Jest tyle smakowitych tematów, na które mógłbym się teraz wypowiedzieć - Katyń, Smoleńsk, wolne miejsca dla nieboszczyków na Wawelu, czarne skrzynki, kampania prezydencka, wybuchy wulkanów... Zatem w dzisiejszej pogadance biorę na celownik "Avatara". Tak, nie pomyliłem się - obejrzałem cudowne dziecko Camerona i nie zamierzam na ten temat milczeć.
Dlaczego ani słowa o tematach smakowitych? No cóż, moje opinie kształtuję na podstawie całkowitego braku wiedzy, kompetencji i doświadczenia. Kiepskie wyjaśnienie? Przecież wielu publicystów nie pozwala, aby takie drobiazgi powstrzymały ich przed wygłaszaniem swoich opinii, prawda? No dobrze, to nie jedyny powód. Drugi jest ważniejszy: jestem tchórzem.
Brakuje mi jaj, aby publikować swoje szczere opinie. Niby mam do tego prawo, niby jest wolność słowa. Poza tym popularność tej konkretnej strony w sieci jest śmiesznie niska, do tego jestem bezpiecznie anonimowy. A ja i tak się boję. Wierzcie mi, jest czego. Już widzę, te procesy: o brak złożonego oświadczenia lustracyjnego, zniesławienia, naruszenie dóbr osobistych, nawoływanie do nienawiści, obrazę stanu i być może o zdradę tajemnicy państwowej. A czemu nie? W tym kraju wszystko jest możliwe. Żadnego z tych procesów bym nie wygrał - nie stać mnie na adwokatów, a już przekonałem się, że jeśli idziesz do sądu, znasz prawo (a przynajmniej ten jego kawałek, który dotyczy tego konkretnego postępowania), jesteś absolutnie uczciwy, ale nie ma kasy na najmimordę, to przegrywa się z marszu.
Z bezpiecznych tematów pozostał mi tylko wulkan. Jedyne, co przychodzi mi do głowy, w charakterze komentarza: przez kilka dni niebo nie było poharatane smugami kondensacyjnymi, a silniki czekających w kolejce do lądowania samolotów nie buczały na mnie z nieba. Koniec komentarza.
No dobrze, do "Avatara" wrócę następnym razem. Powiedzmy, za tydzień. Może będzie to początek regularnych wpisów na tej stronie, kto wie?