piątek, 8 listopada 2013

10 kmh ratuje życie

Jedną z rzeczy, które podnoszą mi ciśnienie, jest trwająca obecnie kampania społeczna, wmawiająca nam, jak dobrze byłoby, gdybyśmy wszyscy jeździli o 10 kmh wolniej.*

W jednym ze spotów zapewnia się nas, że gdyby jechać 10 kmh wolniej, nic złego by się nie stało.
Moja odpowiedź:
Gdyby jechać o 10 kmh SZYBCIEJ, durny bekart wciąż byłby na chodniku, a samochód przejechałby obok niego bezpiecznie. W takim wypadku 10 kmh rzeczywiście może uratować życie.

W drugim spocie następuje wyliczanka dzieci poniżej dziesiątego roku życia, które zgnięły na przejściach dla pieszych. Dramatycznym zdjęciom towarzyszą wizerunki załamanych rodziców, którzy utracili swoje pociechy.
Moja odpowiedź:
Drogi rodzicu. Jeśli nie umiesz nauczyć swojego dzieciaka, że przed wejściem na jezdnię należy się zarzymać, patrzeć w lewo, prawo i znów w lewo, a wchodzić - nawet na zebrę - tylko i wyłącznie wtedy, gdy nic nie jedzie... Otóż jeśli tego nie umiałeś, to według mnie jesteś winny śmierci swojego nieletniego dziecka, którego zresztą opiekunem prawnym byłeś w chwili wypadku. Tak, myślę, że masz na rękach krew własnej latorośli. Uważam, że powinieneś być przesłuchiwany przez prokuaturę na okoliczność niedopełnienia obowiązków, a nie pokazywać się w telewizji.
Miłych snów.

Tak naprawdę problem nie leży w 10 kmh, czy w nieodpowiedzialnych rodzicach. I tu właśnie dochodzę do największej manipulacji, jakiej próbują dokonać autorzy kampanii. Chodzi o to, że śmiertelnych wypadków nie powodują ludzie jadący o 10 kmh za szybko. Takie zdarzenia powodują ci, którzy cisną 110 na ograniczeniu do pięćdziesięciu. Którzy jeżdżą jak posłowie - za szybko i w mniemaniu własnej bezkarności. Albo - również jak niektórzy posłowie i gros polityków lokalnego szczebla - jadą na bani. To oni są mordercami, nie zwykli ludzie, którzy na ograniczeniu do 50 pojechali 59 kmh. A oni mają głęboko w dupie wszystkie kampanie społeczne.

------------------------
* Kiedy piszę "my", man na myśli "wy". Ja już nie wsiadam za kółko. Samochody są za drogie w utrzymaniu, a na drogach jest za dużo wariatów i zbyt niebezpiecznie.