
nadkłada
drogi),
dwa
patrole
okupantów,
zajazd
i
dyliżans.
Uruchomiłem
dwa
Area
Transitions.
-------------------
Dzień
16:
OK... ten
nieszczęsny skrypt wpędziłby mnie w alkoholizm... gdybym już tu
nie był.
Po bardzo
starannym obadaniu problemu, wyciągnąłem następujące wnioski:
- wciąż nie
wiem, co nie działa.
- objaw
pojawia się, gdy uruchomię grę po resecie komputera i załaduję
moda. Wtedy skrypt nie odpala.
- ale, kiedy
następnie wyjdę z gry i uruchomię ją ponownie, znowu załaduję
moduł... nagle skrypt działa prawidłowo.
- co podsuwa
mi pomysł, że problem nie tkwi w module, ale w mojej kopii gry/moim
laptopie.
Na razie
wymyśliłem, jak obejść kłopot (skrypt już nie jest odpalany na
wejściu do obszaru, tylko co sześć sekund na NPC, przy czym
deklarując i modyfikując zmienne i ustawiwszy conditionale zmuszam
go, aby pożądany dialog uruchamiał się tylko raz, wtedy, kiedy
trzeba).
Tyle na dziś.
---------------------
Kilka tygodni temu, zanim zacząłem tworzenie modułu, wymyśliłem
sobie, że będzie to ponura historyjka z motywami erotycznymi.
Trochę się tej erotyki obawiałem - bo co będzie, jeśli to, co
napiszę, będzie nudne albo żenujące, a nie erotyczne? Gdzieś po
drodze strzelił mi w głowie jakiś hamulec i zboczyłem (Ha! Tania
gra słów! Mógłbym się załapać do cholernego Teleexpresu!) w
kierunku zwykłej pornografii.
Odkryłem, że bardzo łatwo przychodzi mi jej pisanie.
To zdumiewające - tyle lat pisałem najróżniejsze rzeczy, zwykle
mniej, czasem bardziej udane, nigdy nie było w nich erotyki, zawsze
z trudem walczyłem z moim mózgiem o każdy wyraz, czasem przez
tydzień pracowałem nad jednym zdaniem opowiadania, które i tak
skończyło w koszu... A tutaj piszę pornola i idzie gładziuteńko.
Teraz wygląda na to, że spod mojej klawiatury wyjdzie totalny
porno-moduł.
I dobrze. Jeśli nikomu się nie spodoba, przynajmniej uczciwe będę
mógł powiedzieć, że pisząc go świetnie się bawiłem i było to
bardzo pouczające zajęcie.
czwartek, 2 kwietnia 2015
Jeszcze osiem
W zakładce "Bieganie" wpis i fotka z okazji pierwszego kwietniowego człapania pod wiatr, dla zmyłki nazywanego bieganiem.
Subskrybuj:
Posty (Atom)