piątek, 13 czerwca 2014

Keyboard Mercenary

Czasem zastanawiam się, jak to jest być literackim najemnikiem.

Kim jest taki pisarz-najemnik, zapytacie?

Otóż to ktoś, kto produkuje w ściśle ustalonych deadline'ach opowieści ze światów, których sam nie wymyślił. Taki profesjonalny autor fanficów. To facet, który umie pisać na tyle dobrze, że jakoś się z tego utrzymuje, ale tak się składa, że na półkach księgarń nigdy nie pojawiają się książki osadzone w świecie przedstawionym, który wymyślił najemnik. Zawsze jest to książkowa wersja jakiejś gry komputerowej, serialu, franczyzy filmowej... Nigdy nic, co nie miałoby własnej "biblii", w której zapisano reguły i wszystkie niezbędne informacje dla pisarzy, zakontraktowanych na konkretne powieści.

Jak to jest, pisać pod cudze dyktando? Jak to jest, kiedy każdy detal świata, każdy geograficzny bzdet, każde kulturowe odniesienie w dialogach należy konsultować z "biblią"? Jak to jest, pisać losy bohaterów, których nie wymyśliłeś, którzy zapewne są ci obojętni, których po tobie przejmie następny najemnik? Czy można w takiej pracy znaleźć przyjemność? Satysfakcję?

Weźmy nieprzypadkowy przykład: Keith R. A. DeCandido. Nieprzypadkowy, bo właśnie przegryzam się przez jego książkę.

Pan DeCandido pisał na przykład powieści rozgrywające się w świecie "Supernaturala", "Resident Evil", "World of Warcraft", czy "Farscape". To, co wpadło w moje tłuste łapska, nazywa się "Under the Crimson Sun" i ma miejsce w świecie D&D.

Nie chcę tutaj recenzować książki - jakieś bóstwo Chaosu próbuje zdobyć przyczółek w jakimś świecie, do tego ciężko stwierdzić, kto jest głównym bohaterem... No, fantasy, nieprawdaż.

Chcę wykorzystać książkę, aby zajrzeć do umysłu autora. Jeśli prawdą są niektóre freudowskie teorie, to gdzieś w tekście znajdę wskazówkę, jak czuje się pisarz-najemnik.

Popatrzmy, co takiego najczęściej pojawia się w opisach bohaterów i postaci drugoplanowych...

Bogacz nienawidzi swojej żony i obowiązków służbowych.
Ochroniarz nienawidzi swojej pracy.
Gladiator nienawidzi swojej pracy.
Nadzorca niewolników nienawidzi swojej pracy.
Niejaka Karalith nienawidzi roboty papierkowej...

Jeszcze nie skończyłem powieści, więc być może trafię na większą ilość postaci, które nienawidzą tego, co muszą robić.

Ale jestem skłonny zaryzykować, że już wiem, jaki jest podświadomy stosunek najemnika do klepania pisarskich chałtur.

Może pan DeCandido powinien rozważyć możliwość zmiany agenta? Na takiego, który załatwi mu kontrakt na książkę osadzoną w autorskim świecie? On byłby zadowolony, a i ja chętniej przeczytałbym coś, w czego napisanie autor włożył choć trochę entuzjazmu i osobistego zaangażowania.