Temat "Zmierzchu" jakoś wciąż do mnie powraca. Ostatnio w formie pytania: po co w ogóle powstało takie gówno?
Pozwolę sobie odpowiedzieć: z powodu marzeń. Ta koncepcja najwyraźniej sprawia naszemu społeczeństwu coraz większy problem.
O czym marzycie, drodzy czytelnicy? O lepszej pensji? O wakacjach w jakimś egzotycznym miejscu? O własnym mieszkaniu? Lepszym telewizorze, niż ma sąsiad?
Mój dziadek przez wiele lat twierdził, że jego marzeniem jest polonez - zawsze chciał mieć takie auto. Co ciekawe, jeździł wtedy fordem, a jako samochód rezerwowy trzymał fiata 125p. Uważałem to za niewłaściwe. Co to za marzenia, które można tak łatwo zrealizować? Jeśli się zastanowić, to moje zgadywanki z powyższego akapitu w większości można porównać ze snami o nowym polonezie - to tylko kwestia skali finansowej. Te marzenia da się kupić i to wcale nie za jakieś ciężkie miliony. Cholera, tak naprawdę to nawet nie są marzenia; to cele, które można sobie postawić, do których można dążyć, ale żeby śnić o tym po nocach? Uważam, że istoty ludzkie stać na więcej, mało, powinny wyżej ustawiać poprzeczkę.
Nie ma sensu się rozdrabniać. Jak marzyć, to na całego. Chcę mieć taki dom, żeby od najbliższego sąsiada dzieliło mnie co najmniej 15 kilometrów. Chcę mieć w garażu DeTomaso Panterę i Lamborghini Countach. Chcę napisać scenariusz do komiksu (tudzież noweli graficznej), który przebije "Transmetropolitan" i "Watchmen" razem wziętych. Chcę nauczyć się grać na perkusji i być równie dobrym, co Bonham, Bozio, czy Moon. Chcę opracować recepturę na doskonałą whisky, a następnie chcę zacząć ją produkować. Chcę sklonować sobie mamuta - ale takich rozmiarów, żeby był niewiele większy od owczarka niemieckiego. Chcę zdobyć licencję wyścigową i zostać mistrzem GT. Chcę kochać się z Summer Glau. I Mają Włoszczowską. Jednocześnie. Na orbicie okołoziemskiej, w stanie nieważkości.
Musiałem zrobić sobie przerwę na szklankę zimnej wody. W każdym razie, ludzie, którzy nie rozumieją po co powstał "Twilight", zapomnieli o co chodzi w marzeniach. "Zmierzch" stworzono dla dziewcząt, które marzą o chłopakach, będących... no cóż... całkiem jak dziewczyny. I nie widzę w tym nic złego - tylko chciałbym zauważyć, że dziewczyny mające za partnerów taki typ faceta powinny być przygotowane na to, że to one będą przed każdym wyjściem czekać, aż ich druga połowa poprawi fryzurę, skoryguje pęsetą brwi, nałoży błyszczyk i w ogóle spędzi co najmniej 45 minut przed lustrem. A na końcu pokłóci się o to, kto zużył ostatnie waciki.
A film "Twilight" i tak jest fatalny pod każdym liczącym się dla mnie względem. Niezależnie od tego, jak bardzo pomaga dziewczętom snuć marzenia.