piątek, 24 stycznia 2014

Góralu, czy ci nie żal...

- Powinienem mniej pić - tak brzmi odpowiedź na pytanie, dlaczego w ogóle obejrzałem "Highlander 2".

Kilka lat temu z takiego alkoholowego oglądania powstałaby recenzja na Filmweb. Tym razem tak nie będzie z dwóch powodów: raz, nie mam najmniejszej ochoty na sprawdzanie, jakie są obecne wymagania wobec tekstów na FW, no i na pewno nie chce mi się pieprzyć z durnymi i zbędnymi hiperłączami. Dwa, zapomniałem hasła do logowania na FW. Odzyskiwać go mi się nie chce.

Zresztą co mógłbym napisać? Że dawno nie widziałem czegoś tak niespójnego, pełnego dziur logicznych, przypadkowych scen i bezsensownej roli szkockiego Jamesa Bonda. Że jestem wdzięczny Lambertowi, bo przekonał mnie, że jestem seksualnym bogiem (serio, jest scena, w której Góral młodnieje, rozwala ptakoludzi, po czym odbywa stosunek z laską cuchnącą kubłem na śmieci. Ów stosunek trwa jakieś osiem sekund. Nawet ja jestem w stanie dłużej pociągnąć zabawę w ruchy posuwisto-zwrotne i miarowe dyszenie). Że nie mogę wyjść ze zdumienia, że ktoś to nakręcił, zmontował, po czym potrafił wrócić do domu przekonany, że odwalił kawał dobrej roboty.

Warto może zauważyć, że oglądałem coś, co nazywa się "Director's cut". Ponieważ słowa te w przekładzie z angielskiego oznaczają "reżyser jest obrzezany", spodziewałem się, że będzie koszerna wersja. Tymczasem... Aj waj, aj gewalt... Tylko goje mogli popełnić coś takiego. A podobno - według Wszechmocnej Wiki - wersja nieobrzezana jest jeszcze gorsza.

Jestem w stanie wskazać jedną rzecz, która była w tym filmie najlepsza - i nie chodzi o sam fakt, że obraz się skończył*.

Kiedy zaczęły się napisy końcowe, usłyszałem sztampowy rockowy kawałek z lat osiemdziesiątych. Fajnie się słucha, ale nic wybitnego w tym nie ma. Jednak głos wokalisty zabrzmiał znajomo. Dotrwałem do końca napisów (co zresztą było przyjemniejszym doświadczeniem od oglądania całego filmu), żeby sprawdzić, kto był wykonawcą.

Lou Gramm.





Możecie nie wiedzieć, kim jest Lou Gramm, ani z jaką grupą był związany. Podpowiedź:




Tak więc "Góralowi 2 z przyśpieszeniem od obrzezanego reżysera" zawdzięczam to, że w tym tygodniu najczęściej w moich słuchawkach rozbrzmiewają takie numery jak "Dirty White Boy", czy "Hot Blooded". Jest to najbardziej pozytywna rzecz, jaką mogę o tym filmie napisać.

--------------

* A to wielka zaleta. Takie Harry Pottery, czy Twilight, w trzeciej godzinie trwania seansu zdają się nie mieć końca.