Odpuściłem sobie bzdury w stylu podsumowania ubiegłego roku, niemniej wydaje mi się, że warto wspomnieć o kilku leitmotivach, przewijających się przez emaile, które było mi dane przeczytać. Tym razem żadnych cytatów z maili, po prostu tematy i wątki, które w nich się pojawiają co jakiś czas. Pomyślałem, że na różne kwestie da się odpowiedzieć na kilka sposobów, przy czym każda odpowiedź będzie w tym samym stopniu prawdziwa. Aby nie wnikać w filozofię, załóżmy po prostu, że w różnych, równoległych światach na różne tematy reagowałem odmiennie, za to zawsze szczerze. Oto, jak przebiegł ten mały eksperyment myślowy:
"Pomyliłeś się! Sprawdzałem w Wikipedii i tam piszą, że jest inaczej, niż twierdzisz!"
Oto, jak zareagowałem w jednym ze światów równoległych:
- Bywa, nie jestem nieomylny. Cieszy mnie, że czytelnicy są czujni i potrafią sprawdzić, czy autor tekstu nie pisze farmazonów.
A tak w innym:
- Widzicie, mogłem się pomylić, choć to mało prawdopodobne. Ale podpieranie się Wikipedią jest nierozsądne. Ostatecznie, tuż po śmierci Leslie Nielsena, jego strona wiki podawała, że poległ w ostatecznym pojedynku ze swym arcywrogiem - Szkieletorem.
Tak w innym:
- I co z tego?
Tak w następnym:
- Czy jesteś pewien, że dokładnie przeczytałeś mój tekst i zadałeś sobie trud zrozumienia treści?
"Dlaczego nie odpisałeś na mój komentarz do recenzji?"
Oto, jak zareagowałem w jednym ze światów:
- Bo nie znalazłem opcji powiadamiania mnie o tym, że ktoś dodał gdzieś komentarz, a tych recenzji jest ponad siedemdziesiąt. Musiałbym każdego dnia sprawdzać KAŻDĄ z nich, aby przekonać się, że ktoś coś napisał.
A tak w innym:
- Bo to bez sensu. Na każdy pozytywny komentarz reagowałbym pisząc, że dziękuję i polecam się na przyszłość, na negatywne zapewne nie reagowałbym wcale. No, chyba, że byłyby wyjątkowo zabawne, ale jakie są szanse, że kabareciarze zadają sobie trud pisania komentów pod moimi recenzjami?
Tak w innym:
- Dawno temu przekonałem się, że komentarze, na przykład na Onecie, czy Interii, pod wszystkimi, pożal się boże, artykułami, piszą matoły i trolle. Szkoda na to mojego czasu. Chcę wierzyć, że na filmwebie użytkownicy są inteligentni, życzliwi, uprzejmi i nawet, gdy absolutnie nie zgadzają się z recenzentem, prezentują swoje poglądy z klasą, której recenzentowi może brakować. A jednak nie jestem fanem dyskutowania przez komentarze.
Tak w następnym:
- Naprawdę? No patrz, a na tego emaila odpisuję... Wyciągnij wnioski.
"Strzelasz literówki, a niektóre zdania w ogóle nie mają sensu. Kasujesz wyrazy na oślep, czy jak?"
Oto, jak zareagowałem w jednym ze światów:
- No cóż, przepraszam. To moja wina. Nie dość dokładnie przeprowadziłem korektę tekstu. Zapewniam, że się starałem, ale nie wyszło. Najwyraźniej, nie jestem tak spostrzegawczy i krytyczny wobec własnych tekstów, jak powinienem.
A tak w innym:
- To wina chochlików drukarskich. Mogę przysiąc i przedstawić w kilku przypadkach kopie zapasowe - tzn. mogłem, dopóki laptop mi nie zdechł - że kiedy napisałem recenzję, to było w porządku.
Tak w innym:
- To spisek wrogich sił. Ktoś w redakcji mnie nie lubi i specjalnie wstawia literówki i kasuje przypadkowe wyrazy, a inne podmienia. Przecież ja jestem prawie nieomylny. A tak w ogóle to Rosjanie, masoni, Putin, Tusk i cykliści.
Tak w następnym:
- Mam to gdzieś. No dobra, jeśli ja coś zawaliłem, to przepraszam, ale nikt mi tego nie udowodni, bo w te recenzje swoje trzy grosze może wtrącić każdy: czy to weryfikator, czy nanoszący poprawki użytkownik. Może kiedyś zbiorę wszystkie recenzje, przeprowadzę porządną korektę i zapiszę całość w formacie pdf, a plik udostępnię gdzieś w sieci, wtedy za teksty będę ponosił całkowitą odpowiedzialność.
"Nie zgadzam się z twoją recenzją. Jesteś głupi. Śmierdzi ci z gęby, a twoja stara..."
Oto, jak zareagowałem w jednym ze światów:
- Cytując prezydenta, który - jak zapewniają mnie od kilku miesięcy media wszelakie - był najwspanialszym prezydentem tego kraju: Spieprzaj, dziadu!
A tak w innym:
- Nie dbam o to.
Tak w innym:
- OK, no to na przyszłość już wiesz, że jak widzisz moje nazwisko przy recenzji, to nie ma sensu klikać, prawda?
Tak w następnym:
- Jakiś buc napisał recenzję, która ci się nie podoba? Napisz własną recenzję tego samego filmu. Hej, ja dokładnie tak postąpiłem latem roku 2008.
---------------------
To powinno pokazać, czym żyli ludzie, którzy zadali sobie trud pisania staromodnych emaili, a także to, jakie reakcje to wywoływało u mnie.