Kolejne urodziny za mną.
Jeśli wziąć pod uwagę średnią
długość życia mężczyzny w tym kraju i mój ogólny stan
zdrowia, jeśli nawet założyć, że utrzymam niemal stuprocentową
skuteczność w powstrzymywaniu prób samobójczych - mam już z
górki.
Jak uczy nas poeta - a przynajmniej
Iron Maiden - nie należy marnować czasu snując rozważania na
temat straconych lat. Więc zamiast ubolewać nad tym, czego nie
udało mi się osiągnąć* przez ostatnie trzy dekady z hakiem,
podejdę do zagadnienia w sposób zgoła dla mnie obcy. Mianowicie,
optymistycznie.
Będę się cieszył na to, jak
wspaniałe możliwości roztaczają się przede mną na te następne
trzy dekady z kawałkiem.
Więc... Mam ciągle wspaniałą
okazję, aby:
- Znaleźć sobie takie zajęcie,
którego wykonywanie daje mi jakąś satysfakcję i dość dochodów,
żebym nie musiał się martwić rachunkiem za ogrzewanie.
- Znaleźć sobie hobby, które sprawi
mi przyjemność.
- Znaleźć miejsce, w którym
chciałbym żyć.
- A co tam: znaleźć tę wyimaginowaną
kobietę, dla której byłbym gotów popełnić jakąś piramidalną
głupotę; na przykład oświadczyć się jej.
- Wciąż przede mną dość czasu, aby
sprawić sobie ostatniego psa w życiu.
Poza tym nie pragnę wiele.
Przynajmniej nie dzisiaj. Wiem - doskonale wiem - że wystarczy
spokojnie czekać na brzegu rzeki, a trupy bydlaków, którymi
gardzę, w końcu spłyną z prądem. Nie chcę się mścić. Nie
chcę przeprosin. Nie zamierzam przepraszać. Nie oczekuję
wyciągniętych dłoni i nie zamierzam wyciągać swojej. Ja
odwaliłem się od nich, oni odwalili się ode mnie.
Niech tak zostanie.
------------------
*Jak na razie, osiągnąłem tylko
jedno: ukończyłem 34 lata. Pocieszam się, że to więcej, niż
można powiedzieć o co poniektórych Mesjaszach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz