środa, 16 marca 2016

I, for one, would welcome our new raptor overlords

Zwykle nie poświęcam moich mózgowych roboczogodzin na rozmyślania na tematy związane z moimi niegdysiejszymi miłościami. Takie myślenie nie dość, że może być bolesne, to może prowadzić do tego, czego nie cierpię: odkrywania tej jednej rzeczy, którą trzeba było zrobić inaczej, tego jednego momentu w czasie, w którym Wielka Miłość rozpuściła się i spłynęła do rynsztoka. Takie myślenie nie tylko jest stratą czasu. Jest całkowicie błędne: jeśli związek rozpada się wskutek jednego zdania, jednego słowa, jakiejś drobnej pierdoły - to raczej nie była Wielka Miłość, tylko kłopotliwe zauroczenie, z którego jedna strona pragnęła wyrwać się pod byle pretekstem.

Jednak jestem tylko człowiekiem. Na przykład, gdy słyszę muzykę Lacuna Coil, wciąż coś pika tam, gdzie powinien być tylko zmęczony mięsień pompujący krew. Ale stosuję pewną metodę... No dobrze, dwie metody. Ta druga, ta bardziej niebezpieczna, to podbudować się gorzałą. Ta pierwsza natomiast jest o wiele bardziej społecznie akceptowalna, zabawniejsza i wolno po niej prowadzić pojazdy mechaniczne.

Mianowicie, gdy wspomnienia dopędzają mnie i zaczynają gryźć nogawki, wyobrażam sobie pana Ziobrę albo pana Millera, albo pana Gowina, albo pana Giertycha zamkniętego w betonowym labiryncie. Z tuzinem velociraptorów. A jako podkład muzyczny do gadziego obiadu słyszę "Yakety Sax".

Od razu robi mi się lepiej.

W każdym razie, dzięki powyższym technikom udaje mi się zwykle zmienić tok własnych rozmyślań tak, aby nie użalać się nad tym, co wydarzyło się całe lata temu. Ostatnio nawet uwierzyłem, że w ogóle już mnie te sprawy nie ruszają.

Myliłem się, niestety. Okazuje się, że pewne blizny sięgają głębiej, niż sądziłem.

To było tak:

Pojechałem z moim Dziadkiem coś załatwić. W drodze powrotnej Dziadek postanowił zatankować samochód. Ponieważ biodro go bolało, czynności benzynowlewcze spadły na mnie. Płacenie również.

Więc: zatankowałem. Dawno nie było mnie na tej stacji, przebudowali ją jakiś czas temu, więc najpierw ruszyłem w złą stronę i poszedłem w kierunku myjni. Połapałem się, że muszę obrać inny azymut i skręciłem tam, gdzie można kupić rzeczy i zapłacić za paliwo. Następnie przypomniałem sobie, że nie pamiętam numeru dystrybutora...

Kiedy w końcu wszedłem do ciepłego wnętrza stacyjnego sklepu, byłem już trochę zły na samego siebie. Humoru nie poprawiło mi to, że choć w sklepie były dwie kasy, przy obydwu młode kasjerki, to po mojej stronie kontuaru, dokładnie między nimi, stał jakiś chłopak i rozmawiał z obydwoma.

Grzecznie zatrzymałem się i czekałem na swoją kolej. Dziewczyny roześmiały się z jakiejś anegdoty młodego człowieka i skierowały uwagę na mnie.
- Coś dla pana? - zapytały jednocześnie. Jedna natychmiast przypomniała mi o Największej, Jedynej i Prawdziwej Miłości: szczupła, blada, brunetka z trochę zbyt mocnym makijażem.
No dobrze, raptor dopada Ojca Dyrektora, rozszarpuje mu sutannę...
- Za benzynę zapłacić chciałem...
- Proszę - odparły chórem.
Zawahałem się.
- Do której z pań..?
Na co natychmiast zareagował młody człowiek:
- Do tej, która ładniejsza!
A ja, już wstępnie skołowany, sfrustrowany i ogólnie mało przytomny, zamiast powiedzieć coś inteligentnego ("Przecież się nie rozdwoję")...
Bez wahania i udziału rozumu zrobiłem krok w stronę tej, która nie przypominała Największej, Jedynej i Prawdziwej Miłości.
Od razu połapałem się, co zrobiłem, ale czułem, że jakiekolwiek próby ratowania się mogą mnie tylko bardziej pogrążyć. Spuściłem wzrok, zapłaciłem za paliwo i szybciutko uciekłem.

Później w zasadzie o tym incydencie nie myślałem - nie pierwszy i nie ostatni raz zrobiłem z siebie głupawego prostaczka - ale...

Nie tak dawno znowu pojechałem z Dziadkiem zatankować samochód. A że Dziadek ma swoje zwyczaje, znowu pojechał na tę samą stację.

Oczywiście, tym razem była tylko jedna kasjerka. Ta blada brunetka.

I mógłbym przysiąc, że mnie sobie przypomniała. Spojrzenie, które mi posłała, nie miało wiele wspólnego z "Szerokiej drogi i zapraszamy ponownie".

Cóż... Może to tylko moja wyobraźnia. Lepiej o tym nie myśleć...

Raptory dopadają pana Buzka i zaczynają od nóg...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz