niedziela, 8 marca 2015

Ósmy marca

Kiedy dawno temu znalazłem się w tym ciemnym i zimnym miejscu, z którego jedyną drogą ucieczki wydaje się pętla i solidna gałąź, dziewczyna mojego kolegi powiedziała mi coś, co sprawiło, że nie zawiązałem pętli.
"Tacy jak my, z rozbitych rodzin, są zwyczajnie twardsi."
Uwierzyłem jej - ale wtedy byłem nastoletnim matołem. Teraz myślę, że nie miała racji, nie na dłuższą metę - ale teraz jestem dużo starszym, regularnym głupcem.
Innym razem, kiedy znowu zrobiło się koło mnie zbyt ciemno i zimno, rzuciła mnie moja Największa, Jedyna i Prawdziwa Miłość. Nie poszedłem na tory pod Intercity, bo wiedziałem, że ta farbowana jędza uzna, że skończyłem ze sobą, bo nie potrafiłem bez niej żyć.
Nie mogłem dać jej takiej satysfakcji.
Miałem kiedyś koleżankę - i bardzo chciałem być dla niej kimś więcej, niż tylko kolegą. Kłopot polegał na tym, że ona potrzebowała w swoim życiu co najmniej trzech mężczyzn: jednego, z którym sypiała, jednego, którego kochała na zabój i jednego, który służyłby za ścianę płaczu o każdej porze. Mnie przypadła rola tego ostatniego.
Kiedy się w końcu zorientowałem w powyższej sytuacji, odkryłem w sobie nowe pokłady gniewu. Na nią, oczywiście, bo łatwo za cokolwiek obwiniać odtrącającą kobietę, ale też na siebie - bo okazałem się tak żałosnym i zaślepionym kretynem.
Ponieważ dźganie przechodniów na ulicy nożem jest nielegalne, musiałem znaleźć sobie inny sposób, aby jakoś ten gniew wypalić.
Wymyśliłem pseudonim. Zacząłem pisać recenzje filmów i wylewać z siebie żółć. W sumie dobrze się bawiłem.
Próbuję tu powiedzieć, że gdyby nie kobiety, nie byłbym tym człowiekiem, którym się stałem. Gdyby nie kobiety, wcale by mnie nie było.

Innymi słowy:


Drogie Czytelniczki, składam Wam najlepsze życzenia z okazji Dnia Kobiet.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz