środa, 10 sierpnia 2016

To nie koniec

Wpadam w pętlę. Czy w ogóle warto pisać ten post? Czy jest jakikolwiek sens go publikować? Wyrzucenie tego całego syfu z siebie może okazać się terapeutyczne. Ale przecież takie rzeczy należy zachować dla siebie (no i dla lekarza, jeśli wierzy się, że istnieje lekarz zdolny pomóc)... I tak znajduję kolejne za i przeciw, minuty mijają, a decyzji nie widać.
Z takich pętli jest jedno, proste wyjście.
Rzut monetą.

Tym razem, ewidentnie, wypadło na to, że piszę i publikuję. Orzeł.

Jak myślicie, ile potencjalnych postów nigdy nie powstało, bo wypadła reszka? Podpowiem: Każda tegoroczna środa, w której nie pojawił się wpis, to skutek reszki.

Do rzeczy.

Nie wiem, co mi dolega.

Gdybym był hazardzistą, obstawiałbym depresję kliniczną. Ale może to jednak schizofrenia, albo w ogóle autyzm? A może jestem zdrowy i wszyscy tak mają?

Objawy mam najróżniejsze, występujące nieregularnie - ale nie ma takiego dnia, żeby coś w mojej głowie nie zgrzytało.

Najczęściej towarzyszy mi poczucie beznadziei. Cokolwiek zrobię - nic dobrego z tego nie wyniknie. Nie czeka mnie już nic wartego żyć. Zmarnowałem młodość i tę fajniejszą część dorosłości. I tak dalej.

Mało co i rzadko kiedy sprawia mi przyjemność. Alkohol, porno, muzyka, filmy, tytoń, słodycze, gry, nawet książki - wszystko coraz rzadziej skutkuje odczuwaniem przyjemności. Ostatni seks miał miejsce tak dawno, że gdyby te sprawy się przedawniały, byłbym znowu prawiczkiem. I jakoś mi nie żal.

Przestają mnie denerwować rzeczy, od których powinna wrzeć krew. Świat idzie do diabła autostradą wybrukowaną brexitami, terrorem, Trumpami, Kaczyńskimi, Putinami, Orbanami, Kimdzongunami, obłąkanymi inwestorami giełdowymi, efektem cieplarnianym, całodobowymi serwisami informacyjnymi i pieprzonymi Pokemonami... A ja coraz częściej czuję tylko odrętwienie.

Poza tym mam drobne halucynacje. Kątem oka widzę pająki, których nie ma. Czasem czuję, jak coś po mnie łazi. Słyszę, jak zza ściany, rozmowy, kiedy nikogo nie ma w okolicy.

Do tego zaburzenia rytmu snu. Nigdy nie potrafiłem drzemać. Zawsze jedyną metodą dla mnie było położyć się na solidne osiem albo nawet dziesięć godzin. Teraz, jeśli raz na tydzień uda mi się jednej nocy przespać siedem, to sukces. Przez resztę dni mowa raczej o czterech, pięciu - za mało, żeby się wyspać, za dużo, żeby umrzeć. I tak sobie chodzę nie wyspany i półprzytomny.

Jakby tego było mało, z zupełnym brakiem regularności, mam coś takiego, że jak ubiorę spodnie i t-shirt, to nagle ciuchy zaczynają mnie drapać. Wszędzie, gdzie dotykają ciała, mam wrażenie, jakbym ubrał wełniany sweter, przeplatany cienkim drutem. Jeśli trafi się to akurat wtedy, gdy mogę siedzieć w domu i nikomu się nie pokazywać, to pół biedy - siedzę w gatkach, plecami nie dotykam oparcia i jakoś wytrzymuję. Ale w innych okolicznościach - to ten rodzaj doznań, jakich kiedyś życzyłbym najgorszemu wrogowi.

Teraz mam w dupie wrogów. W ogóle coraz trudniej mi brać na poważnie innych ludzi. Szczerze mówiąc, nie czuję się człowiekiem. Nie mam tego ludzkiego parcia do zdobycia forsy, zabawek, kopulowania z jak największą ilością partnerek, gadania o pierdołach...

Zresztą, jak tu gadać o czymkolwiek, jeśli nie mogę ufać swojej pamięci? Ze zdziwieniem odkrywam, jak wiele wydarzeń zapamiętałem zupełnie inaczej, niż inni uczestnicy. Zastanawiam się, czy wciąż potrafię odróżnić rzeczywistość od fantazji, snów i konfabulacji.

Coraz trudniej przychodzi mi udawanie człowieka. Potrzebuję tego, gdy mam do czynienia z kimś z Was - nieważne z kim, ekspedientką, własnym dziadkiem, czy nawet matką. Zresztą, z najbliższymi jest łatwiej; mają ze mną do czynienia często, przyzwyczaili się do moich "dziwactw". Nie zwracają uwagi, a ja nie muszę się aż tak spinać. Całkowici nieznajomi też nie stanowią większego problemu - te bliskie spotkania trzeciego stopnia są krótkie i zazwyczaj mają jakiś konkretny cel. Prawdziwym kłopotem są ci, którzy "znają" mnie od wielu lat, ale bardzo rzadko widują. Na przykład mój ojciec chrzestny - rozmowa raz na rok albo dwa, a i tak jestem po takim spotkaniu wypompowany, jakbym biegł przez płotki na dziesięć kilometrów.

Jestem w stanie udawać istotę ludzką przez, powiedzmy, kwadrans. Przebiegam w myślach romowę, starając się przewidzieć odpowiedzi, mówię powoli i często się jąkam, czekając, aż mózg podsunie mi coś, co nie powinno obrazić rozmówcy. I tak przez najwyżej piętnaście minut. Po tym czasie będziesz mieć podejrzenia, że coś ze mną nie tak, ale przy odrobinie fuksa złożysz to na kiepskie samopoczucie, może pomyślisz, że akurat miałem lekkiego kaca. Po półgodzinie będziesz wiedzieć, że masz do czynienia z wariatem - i to nie takim zabawnym neurotykiem w stylu Woody'ego Allena, tylko z kimś w rodzaju tego hakera z Mr. Robot. Wiesz - creepy fuckin' bastard.

Pocieszam się, że jak dotąd nigdy nikomu nie chciałem zrobić fizycznej krzywdy. I nie zrobiłem.

Może jestem niezrównoważony. Może jestem odmieńcem. Ale przynajmniej nie jestem niebezpieczny.

Mam też lęk wysokości, chorobę lokomocyjną, nie lubię ciasnych pomieszczeń, boję się owadów i nie znoszę, gdy któreś z pokręteł kuchenki nie jest w dokładnie takiej samej pozycji, jak pozostałe.


Chciałbym wciąż potrafić wpaść w gniew.

środa, 3 sierpnia 2016

Go on and wring my neck

Kolejne urodziny za mną.

Jeśli wziąć pod uwagę średnią długość życia mężczyzny w tym kraju i mój ogólny stan zdrowia, jeśli nawet założyć, że utrzymam niemal stuprocentową skuteczność w powstrzymywaniu prób samobójczych - mam już z górki.

Jak uczy nas poeta - a przynajmniej Iron Maiden - nie należy marnować czasu snując rozważania na temat straconych lat. Więc zamiast ubolewać nad tym, czego nie udało mi się osiągnąć* przez ostatnie trzy dekady z hakiem, podejdę do zagadnienia w sposób zgoła dla mnie obcy. Mianowicie, optymistycznie.

Będę się cieszył na to, jak wspaniałe możliwości roztaczają się przede mną na te następne trzy dekady z kawałkiem.

Więc... Mam ciągle wspaniałą okazję, aby:
- Znaleźć sobie takie zajęcie, którego wykonywanie daje mi jakąś satysfakcję i dość dochodów, żebym nie musiał się martwić rachunkiem za ogrzewanie.
- Znaleźć sobie hobby, które sprawi mi przyjemność.
- Znaleźć miejsce, w którym chciałbym żyć.
- A co tam: znaleźć tę wyimaginowaną kobietę, dla której byłbym gotów popełnić jakąś piramidalną głupotę; na przykład oświadczyć się jej.
- Wciąż przede mną dość czasu, aby sprawić sobie ostatniego psa w życiu.

Poza tym nie pragnę wiele. Przynajmniej nie dzisiaj. Wiem - doskonale wiem - że wystarczy spokojnie czekać na brzegu rzeki, a trupy bydlaków, którymi gardzę, w końcu spłyną z prądem. Nie chcę się mścić. Nie chcę przeprosin. Nie zamierzam przepraszać. Nie oczekuję wyciągniętych dłoni i nie zamierzam wyciągać swojej. Ja odwaliłem się od nich, oni odwalili się ode mnie.
Niech tak zostanie.


------------------

*Jak na razie, osiągnąłem tylko jedno: ukończyłem 34 lata. Pocieszam się, że to więcej, niż można powiedzieć o co poniektórych Mesjaszach.

niedziela, 31 lipca 2016

niedziela, 24 lipca 2016

Cytat na 24 VII

A czyż pozostałe dzieje Asy i cała jego działalność oraz wszystko, co uczynił, a także miasta, które zbudował, nie są opisane w Księdze Kronik Królów Judy? Kiedy jednak się zestarzał, zachorował na nogi.
1 Krl 15,23

środa, 20 lipca 2016

Rockin', rollin', reelin' feelin'

Był ostatnio taki dzień...
Zaczęło się o dziewiątej rano. Nie byłem w stanie skupić się na jakiejkolwiek konstruktywnej czynności, więc odpaliłem GRIDa. Wybrałem tor, samochód, start.

Rozpędziłem wirtualne auto do mniej więcej dwustu na godzinę. Wycelowałem w mur. Rozwaliłem wirtualne auto.

Znowu wybrałem tor, samochód, start. Rozpędziłem wirtualne auto do dwóch paczek. Wycelowałem w mur. Rozwaliłem pikselowy pojazd.

I znowu. I jeszcze raz. I jeszcze...

Nagle poczułem, że muszę iść się odlać. Zerknąłem na zegarek - była druga po południu.

Spędziłem pięć godzin symulując czołowe zderzenia.

To na pewno normalne i nie świadczy o niczym niepokojącym.








Gdzieś tam czekają na mnie spychacze.

Dla zainteresowanych - w tym roku prawdopodobnie odnowię prawo jazdy i kupię sobie jakieś auto. Szerokiej drogi.

niedziela, 10 lipca 2016

Cytat na 10 VII

A kiedy zły duch zesłany przez Boga napadał na Saula, brał Dawid cytrę i grał. Wtedy Saul doznawał ulgi, czuł się lepiej, a zły duch odstępował od niego.
1 Sm 16,23

niedziela, 3 lipca 2016

Cytat na 03 VII

Dawid przybył do Saula i przebywał z nim. Saul pokochał go bardzo. Dawid stał się jego giermkiem.
1 Sm 16,21

niedziela, 26 czerwca 2016

Cytat na 26 VI

A taki był dawniej zwyczaj w Izraelu co do prawa wykupu i co do zmiany: aby zatwierdzić całą sprawę, zdejmował człowiek swój sandał i dawał drugiej stronie. Taki był sposób zaświadczania w Izraelu.
Rt 4,07

piątek, 24 czerwca 2016

Dogłębnie przemyślany komentarz Brexitu

Buahahahha! Hahahahahahahahahahahaha! Mwahahahahahahahaha! Hahahahahahaha! Hahahahaha! Hahahahahahahahahahahahahahahaha! Hehehehehehehehehehehehehe! Mhahahahahahahahahahaha!

No, to jeszcze tylko Trump na preza USA i można spokojnie zgasić światło.

niedziela, 19 czerwca 2016

Cytat na 19 VI

Przybywszy do domu, wziął nóż, i zdjąwszy żonę swoją, rozciął ją wraz z kośćmi na dwanaście sztuk i rozesłał po wszystkich granicach izraelskich. Wysłańcom swoim dał następujące polecenie: ”Czy kiedykolwiek widziano podobną rzecz, począwszy od dnia, kiedy Izraelici wyszli z Egiptu, aż do dnia dzisiejszego? Zastanówcie się, naradźcie się i wypowiedzcie!”
Sdz 19,29

niedziela, 12 czerwca 2016

Cytat na 12 VI

I zatrzymało się słońce, i stanął księżyc, aż pomścił się lud nad wrogami swymi. Czyż nie jest to napisane w Księdze Sprawiedliwego: ”Zatrzymało się słońce na środku nieba i prawie cały dzień nie spieszyło do zachodu?”
Joz 10,13

niedziela, 5 czerwca 2016

Cytat na 5 VI

”Przeklęty każdy, kto wykona posąg rzeźbiony lub z lanego metalu - rzecz obrzydliwą dla Pana, robotę rąk rzemieślnika - i postawi w miejscu ukrytym”. A w odpowiedzi cały lud powie: ”Amen”. Pwt 27,15

niedziela, 29 maja 2016

Cytat na 29 V

Nikt, kto ma zgniecione jądra lub odcięty członek, nie wejdzie do zgromadzenia Pana.
Pwt 23,02

niedziela, 22 maja 2016

środa, 11 maja 2016

Liczby i ludzie według Władzy

- Co to jest, według Władzy, jeden (1) użytkownik FB, zamieszczający niesmaczną satyrę na prezydenta?
- Zdrajca narodu, natychmiast wzywany przez prokuraturę.

- Co to jest, według Władzy, dwóch (2) urzędników, którzy nawzajem przyznają sobie nielegalne premie?
- Przestępczość zorganizowana.

- Co to jest, według Władzy, kilkadziesiąt (mniej niż 100) ofiar katastrofy lotniczej?
<100 katastrofy="" lotniczej="" miertelnych="" ofiar="" p="">- Największa tragedia, jaka spotkała Naród.

- Co to jest, według Władzy, trzy tysiące (3000) emigrantów?
<100 katastrofy="" lotniczej="" miertelnych="" ofiar="" p="">- Zalanie rynku pracy i śmiertelne obciążenie dla systemu świadczeń socjalnych.

- Co to jest, według Władzy, czterdzieści tysięcy (40000) osób?
- Nic nieznacząca garstka ludzi.

niedziela, 8 maja 2016

Cytat na 8 V

Kobieta nie będzie nosiła ubioru mężczyzny ani mężczyzna ubioru kobiety; gdyż każdy, kto tak postępuje, obrzydły jest dla Pana, Boga swego.
Pwt 22,05

niedziela, 1 maja 2016

Cytat na 1 V

Człowiek, który pychą uniesiony nie usłucha kapłana ustanowionego tam, aby służyć Panu, Bogu twemu, czy też sędziego, zostanie ukarany śmiercią.
Pwt 17,12

czwartek, 28 kwietnia 2016

500 zeta nie jest tego warte

W ostatnich dniach naszła mnie wizja, jak wyglądałoby moje życie, gdybym miał dziecko (jedno - tak, żebym przypadkiem nie załapał się na niekonstytucyjną i nieprzemyślaną pięćsetzłotową łapówkę od kaczystów).
Oto, co ujrzałem oczami wyobraźni:

Córka* z nieszczęśliwą miną przerywa mi dzielenie bochenka chleba na porcje, które mają nam starczyć na dwa tygodnie.
- Stary... Dostałam jedynkę z historii...
- Mała, jeśli powiedziałaś nauczycielce, że Konstytucja 3 Maja była zamachem stanu, który bezpośrednio przyczynił się do rozbiorów i utraty niepodległości...
- Nie - przerywa mi córka. - Już w zeszłym roku nauczyłam się, że nie wolno powtarzać nauczycielom tego, co mówisz po dwóch piwach.
- No to za co ta jedynka?
- Za Drugą Wojnę Światową.
- Dziecko, to było kilka intensywnych lat. Za co konkretnie dostałaś jedynkę?
- Nie wiem, kto to enkawudzista.
Wiedziałem. Mała nie jest naprawdę moim dzieckiem. Takiego matolstwa nie mogłem spłodzić. Powinna po mnie odziedziczyć połowę genów odpowiedzialnych za rozwój mózgu...
Nagle świta mi nowa myśl.
- Dziecko, ale przecież jeszcze nie przerabialiśmy Drugiej Wojny.
- Ale przecież dostałam od Dziadka te klocki, z nich można się nauczyć jak było, no i chciałam się popisać...
Przypominam sobie, że rzeczywiście, mój teść, niech jak najszybciej jego kaczystowski mózg spocznie na Wawelu, obok jego największej życiowej miłości... Otóż mój teść podarował tydzień temu dzieciakowi jakąś rodzimą podróbkę klocków lego.
Tematem zestawu rzeczywiście była Druga Wojna.
Łapię pudełko i zaczynam czytać opis.
I widzę wyraźną pieczęć: ZAAPROBOWANE PRZEZ IPN.
Sprawdzam zawartość.
W pudełku są ludziki w mundurach Wojska Polskiego. Są Brytyjczycy i Amerykanie. Są jakieś niezidentyfikowane, szare żołnierzyki bez jakichkolwiek flag i symboli.
Co do kurwy nędzy?
Dzwonię do lokalnego oddziału IPN.
- Jakim cudem, zaaprobowaliście coś tak całkowicie wybrakowanego?
- Rodaku, wy nie rozumiecie szerszego obrazu. Widzicie, rodaku, nie może być tak, że będziemy dzieciom dawać zabawki małych ludków w mundurkach NKWD. NKWD, jak bez watpienia wiecie, rodaku, było organizacją zbrodniczą. Rozpowszechnianie ich wizerunku w jakiejkolwiek formie jest wielce niestosowne i niepatriotyczne.
- No dobrze, a co z Armią Czerwoną?
- Gwałcili. Potem nas zniewolili. Niestosowne.
- A SS? Wehrmacht? Przecież to przeciw nim walczyli Alianci! A tutaj ani jednej swastyki!
- Naziści? Rodaku, czyś oszalał? NIESTOSOWNE!
Osłabiony, odkładam słuchawkę.
Szlag, szkoda, że nie mogę zepchnąć tych problemów na matkę mojego dziecka. Prawie żałuję, że zatłukłem niewierną sukę i zniknąłem jej ciało...

Ekhem, tutaj fantazja mnie trochę poniosła.
Chodzi mi o to:
...
...
Wiecie co? Jeśli nie wiecie, o co mi chodzi, to nieżytu odbytu życzę..

-----------------
* Większość facetów zakłada, że będą mieć syna. No to ja zakładam inny zestaw chromosomów.

środa, 20 kwietnia 2016

Kiedy dojdę do władzy, za słuchanie disco polo będzie czapa

Oto, jak było:

Weekend. Po południu dwa domy dalej zaczyna się impreza. Buc Bass System dudni, ale co tam - jak byłem młodszy to też zdarzało mi się hałaśliwie imprezować.

Wciąż sobota. Godzina 22 - początek ciszy nocnej. Impreza robi się głośniejsza: do napierdalającego disco polo dołącza chór pijackich śpiewów.

Nie dzwonię na policję ani na straż miejską. Wciąż biorę poprawkę na to, że jak byłem gówniarzem, to sam naruszałem ciszę nocną solidnie i entuzjastycznie, choć słuchaliśmy porządnej muzyki.
Oczywiście, nie idę zwrócić hołocie uwagi - życie nauczyło mnie, że nie ma sensu dyskutować z "lepszym sortem" Polaków.

Pierwsza w nocy - sytuacja bez zmian. Przychodzi mi do głowy, że gdybym został uprzedzony o takiej imprezie, to albo kupiłbym sobie jakieś zatyczki do uszu, albo wyjechałbym gdzieś na weekend.

O drugiej dochodzę do wniosku, że imprezowicze powinni byli zwyczajnie zaprosić CAŁĄ ulicę i nie byłoby problemu.

O trzeciej w końcu padłem ze zmęczenia, mimo hałasów.

Ze źródeł niezależnych dowiedziałem się, że o czwartej impreza wciąż trwała.

A teraz, drogie egoistyczne, discopolowe robaczki...

Widzicie, musiałem z pewnych przyczyn wstać o siódmej trzydzieści rano.
Widzicie, mam naprawdę solidny sprzęt audio. Jestem w stanie zagłuszyć młot pneumatyczny.
Widzicie, mam kilka kolumn, które jestem w stanie wystawić na parapet okienny.
A o 7:30 rano nie ma już ciszy nocnej.
Zwykle nie robię takich rzeczy - to infantylne, poza tym cierpią niewinni sąsiedzi... Ale przekroczyliście moje granice odporności.

Imprezowicze usłyszeli najcięższe Black Sabbath o wpół do ósmej, na pełny regulator:




Miłego kaca, skurwysyny.

niedziela, 17 kwietnia 2016

niedziela, 10 kwietnia 2016

Cytat na 10 IV

Wytępisz wszystkie narody, które ci daje Pan, Bóg twój. Nie zlituje się twoje oko nad nimi, abyś nie służył ich bogom, gdyż stałoby się to sidłem dla ciebie.
Pwt 7,16

niedziela, 3 kwietnia 2016

czwartek, 31 marca 2016

Możliwe, że jednak mam osobowość

Dzisiaj przeprowadzę drobny eksperyment. Na sobie... i na internetowym teście osobowości, który w zasadzie nie wiadomo czemu służy.

Na początek - jako świeżo upieczony mag - napiszę tutaj małą przepowiednię. Oto, czego dowiem się z testu:
- Jestem wyjątkowy.
- Jestem mądry, inteligentny i kreatywny.
- To, co jest moją siłą, może też stanowić moją słabość.

Oto, czego się nie dowiem z testu:
- Za dużo piję.
- Powinienem szukać profesjonalnej terapii psychologicznej.

Na celownik biorę https://www.16personalities.com/pl - bo wyskoczyło w Googlu Wszechpotężnym na samej górze, gdy wpisałem "test osobowości". Zamierzam tu wkleić fragmenty tekstu (może pytania i ogólny wynik) - z pełnym szacunkiem dla praw autorskich.

No to jazda
Na pytania (które nie są pytaniami, tylko stwierdzeniami) odpowiada się w siedmiostopniowej skali od "Zgadzam się" do "Nie zgadzam się".
Te, na które łatwo się odpowiada, tutaj pominę - bo to, że mam problemy z koncentracją w sytuacjach stresowych nie jest zabawne ani interesujące.
Inne są ciekawsze:

"Wolisz zwlekać z podjęciem decyzji, ponieważ później może pojawić się lepsze rozwiązanie."
O tak, prokrastynacja jest moją ulubioną dyscypliną sportu.

"Wolałbyś nazwać siebie pragmatykiem aniżeli wizjonerem."
Wolałbym być wizjonerem, który potrafi być pragmatycznym, gdy wymagają tego okoliczności...

"Twój plan podróży jest na ogół dobrze przemyślany."
Gdybyście znali moje wyczucie kierunku, wiedzielibyście, że MUSZĘ mieć starannie przygotowany plan, żeby nie skończyć podróży w: a) Chrzanowie b) Konarach pod Krakowem c) najbliższym barze.

"Często zazdrościsz innym."
Zdefiniujmy "często"... Raz dziennie? Raz na godzinę? Raz na minutę..?

"Nie ujawniasz swoich uczuć nawet jeśli przebywasz z bliskimi przyjaciółmi."
Abstrahując od tego, czy w ogóle mam "bliskich" przyjaciół... Nie zdradzam uczuć w sposób świadomy, ale przecież podświadomość to wredna suka. Pisałem, marny byłby ze mnie pokerzysta.

"Twoje sny są często żywe i skupiają się na fikcyjnym świecie."
Te wszystkie koszmary, z których budzę się ze zdławionym krzykiem... zaliczyć?

"Często spędzasz więcej czasu rozmyślając nad różnymi sprawami zamiast się wziąć za nie."
Prokrastynacja, już mówiłem.

"Skupiasz się bardziej na możliwościach niż na realiach."
Skupiam się na tym, jakie inni ludzie maja możliwości spieprzenia moich realiów.

Pytań/stwierdzeń było, oczywiście, dużo więcej. A oto wynik:

"LOGIK"
(INTP-P)

"Osobowość INTP jest raczej rzadka, stanowi tylko 3% populacji, co dla osób z tej grupy typologicznej Pokazuje się dobre, ponieważ najbardziej niemiłą dla nich rzeczą jest to jeśli stają się “pospolici”. INTP są dumni ze swojej inwencji i kreatywności, jak też szczycą się swoją unikalną perspektywą spojrzenia I żywy intelekt. Jednostki o osobowości INTP, znane jako filozofowie, architekci lub professorowie/marzyciele, zasłużyły się pod względem licznych odkryć w dziejach historii."*

Mówiłem? Jestem wyjątkowy i kreatywny.

A teraz...

Minęło ponad pół godziny. Wypiłem piwo. Już nie pamiętam wszystkich pytań, więc może na niektóre odpowiem o jedną siódmą inaczej.
Jedziemy jeszcze raz.

Zaznaczam - odpowiadam szczerze, nad każdym pytaniem chwilę się zastanawiając.
Rezultat:

"ARCHITEKT"
(INTJ-T)

"Na szczycie można czuć się bardzo samotnie, a osoby o najrzadziej występującym typie osobowości INTJ, będąc najbardziej obdarowanymi pod względem umiejętności strategicznych odczuwają to bardzo dotkliwie. Stanowią zaledwie 2% populacji, a kobiety w tym typie osobowości zdarzają się jeszcze rzadziej, stanowiąc jedyne 0,8%, często muszą stawiać czoła wyzwaniu jakim jest brak zrozumienia u innych, gdyż niełatwo znaleźć kogoś o podobnym sposobie myślenia, o wnikliwym intelekcie i zdolności przewidywania niczym w grze w szachy. Ludzie o typie osobowości INTJ są obdarowani wyobraźnią, są zdecydowani, ambitni choć preferują prywatność, są niesłychanie ciekawi, a jednak nie trwonią swojej energii."

Szlag, po piwie jestem BARDZO wyjątkowy. A ostatnie zdanie sprowadza się do tego, co pisali o mnie nauczyciele: zdolny, ale leniwy.

"Na przykład INTJ są równocześnie najbardziej idealistycznie usposobionymi jednostkami i najbardziej zgorzkniałymi cynikami, co z pozoru stanowi konflikt, którego nie można pogodzić ze sobą. Dzieje się tak dlatego, że ludzie o osobowości INTJ głęboko wierzą w to, że wszystko można osiągnąć za pomocą wysiłku, inteligencji i rozwadze, a jednak uważają, że ludzie są zbyt leniwi, krótkowzroczni i skoncentrowani na sobie samych, aby te fantastyczne wyniki można było osiągnąć."

Na Cthulhu, zupełnie, jakbyście mnie znali osobiście!

"INTJ emanują pewnością siebie i pewną aurą tajemniczości oraz swoich wnikliwych obserwacji, oryginalnych pomysłów i budzącą szacunek logiką, które to cechy pozwalają im przeprowadzać zmiany za pomocą siły swojej woli i silnej osobowości. Czasami może się wydawać, że jednostki INTJ chcą jedynie rozbierać na części i odbudowywać każde pojęcie i system, z którymi się stykają, wkładając w to swoje poczucie perfekcjonizmu, a nawet moralność. Każdy kto nie posiada umiejętności, aby dotrzymać w tym procesie INTJ kroku lub co gorsza nie widzi w tym wszystkim sensu, utraci najprawdopodobniej natychmiast i na stałe ich szacunek."

Rany, dawno nikt nie zrobił mi tak dobrze... Śśij mocniej, tak... work the shaft, baby...

Na zakończenie, sławne jednostki z takim typem osobowości (ci od logika byli nudniejsi):

Thomas Jefferson
Hannibal (jak do tego doszli? Cofnęli się w czasie, żeby go zbadać?)
JFK
Richard Gere (tak, drogie panie, jestem zupełnie, jak on)
Vladimir Putin (Ha! Już kiedyś napisałem, że Putin cierpi dokładnie na tę samą chorobę, co ja, tylko w przeciwieństwie do niego, nie stoję na czele nuklearnego mocarstwa.)

Fikcyjne jednostki o tym typie osobowości są jeszcze ciekawsze:
- Gregory House
- Walter White
- Hannibal Lecter
- Profesor Moriarty

Hell yeah, I'm a fuckin' villain.

Ale tylko po piwie.

-------------------
* W cudzysłowiu pisownia oryginału. Za każdym razem. Wiecie, Ctrl+C, Ctrl+V.

wtorek, 29 marca 2016

Nagłówki z mojego ulubionego portalu plotkarskiego

... czyli co można zobaczyć dziś między 10:00 a 11:00 na tvn24.pl.

Jak zawsze, skopiowane nagłówki, a pod nimi kursywą moja reakcja.

- Media: porywacz wyrzucił list na płytę lotniska
Genialny pomysł! Portal, który pisze tylko o tym, co podają inne, lepsze media. Sama oszczędność na prawdziwych dziennikarzach gwarantuje ekonomiczny sukces.

- Moment uwolnienia części pasażerów
Gdybym nie zajrzał wcześniej na bbc.co.uk to nie wiedziałbym, o jakich pasażerów chodzi, kto ich uwolnił, gdzie, ani co lub kto ich uwięziło. Nawet nie wiedziałbym, o jaki środek lokomocji chodzi.

- Nie żyje sześć osób
Pamietajcie dzieci - najlepszy nagłówek, to taki ze znakiem zapytania. Jeśli nie ma możliwości wstawienia pytajnika, drugi najlepszy to taki jak najbardziej lakoniczny - niech czytelnik klika, żeby dowiedzieć się: gdzie? kto? kiedy? dlaczego? i co go to, kurwa, obchodzi?

- Czarny weekend w Belgii, zmarł drugi kolarz
Śmiem twierdzić, że Belgia miała ostatnio gorsze problemy, niż żywotność kolarzy.

- Wygarnęli 21 imprezowiczów. Wytypowali sprawcę alarmu
Wygarnęli? Znaczy, łyżką z dna garnka? To musiała być ciekawa impreza.

- Rosyjski czołg vs amerykańska rakieta. Zdjęcie wskazuje na remis
Bo w czasach photoshopa nic nie jest bardziej wiarygodne, niż cyfrowa fotografia.

- Prezydent Duda leci do Waszyngtonu. Ma dwa cele
Cel 1: wykonywać polecenia Jarosława Pierwszego Wielkiego Zbawiciela Narodu.
Cel 2: goto Cel 1

- Od kul zginęła cała rodzina
Kule zostały aresztowane i przesłuchane, następnie zwolnione: jak wiadomo, Pan Bóg kule nosi.

- Taktyczna broń atomowa w Polsce? "Wzmocniłoby to nasze bezpieczeństwo"
Powszechnie wiadomo, że kiedy kraj staje się jednym z pierwszych strategicznych celów uderzenia atomowego, to znaczy, że jego bezpieczeństwo jest "wzmocnione".

- "Nawet najcięższa choroba nie musi niczego skończyć"
Całkowita racja - jeśli nie liczyć życia, miłości, przyjaźni, pasji, pracy... Nie, choroba niczego nie musi skończyć.

- "Jest na co popatrzeć"
Raczej nie na tym portalu.

- Polska na prostej drodze do wyludnienia
Cholera, gdyby tylko byli jacyś imigranci, którzy zasililiby szeregi pracowników i płatników ZUSu i podatków...

- Nieporozumienie przyczyną katastrofy?
Wreszcie! Doczekałem się znaku zapytania.

Na żadnym z powyższych nie kliknąłem, czego i Wam życzę.

niedziela, 27 marca 2016

środa, 23 marca 2016

Blues o wentylatorze

Jeśli pamiętasz, że kilka lat temu zdechł mój laptop i kupiłem sobie nowy, to znaczy że poświęcasz mojemu życiu więcej uwagi niż jakakolwiek kobieta, w której się zakochałem. Jeśli pamiętasz, że trochę ponad sto wpisów temu musiałem w tym nowym (tzn. wówczas już paroletnim) laptopie wymienić klawiaturę, to albo powinniśmy się spotkać przy piwie, albo powinienem zacząć obawiać się, że pewnego dnia namierzysz mnie, dopadniesz i oskórujesz.

W każdym razie... Mój obecny laptop ma tak z pięć-sześć lat. Klawiatura - wymieniona. Matryca - odpukać, sprawna. Bateria - trzyma przez pięć godzin, zanim muszę podpiąć ładowanie.

Natomiast wentylator...

Z wentylatorem to było tak: po tym, jak kupiłem komputer, w ciągu pierwszych miesięcy, działo się coś takiego - gdy włączałem maszynę, wiatrak kręcił się na pełnych obrotach i hałasował niczym wiekowy elektroluks. Przez kilka sekund, po czym się wyłączał. A kiedy wreszcie załadował się system, wentylator już pracował normalnie - znaczy, szumiał i tyle. Było to minimalnie irytujące, ale ostatecznie kręcił się, komputer się nie przegrzewał... No problemo.

Może i zgłębiłbym ezoteryczne tajniki oddawania laptopa do naprawy gwarancyjnej, ale akurat pisałem różne pierdoły, były pewne deadline'y, poza tym Fallout 2 nie grałby w siebie sam beze mnie, jeśli wiesz, o co mi chodzi... No i uznałem, że nie będę się szarpał tylko dlatego, że przez chwilę po uruchomieniu wentylator chodzi głośniej, niż mi się to podobało.

Tak minęły ze trzy lata.

W czasie, gdy musiałem wymienić klawiaturę, było już trochę głośniej, czasem wentylator miał czelność hałasować nawet po załadowaniu systemu... No to pomyślałem sobie, że skoro już i tak rozbieram maszynę, to mogę wymienić wentylator.

Zrobiłem to, co robi się w takich sytuacjach. Obejrzałem na youtubie filmiki, jak rozebrać laptop. I kiedy zobaczyłem, że aby dobrać się do wentylatora, muszę wybebeszyć WSZYSTKO: zdjąć klawiaturę, wymontować dysk i napęd DVD, rozmontować obudowę, odczepić z pół tuzina kabelków, wyjąć płytę główną.... Cóż, uznałem, że póki wiatrak się kręci, nie ma co panikować. Wymieniłem klawisze i wróciłem do normalnego użytkowania maszyny.

Rok 2016. Wentylator hałasuje coraz głośniej. Pewnej nocy mam wrażenie, że obudzę sąsiada po drugiej stronie ulicy. Mało tego, teraz za KAŻDYM razem, gdy włącza się chłodzenie, łożysko wentylatora warczy i wyje, w zależności od prędkości obrotowej. Mało tego, gdy obroty robią się naprawdę wysokie, czuć pod klawiaturą wibracje.

Poddałem się. Postanowiłem wymienić wentylator.

Najpierw allegro - czy w ogóle można dostać tam części do mojego laptopa. Można, są wentylatory. Kosztują po 30-40 PLN, więc dodawanie do tego dwudziestu złotych za koszt wysyłki byłoby nieekonomiczne, poza tym kupując osobiście mogę porównać kupowany wentylator do tego wymontowanego, więc na pewno nie kupię nieodpowiedniego modelu.

Ale najpierw musiałem wymontować hałaśliwy, stary wentylator. Do tego nie potrzeba jakiś super-rzadkich narzędzi, ale okazało się, że posiadam tylko jeden śrubokręt o odpowiednim rozmiarze - z lekka zgięty. No dobrze, pomyślałem, kupię sobie nowy śrubokręt albo nawet jakiś niedrogi zestaw i po sprawie.

Poniedziałek. Chłodno, ale sucho. W okolicy mam trzy markety osiedlowe. W żadnym nie znalazłem narzędzia w odpowiednim rozmiarze. Trudno, zrobię sobie spacer do OBI - bo żal mi tych kilku złotych na bilet tramwajowy, poza tym co to dla mnie, pół godziny marszu? Spacerek dla zdrowia i tyle.

OBI. Jak ja, kurwa, nienawidzę OBI. Kiedy potrzebuję pomocy, nie ma pod ręką żadnego pracownika. Kiedy nie potrzebuję - trzech po kolei podchodzi z pytaniem, czy mogą jakoś pomóc. Potem kolejka do kasy. Dwa razy kasjerki źle wydały mi resztę (raz o, bagatelka, 50 PLN), co kończy się zamknięciem kasy, eskortą ochroniarza i komisyjnym liczeniem forsy w kasie. Ile razy w ogóle nie były w stanie skasować towaru, już nawet nie zliczę. A na koniec faszysta z ochrony trzepie mój koszyk i porównuje zawartość z paragonem. Miłego, kurwa, dnia.

Ale, niestety, bydlaki zwykle mają to, czego mi akurat potrzeba. No i mogę do nich dotrzeć na piechotę.

Oczywiście, mają śrubokręty. Kupuję taki, jakiego potrzebuję. O dziwo, bez żadnych komplikacji, jak w zupełnie normalnym sklepie.

Kiedy wychodzę na zewnątrz - pada deszcz ze śniegiem. A ja mam na świeżo ostrzyżonym łbie tylko czapeczkę z daszkiem. Grypa, zapalenie zatok i ciężki kaszel prawie na sto procent. Choćbym chciał wrócić tramwajem, nie mogę - nie mam gotówki na bilet. Jeśli pojadę na gapę, kanary złapią mnie od razu - znam swoje szczęście.

Marsz do domu a na miejscu rutyna, witamina C i popijam te wszystkie tabletki bourbonem (podziałało - nie złapałem nawet kataru).

Wieczorem rozbieram laptopa. Trwa to dwie i pół godziny, ale nic nie połamałem, nic nie urwałem, a śrubki odłożyłem na kartkę A4 i podpisałem, która skąd się wzięła.

Następnego dnia jadę kupić nowy wentylator. W internecie znalazłem dwa serwisy laptopów, plus wciąż pamiętam, gdzie kupiłem klawiaturę. Oczywiście, znajdują się po drugiej stronie Wisły, w okolicach Biprostalu.

Miało być chłodno, ale sucho. Tramwaj jeszcze nie dotarł na miejsce, gdy zaczęło padać.

Wysiadam pod Biprostalem i zaczynam szukać serwisów. Pierwszego w ogóle nie znalazłem pod podanym adresem - możliwe, że źle zapamiętałem, ale ten start nadał ogólny ton moim poszukiwaniom.

Drugi serwis znalazłem bez pudła. Oczywiście, akurat tego dnia - i tylko tego dnia - był nieczynny.

Teraz zamierzałem skierować się tam, gdzie nabyłem klawiaturę - czyli w tym budynku, gdzie według TVN na Pomorskiej jest siedziba W-11. Po drodze zaglądałem do każdego serwisu laptopów, jaki wypatrzyłem.

Typowa wizyta przebiegała mniej więcej tak:
- Dzińbry, chciałbych kupić wentylatora do Toshiby takiej a takiej.
- Sprawdzał pan w internecie, czy taki mamy?
- Nie, szukam analogowo.
Tutaj następuje szukanie w Internecie.
- Niestety, nie mamy.
Czasem był jeszcze etap pośredni:
- Toshiba taka a taka? Mamy.
- Towarzyszu cześciosprzedawco, pokażcie tenże wentylator!
Serwisant pokazuje swojego, ja swojego...
- Kruca fuks, ni chuja nie podobny...
- No to innych nie mamy. Zaraz zobaczymy, czy jakiś kolega nie ma...
Znowu szukanie w Internecie...
- W Krakowie to raczej nie ma...
- Dziękuję i niech panu Bóg błogosławi. Do widzenia.

I tak przez jakieś osiem serwisów. (Tam, gdzie kupiłem kiedyś klawiaturę, też nie mają).

Nie wiem, jaki jest sens mieć tyle serwisów laptopów między Biprostalem a Alejami, jeśli w żadnym nie da się kupić pieprzonego wentylatora. Cóż, Kraków jest miastem pozbawionym sensu, więc chyba niepotrzebnie się dziwię.

Pod koniec (w okolicach Miodowej, bo skoro spacer, to taki porządny, z zaliczeniem anemicznej manifestacji na Placu Inwalidów i przebrnięciem przez Rynek), wchodząc do ostatniego serwisu, jaki miałem zamiar sprawdzić, spodziewałem się już, że jak tylko otworzę drzwi, serwisant zakrzyknie:
- Nie ma!

Równie dobrze mógł tak zrobić. Nie było.

Okazuje się, że bardzo dobrze uczyniłem, wymontowując stary wentylator. Otóż do mojej Toshiby takiej a takiej, w zależności od konfiguracji, montowano dwa rodzaje wentylatora i podanie samego modelu nie wystarczyło. Oczywiście, ten którego ja potrzebowałem, jest rzadko spotykany - trochę się tego nawet spodziewałem. Znam swoje szczęście.

W końcu znalazłem to, czego mi potrzeba na Allegro. Na całym portalu tylko jedna firma oferowała taki wentylator. Oczywiście, ten nie kosztował marnych 30PLN. Nie, ten kosztował 50, plus koszt wysyłki - dokładnie tego się spodziewałem. Znam swoje szczęście.

Zamówiłem dziada. Paczka została nadana tego samego dnia.

Następnego dnia mój wentylator dotarł - do Katowic. Ponieważ znam swoje szczęście, spodziewałem się, że następnego dnia po przemanifestowaniu (tego słowa użyła firma kurierska) trafi do Kołobrzegu - ostatecznie, też na "K".

A laptop kolejny dzień leży w kawałkach na stoliku do kawy. Tylko czekam, aż kot wpadnie na blat i wszystko rozsypie po całej podłodze. Mam graniczące z pewnością przeczucie, że kilka śrubek zniknie w tajemniczych okolicznościach.

W końcu. Wentylator trafił do Krakowa.

Rozpakowałem go i okazało się, że jest idealny. Oczywiście, musiałem spiłować go z dwóch stron, żeby pasował na swoje miejsce i rozwiercić wszystkie otwory na śruby. Niemniej, zamontowałem drania.

Tak jakoś na etapie montowania klawiatury zorientowałem się, że na kartce wciąż leży śrubka podpisana "Płyta główna". Rozważyłem możliwość ponownego rozebrania obudowy i odpięcia tych wszystkich kabli, które z trudem wpinałem na swoje miejsca przez ostatnie pół godziny... I doszedłem do wniosku, że bez tej śrubki Toshiba też trzyma się kupy.

W końcu uruchomiłem laptop. W pierwszej chwili - ze stoickim spokojem przyjąłem, że wentylator nie działa. Znam swoje szczęście. Jeśli komputer po uruchomieniu jest idealnie cichy, to znaczy, że wiatrak się nie kręci.

Na wszelki wypadek przyłożyłem dłoń do wylotu powietrza... Ze zdumieniem poczułem lekką bryzę, dobiegającą z wnętrza laptopa. Zabrałem dłoń i w jej miejsce przyłożyłem ucho. Cichuteńki szum udowodnił mi, że wentylator jednak pracuje.

Uczciłem to tanim cygarem i kieliszkiem whiskey.

A co najzabawniejsze - od nowości ten kawałek obudowy koło przycisków "myszki" pod touchpadem tak trochę się uginał i z lekka trzaskał. Teraz tkwi w miejscu jak przyspawany.

Złożyłem ten komputer lepiej, niż chiński komunista w fabryce Toshiby.

Ale wkrótce coś w nim znowu nawali - znam swoje szczęście...

niedziela, 20 marca 2016

Cytat na 20 III

Jeżeli jaki mężczyzna albo jaka kobieta będą wywoływać duchy albo wróżyć, będą ukarani śmiercią. Kamieniami zabijecie ich. Sami ściągnęli śmierć na siebie.
Kpl 20,27

środa, 16 marca 2016

I, for one, would welcome our new raptor overlords

Zwykle nie poświęcam moich mózgowych roboczogodzin na rozmyślania na tematy związane z moimi niegdysiejszymi miłościami. Takie myślenie nie dość, że może być bolesne, to może prowadzić do tego, czego nie cierpię: odkrywania tej jednej rzeczy, którą trzeba było zrobić inaczej, tego jednego momentu w czasie, w którym Wielka Miłość rozpuściła się i spłynęła do rynsztoka. Takie myślenie nie tylko jest stratą czasu. Jest całkowicie błędne: jeśli związek rozpada się wskutek jednego zdania, jednego słowa, jakiejś drobnej pierdoły - to raczej nie była Wielka Miłość, tylko kłopotliwe zauroczenie, z którego jedna strona pragnęła wyrwać się pod byle pretekstem.

Jednak jestem tylko człowiekiem. Na przykład, gdy słyszę muzykę Lacuna Coil, wciąż coś pika tam, gdzie powinien być tylko zmęczony mięsień pompujący krew. Ale stosuję pewną metodę... No dobrze, dwie metody. Ta druga, ta bardziej niebezpieczna, to podbudować się gorzałą. Ta pierwsza natomiast jest o wiele bardziej społecznie akceptowalna, zabawniejsza i wolno po niej prowadzić pojazdy mechaniczne.

Mianowicie, gdy wspomnienia dopędzają mnie i zaczynają gryźć nogawki, wyobrażam sobie pana Ziobrę albo pana Millera, albo pana Gowina, albo pana Giertycha zamkniętego w betonowym labiryncie. Z tuzinem velociraptorów. A jako podkład muzyczny do gadziego obiadu słyszę "Yakety Sax".

Od razu robi mi się lepiej.

W każdym razie, dzięki powyższym technikom udaje mi się zwykle zmienić tok własnych rozmyślań tak, aby nie użalać się nad tym, co wydarzyło się całe lata temu. Ostatnio nawet uwierzyłem, że w ogóle już mnie te sprawy nie ruszają.

Myliłem się, niestety. Okazuje się, że pewne blizny sięgają głębiej, niż sądziłem.

To było tak:

Pojechałem z moim Dziadkiem coś załatwić. W drodze powrotnej Dziadek postanowił zatankować samochód. Ponieważ biodro go bolało, czynności benzynowlewcze spadły na mnie. Płacenie również.

Więc: zatankowałem. Dawno nie było mnie na tej stacji, przebudowali ją jakiś czas temu, więc najpierw ruszyłem w złą stronę i poszedłem w kierunku myjni. Połapałem się, że muszę obrać inny azymut i skręciłem tam, gdzie można kupić rzeczy i zapłacić za paliwo. Następnie przypomniałem sobie, że nie pamiętam numeru dystrybutora...

Kiedy w końcu wszedłem do ciepłego wnętrza stacyjnego sklepu, byłem już trochę zły na samego siebie. Humoru nie poprawiło mi to, że choć w sklepie były dwie kasy, przy obydwu młode kasjerki, to po mojej stronie kontuaru, dokładnie między nimi, stał jakiś chłopak i rozmawiał z obydwoma.

Grzecznie zatrzymałem się i czekałem na swoją kolej. Dziewczyny roześmiały się z jakiejś anegdoty młodego człowieka i skierowały uwagę na mnie.
- Coś dla pana? - zapytały jednocześnie. Jedna natychmiast przypomniała mi o Największej, Jedynej i Prawdziwej Miłości: szczupła, blada, brunetka z trochę zbyt mocnym makijażem.
No dobrze, raptor dopada Ojca Dyrektora, rozszarpuje mu sutannę...
- Za benzynę zapłacić chciałem...
- Proszę - odparły chórem.
Zawahałem się.
- Do której z pań..?
Na co natychmiast zareagował młody człowiek:
- Do tej, która ładniejsza!
A ja, już wstępnie skołowany, sfrustrowany i ogólnie mało przytomny, zamiast powiedzieć coś inteligentnego ("Przecież się nie rozdwoję")...
Bez wahania i udziału rozumu zrobiłem krok w stronę tej, która nie przypominała Największej, Jedynej i Prawdziwej Miłości.
Od razu połapałem się, co zrobiłem, ale czułem, że jakiekolwiek próby ratowania się mogą mnie tylko bardziej pogrążyć. Spuściłem wzrok, zapłaciłem za paliwo i szybciutko uciekłem.

Później w zasadzie o tym incydencie nie myślałem - nie pierwszy i nie ostatni raz zrobiłem z siebie głupawego prostaczka - ale...

Nie tak dawno znowu pojechałem z Dziadkiem zatankować samochód. A że Dziadek ma swoje zwyczaje, znowu pojechał na tę samą stację.

Oczywiście, tym razem była tylko jedna kasjerka. Ta blada brunetka.

I mógłbym przysiąc, że mnie sobie przypomniała. Spojrzenie, które mi posłała, nie miało wiele wspólnego z "Szerokiej drogi i zapraszamy ponownie".

Cóż... Może to tylko moja wyobraźnia. Lepiej o tym nie myśleć...

Raptory dopadają pana Buzka i zaczynają od nóg...


niedziela, 13 marca 2016

Cytat na 13 III

Jeżeli kto obcuje cieleśnie z kobietą mającą miesięczne krwawienie i odsłoni jej nagość, obnaża źródło jej [krwi], a ona też odsłoni źródło swojej krwi, to oboje będą wyłączeni spośród swojego ludu.
Kpl 20,18

środa, 9 marca 2016

Rogue Archeologist

Wyobraźcie sobie Prawdziwego Indianę Jonesa. Oto on:

Jest znany na wszystkich kontynentach.
Niezależny archeolog, poszukujący Prawdy wbrew skostniałemu, archeologicznemu establishmentowi.
Miał 19 lat, gdy z plecakiem opuścił rodzinny dom, podejmując wyprawę dookoła świata.
Przez 20 lat podróżuje, zdobywając wiedzę o świecie zarówno współczesnym, jak i starożytnym.
Przeżył niebezpieczne przygody.

Ten człowiek istnieje naprawdę. Właśnie tak, jak wyżej, został opisany w książce Josepha Franka.

Ponownie: wyobraźcie go sobie.
Smagły, o pobrużdzonej twarzy, na której znać te wszystkie przygody. O ostrym spojrzeniu przenikliwych oczu. Muskularny, ale nie w typie kulturysty, tylko kogoś, kto ma mięśnie użyteczne, a nie pokazowe. Bez wątpienia utalentowany lingwista. Niech mnie szlag, prawie na pewno ma przy sobie bicz i rewolwer!

Ten człowiek nazywa się David Childress.

A jeśli chcecie wiedzieć, jak wygląda naprawdę...

Oglądaliście może "Ancient Aliens"?

Tak, Davy Boy jest w każdym odcinku.

Nie będę tutaj nabijać się z tego, jaką "wiedzę" próbuje sprzedać - nie wierzę we współczesnych, zafascynowanych odbytnicą Whitleya Striebera ufoludków, co dopiero mówić o pradawnych kosmitach*.

Nie, będę o wiele bardziej małostkowy.
Skupię się na tym, jakie wrażenie wywarł na mnie Childress telewizyjny. A różnica między nim a tym książkowym jest spora.

Oto, jak Childress wypada na ekranie:
Pucołowaty, żeby nie powiedzieć otyły, typ prawiczka w schyłkowym średnim wieku. Mówi nosowo, przeciągając wyrazy niczym przygłupi psycholog z South Parku. Bledziuteńki, jakby słońca nie widział od wielu miesięcy. Małe oczka skrywa za okularami.

Z wyglądu zdecydowanie bardziej przypomina mnie, niż Harrisona Forda.

A co z tą olbrzymią wiedzą?

Cóż, koleś nawet nie umie wymówić wyrazu "nuclear". Uparcie mówi "nucular". A jego pojęcie o historii i archeologii sprowadza się do tego: "Jak kamień jest duży i ciężki, to ludzie nie umieli go ruszyć. Znaczy, ruszyli go kosmici. Pieprzyć naukowców, ja wiem lepiej."

Jaki z tego morał?

Prosty. W pseudonaukowych książkach nic nie jest prawdą. Nawet bio autora artykułu pisze się tak, aby wprowadzić czytelnika w błąd.

----------------
* No dobrze, skoro chcecie: cała ta "teoria" jest obraźliwa dla ludzi jako gatunku i widzów jako istot o jakiej takiej inteligencji. A przede wszystkim nie trzyma się kupy, nawet pomijając takie drobiazgi, jak prawdziwa wiedza naukowa. Chodzi mi o to, że nawet jako fabuła s-f bajka o starożytnych kosmitach jest pełna dziur logicznych i sprzeczności. Pierwsza z brzegu: kosmici pokonali lata świetlne, mieli supertechnologię kontroli grawitacji, ale nasi przodkowie "w oczywisty" sposób opisali ich starty i lądowania na Ziemi jako starty... rakiet. Takich, na jakich my ledwie dociągamy do Księżyca i z powrotem. A czemu w ogóle tu przylecieli? Bo chcieli naszego złota (według Childressa) i najwyraźniej zapragnęli uprawiać seks z ziemskimi kobietami (według von Danikena).

Żaden w miarę roztropny redaktor nie dopuściłby takiej powieści do publikacji.

niedziela, 6 marca 2016

Cytat na 6 III

Ktokolwiek cudzołoży z żoną bliźniego, będzie ukarany śmiercią i cudzołożnik, i cudzołożnica.
Kpl 20,10

niedziela, 28 lutego 2016

Cytat na 28 II

Nie będziecie obcinać w kółko włosów na głowie. Nie będziesz golił włosów po bokach brody.
Kpl 19,27

środa, 24 lutego 2016

It's a kind of Magic

Alan Moore ogłosił się czarodziejem. Bo czemu nie? Jak udowodnić, że nim nie jest? Zażądać, aby rzucił jakiś czar? To tak, jak wymagać od jasnowidza podania numerów najbliższego losowania lotto. Jak wymagać od hipnotyzera gwarancji, że każdego zahipnotyzuje. Jak oczekiwać namacalnego dowodu, że spec od feng-shui ustawił Twoją kanapę DOKŁADNIE tam, gdzie bioprądy działają najkorzystniej. Jak chcieć, żeby różdżkarz od pierwszego strzału wskazał, gdzie jest woda/skarb/zwłoki. Jak spodziewać się, że kapłan ma numer do swojego boga w komórce.

Więc... Alan Moore jest magiem. Szczerze mówiąc, jeśli znasz jego nowele graficzne i któraś z nich w jakimkolwiek stopniu Cię poruszyła - bum, to mały cud. Idee z głowy czarodzieja miały wpływ na Ciebie, a nawet nie spotkaliście się osobiście*. To magia. A przynajmniej telepatia.

W takim razie, ja też chcę trochę tej akcji. A skoro realia są takie, że pozostawanie sceptykiem i wiara w metodę naukową mogą tylko narobić mi kłopotów...

OŚWIADCZAM: MAM ZDOLNOŚCI PARANORMALNE.

Odkryłem je niedawno i dopiero się rozkręcam. Dlatego nie spodziewajmy się fajerwerków. Na razie pokażę tutaj próbkę moich talentów astrologicznych. Medytowałem całą noc, jednocześnie trzymając w dłoni ołówek, którym podświadomie wodziłem na dużym arkuszu papieru. Z zapisanych skrótów i symboli ułożyłem następujący horoskop. Gotowi?

HOROSKOP DLA PAŃ NA BLIŻEJ NIEOKREŚLONĄ PRZYSZŁOŚĆ
(panom dziękuję za lekturę i zapraszam następnym razem)


BARAN
Choć jesteś silna, stanowcza i niezależna, możesz niedługo potrzebować odrobiny wsparcia. Cudza opinia może kryć w sobie ważną wskazówkę. Poważne decyzje finansowe podejmuj ostrożnie. W życiu uczuciowym ożywienie. Przychylny LEW myśli o Tobie. Możesz na nim polegać.

BYK
Choć jesteś solidna i lojalna, zdarzają Ci się momenty zwątpienia. Zwróć uwagę na znajomego LWA - może to właśnie on jest tym, który nigdy nie da Ci powodów do zwątpienia. W finansach sytuacja będzie w najbliższym czasie stabilna. Liczba OSIEM będzie wiązać się ze szczęściem

BLIŹNIĘTA
Nie możesz nikomu ufać. Poważne zawirowania w Twojej aurze. Ktoś bliski życzy Ci źle, miej się na baczności. Bardzo uważaj na zdrowie, lekarze prawdopodobnie coś przeoczyli. Finansowo zdaj się na łut szczęścia. Możliwe, że odkupienie win złagodzi wyroki losu.

RAK
Twoja wrażliwość na piękno zostanie wynagrodzona. W sferze uczuciowej możliwe zmiany na lepsze. Interesuje się Tobą LEW - jeśli nie wykona pierwszego ruchu, zduś nieśmiałość i bierz się do dzieła.

LEW
Uważaj na pochlebców. Twoja pracowitość i ambicja zostaną wynagrodzone. W miłości warto zwrócić uwagę na kogoś, kto naprawdę Cię zrozumie - a któż może poradzić sobie z tym lepiej, niż drugi LEW?

PANNA
Twoja obowiązkowość wpłynie korzystnie na sytuację finansową. Wrażliwość może sprowadzić zarówno szczęście, jak i ból. Unikaj w najbliższym czasie przesady z używkami. W Twojej przyszłości bardzo pozytywną rolę odegra LEW.

WAGA
Zwykle zrównoważona, w najbliższym czasie możesz ulec rozchwianiu. LEW pomoże odnaleźć utraconą równowagę. Trudności, które wydają się olbrzymie, wkrótce okażą się drobnostkami. Nie szalej z wydatkami.

SKORPION
Twoje praktyczne podejście do życia może zrazić kogoś, na kim Ci zależy. Poczuciem humoru zwrócisz na siebie uwagę LWA, który będzie mieć na Ciebie dobry wpływ. Wraz z powracającą wiosną, poprawi się Twoje samopoczucie.

STRZELEC
Twoja życzliwość może zostać nadużyta, ale na dłuższą metę nie będzie to mieć znaczenia. Jeśli w najbliższym czasie spotkasz LWA, okaż mu nieco uwagi. Ta znajomość może przeobrazić się w coś pięknego. Liczba TRZY będzie mieć w najbliższym czasie szczególne znaczenie.

KOZIOROŻEC
Twoja skłonność do melancholii osłabnie wraz z nadejściem wiosny. Jesteś wytrwała i szlachetna, co wkrótce zaowocuje. LEW będzie bardzo ważny w Twojej przyszłości. Rzadko myślisz o sobie, ale odrobina samolubności będzie mieć na Ciebie pozytywny wpływ. Nie szalej z wydatkami.

WODNIK
Potrzeba relaksu stłumi Twoją energiczność. Pamiętaj o LWIE, który bardzo Cię potrzebuje (nawet jeśli on sam jeszcze o tym nie wie). Najbliższy czas będzie dobry, aby rozważyć swoje sprawy uczuciowe.

RYBY
Opanowanie niecierpliwości wyjdzie Ci na zdrowie. Znajomość z LWEM może przemienić się w coś o głębszym znaczeniu. Uważaj na finanse, czeka Cię mnóstwo pokus.


Zaraz... czytasz wszystko jak leci? Nie tylko ten dla swojego znaku..?
Czyli... już wiesz, spod jakiego znaku była moja Największa, Jedyna I Prawdziwa Miłość... spod jakiego jestem ja...
Tak czy inaczej, horoskop jest autentyczny**.

A ja jestem magiem.
No... przynajmniej szamanem.
A z pewnością astrologiem.



--------------
* No, chyba że jednak znasz osobiście Alana Moore'a. W takim wypadku: pomóż mi zdobyć jego autograf.
** To horoskop. I jest napisany. Z interpunkcją i w ogóle. Więc jest autentyczny w takim samym stopniu, jak każdy inny horoskop.

niedziela, 21 lutego 2016

Cytat na 21 II

Będziecie przestrzegać moich ustaw. Nie będziesz łączył dwóch gatunków bydląt. Nie będziesz obsiewał pola dwoma rodzajami ziarna. Nie będziesz nosił ubrania utkanego z dwóch rodzajów nici.
Kpl 19,19

niedziela, 14 lutego 2016

Cytat na 14 II

Nie będziesz się zbliżał do kobiety, aby odsłonić jej nagość, podczas jej nieczystości miesięcznej.
Kpl 18,19

niedziela, 7 lutego 2016

Cytat na 7 II

Świstak, ponieważ przeżuwa, ale nie ma rozdzielonego kopyta - będzie dla was nieczysty
Kpl 11,05

środa, 3 lutego 2016

Otrzymywany spam sugeruje, że zbliżają się Walentynki

Ech, ile już czytałem postów/artykułów/felietonów*, których autor (bądź autorka) najpierw zapewnia, że ma całkowicie normalne i satysfakcjonujące życie osobiste, ale zarejestrował(a) się na portalu randkowym z ciekawości... i, być może, pod chwilowym wpływem alkoholu.

Zabawne, ale mało w tych tekstach było na temat działania portalu jako takiego, ale sporo na temat tego, że rejestrująca się osoba wcale nie musiała się rejestrować, rozumiecie, ma powodzenie, chodzi na randki, a z portalu korzysta tylko i wyłącznie z ciekawości i w ogóle...

Ja nie zamierzam wciskać takiego kitu.

Raz, moje życie uczuciowe kiedyś przypominało Blitzkrieg, potem Dunkierkę, aby teraz wyglądać niczym ruiny Nagasaki. Tego jałowego pustkowia już nic nie ożywi. I wynikające z tego Dwa:

Nie zarejestrowałem się na żadnym tego typu portalu. I nie zamierzam.

Nieważne, ile spamu zachęcającego mnie do znalezienia swojej "drugiej połowy" dostanę na e-maila. Nie skorzystam. Przy okazji - temat jednego maila brzmiał mniej więcej "Weź darmowy test osobowości"... Dobrze, skoro test jest darmowy, to co jest płatne? Od razu odmawiam marnowania pieniędzy, których nawet nie mam.

Ale skoro już rozważam sprawę... Jakie pytania są w tym teście?

Oto, jakie powinny być według mnie:

- Jakie masz uzależnienia.

- Przebyte choroby zakaźne.

- Choroby weneryczne.

- Niekaralność.

- Posiadani psychotyczni eks-partnerzy.

- Posiadane dzieci.

- Czy chcesz mieć dzieci.

- Czy wierzysz w jakiegoś boga, duchy, astrologię, UFO, reinkarnację, przeznaczenie...

- Jakiej słuchasz muzyki.

... i wiele innych. Ale jest kłopot. Na wszystkie pytania można skłamać.

Więc nawet, gdybym skorzystał z randkowego adresu www, nawet gdyby spodobała mi się tam jakaś kobieta... I tak chciałbym skorzystać z innego rodzaju usług.

Wynająłbym detektywa.

Detektyw dostałby zlecenie na trzymiesięczną obserwację. Pełną inwigilację. W miarę możliwości, porwanie i przesłuchanie z użyciem środków farmakologicznych.

Niewykluczone, że następnie musiałbym wynająć jakiegoś kilera, żeby zlikwidował nieodpowiadające mi osoby z otoczenia potencjalnej ukochanej.

Następnie musiałbym zatrudnić wybitnego prawnika, żeby za powyższe nie spędzić reszty życia w pace... albo zaprzyjaźnić się z prezydentem, żeby dostać kartę "Wychodzisz z więzienia".

Dopóki jakaś firma nie oferuje pakietu takich usług, nie zamierzam korzystać z żadnych Kupidynów z ograniczoną odpowiedzialnością. Nieważne, jak wiele spamu upchną na moim e-mailu.

-------------------
* No... co najmniej dwa. A może nawet trzy.

niedziela, 31 stycznia 2016

Cytat na 31 I

Nie będziesz oddawał pokłonu bogu obcemu, bo Pan ma na imię Zazdrosny: jest Bogiem zazdrosnym.
Wj 34,14

czwartek, 21 stycznia 2016

Tryb awaryjny

Przestałem oglądać telewizję i nie sprawdzam już wiadomości w internecie.
Nie piję - bo, jak powiada Konfucjusz, lampka wina raz na tydzień to nie picie.
Nigdy nie oglądałem anime Dragonball ani Hellsing - ale teraz za sprawą ekipy Team Four Star, oglądam wersje obu anime z ich dubbingiem i montażem.
Oglądam kolejne filmy Woody'ego Allena.

I tak nie jestem w stanie wykrzesać z siebie entuzjazmu do czegokolwiek.

Chciałem przez chwilę napisać post o przeglądaniu ogłoszeń motoryzacyjnych. Nic z tego.

Myślałem o napisaniu czegoś o tym, jak skonstruować kryminał - i jednocześnie, w osobnych postach, pisać ten kryminał w odcinkach. Nie mam na to siły.

Planowałem wpełznąć na Spotify i poszukać jakiejś muzyki, której nie znam, a potem opisać wrażenia. Nie warto.

Chciałem rozważyć doniosłe kwestie, typu teoria i praktyka wolności słowa - ale... co za różnica? Kogo to obchodzi?

Gniew się wypalił. Złośliwość zmętniała.

Mój mózg nadaje się na śmietnik.

niedziela, 17 stycznia 2016

Cytat na 17 I

We wszelkiej sprawie poszkodowania dotyczącego wołu, osła, owcy, odzieży, jakiejkolwiek zguby, o której ktoś powie, że to jego własność, sprawa obydwu winna być przedłożona Bogu, a którego Bóg uzna winnym, ten zwróci drugiemu w podwójnej ilości.
Wj 22,08

niedziela, 10 stycznia 2016

Cytat na 10 I

Mojżesz rzekł do ludu: ”Nie bójcie się! Bóg przybył po to, aby was doświadczyć i pobudzić do bojaźni przed sobą, żebyście nie grzeszyli”.
Wj 20,20

niedziela, 3 stycznia 2016

Cytat na 3 I

Nie będziesz czynił żadnej rzeźby ani żadnego obrazu tego, co jest na niebie wysoko, ani tego, co jest na ziemi nisko, ani tego, co jest w wodach pod ziemią!
Wj 20,04