środa, 9 marca 2016

Rogue Archeologist

Wyobraźcie sobie Prawdziwego Indianę Jonesa. Oto on:

Jest znany na wszystkich kontynentach.
Niezależny archeolog, poszukujący Prawdy wbrew skostniałemu, archeologicznemu establishmentowi.
Miał 19 lat, gdy z plecakiem opuścił rodzinny dom, podejmując wyprawę dookoła świata.
Przez 20 lat podróżuje, zdobywając wiedzę o świecie zarówno współczesnym, jak i starożytnym.
Przeżył niebezpieczne przygody.

Ten człowiek istnieje naprawdę. Właśnie tak, jak wyżej, został opisany w książce Josepha Franka.

Ponownie: wyobraźcie go sobie.
Smagły, o pobrużdzonej twarzy, na której znać te wszystkie przygody. O ostrym spojrzeniu przenikliwych oczu. Muskularny, ale nie w typie kulturysty, tylko kogoś, kto ma mięśnie użyteczne, a nie pokazowe. Bez wątpienia utalentowany lingwista. Niech mnie szlag, prawie na pewno ma przy sobie bicz i rewolwer!

Ten człowiek nazywa się David Childress.

A jeśli chcecie wiedzieć, jak wygląda naprawdę...

Oglądaliście może "Ancient Aliens"?

Tak, Davy Boy jest w każdym odcinku.

Nie będę tutaj nabijać się z tego, jaką "wiedzę" próbuje sprzedać - nie wierzę we współczesnych, zafascynowanych odbytnicą Whitleya Striebera ufoludków, co dopiero mówić o pradawnych kosmitach*.

Nie, będę o wiele bardziej małostkowy.
Skupię się na tym, jakie wrażenie wywarł na mnie Childress telewizyjny. A różnica między nim a tym książkowym jest spora.

Oto, jak Childress wypada na ekranie:
Pucołowaty, żeby nie powiedzieć otyły, typ prawiczka w schyłkowym średnim wieku. Mówi nosowo, przeciągając wyrazy niczym przygłupi psycholog z South Parku. Bledziuteńki, jakby słońca nie widział od wielu miesięcy. Małe oczka skrywa za okularami.

Z wyglądu zdecydowanie bardziej przypomina mnie, niż Harrisona Forda.

A co z tą olbrzymią wiedzą?

Cóż, koleś nawet nie umie wymówić wyrazu "nuclear". Uparcie mówi "nucular". A jego pojęcie o historii i archeologii sprowadza się do tego: "Jak kamień jest duży i ciężki, to ludzie nie umieli go ruszyć. Znaczy, ruszyli go kosmici. Pieprzyć naukowców, ja wiem lepiej."

Jaki z tego morał?

Prosty. W pseudonaukowych książkach nic nie jest prawdą. Nawet bio autora artykułu pisze się tak, aby wprowadzić czytelnika w błąd.

----------------
* No dobrze, skoro chcecie: cała ta "teoria" jest obraźliwa dla ludzi jako gatunku i widzów jako istot o jakiej takiej inteligencji. A przede wszystkim nie trzyma się kupy, nawet pomijając takie drobiazgi, jak prawdziwa wiedza naukowa. Chodzi mi o to, że nawet jako fabuła s-f bajka o starożytnych kosmitach jest pełna dziur logicznych i sprzeczności. Pierwsza z brzegu: kosmici pokonali lata świetlne, mieli supertechnologię kontroli grawitacji, ale nasi przodkowie "w oczywisty" sposób opisali ich starty i lądowania na Ziemi jako starty... rakiet. Takich, na jakich my ledwie dociągamy do Księżyca i z powrotem. A czemu w ogóle tu przylecieli? Bo chcieli naszego złota (według Childressa) i najwyraźniej zapragnęli uprawiać seks z ziemskimi kobietami (według von Danikena).

Żaden w miarę roztropny redaktor nie dopuściłby takiej powieści do publikacji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz